Monday, March 6, 2017

A może lepiej być nie może?

    Co za dzień! Może, co za kilka dni!
W piątek otrzymałem przykrą wiadomość. Jeden z moich pracowników, który poszedł na inną budowę, dostał ataku serca i zmarł. Stał przy łopacie i przewrócił się. Bez narzekania, chałasu, padł i nie żył.
    Dzisiaj inny pracownik, Ralph (niektórzy z Was go znają), też poszedł na inną budowę. Tylko na jeden dzień. Tam także dostał ataku serca. Tym razem nie groźnie i chociaż jest w szpitalu, wszystko jest w porządku.
   Rozmawiałem z właścicielem i powiedziałem mu, żeby zapomniał o moich ludziach. Ile razy kogoś weźmie to go uśmierca, lub próbuje to zrobić.
   Już jadąc do domu, otrzymałem telefon od kolegi z pracy. Jest on jednym z tych, których uczyłem naszego fachu. Powiedział mi że rzucił pracę i przechodzi do innej firmy. Przykro mi, bo Bob był  moim dobrym przyjacielem. W tym samym czasie dowiedziałem się, że następny z moich uczniów, Sean, także rzucił pracę. Obydwoje pracowali dla mnie przez wiele, wiele lat. Teraz mają swoje budowy. Ale zaczynali u mnie, zaraz po studiach, prawie 20 lat temu.
Niestety, moja firma nie jest tą, z którą wielu chce pozostać do końca kariery. Nie zawsze płacą dobrze ale najważniejsze, nie pokazują nigdy zadowolenia z pracy swoich ludzi. Nigdy, albo bardzo rzadko, można usłyszeć od nich pochwałę. Wynagradzani są często ludzie, którzy potrafią się strasznie podlizywać, a nie są wcale dobrzy w tym co robią. I odwrotnie, Ci co ciężko pracują, nie są wynagradzani. 
     Ja czuję się tak samo. Różnica jest tylko taka, że mam kilka lat do emerytury i nie mam zamiaru zmieniać pracy w ostatnie lata. Po drugie,  dobrze mi płacą. Za to jestem na końcu listy w otrzymywaniu pochwał i atrakcyjnych dodatków. Na przykład, firma moja ma bilety na wszystkie sporty w Nowym Jorku. Hokej, koszykówka, baseball, football. I to dobre miejsca w pierwszych rzędach. Oczywiście jak chcę i poproszę to je dostaję, ale tu nie o to chodzi. Ci od obcałowanego tyłka dostają bez proszenia. Takich dodatków jest wiele. Jak chodzi o największe i trudne budowy, to bez dyskusji przekazują je pod moją kontrolę. Zresztą wielu z nich by nie otrzymali, bo miasto rząda nazwiska prowadzacego robotami. Jeśli firma nie ma kogoś z odpowiednim doświadczeniem, to tej budowy nie dostanie. Jeden z inżynierów zażartował na jednym z zebrań, że nawet jak ja odejdę, to nadal będą przebijać nowe prace z moim nazwiskiem. 
     Cały dzień był podobny. Zacząłem dwie operacje z dźwigami. Okazało się, że operator pierwszego nie był dobrze obezanany z tą maszyną i wykonaliśmy tylko 40 procent tego co wykonywaliśmy z innym, który okazało się, przeniesiony został na budowę prowadzoną prze jednego z właścicieli. Drugi dźwig nie mógł pracować przez kilka godzin, bo projektanci wykonali pomyłkę w obliczeniach i dźwig nie był w stanie podnieść metalowej belki. Geodeci, zampomnieli zaznaczyć potrzebne miejsca i wykładałem nową drogę na oko. I kilka drobniejszych rzeczy.
   Elaine zadzwoniła, narzekając że w jej mieszkaniu ponownie woda spływa z sufitu. Okazało się że jest następny problem u sąsiada mieszkającego nad nią. W weekend zepsuła się sauna parowa w łazience na dolnym piętrze. Nie wiem jak to naprawić. Nawet nie wiem co jest uszkodzone. 
Nawet wyjście na zewnątrz i próba relaksu przy parcy w ogrodzie się nie udała. Temperatury spadły do minusowych i wróciłem kichający i smarkający.
     Nawet nie cieszy mnie powrót do domu.  I nawet tu dopadły mnie kiepskie wiadomości. Wiesia wróciła do domu i okazało się że nie wygrała pracy, nad którą mozoliła się przez ostatnie miesiące. Nieraz dnie i noce. To nie była jej wina. Praca składała się z projektu (przez nią) i późniejszego wykonania. Jej partner, czyli firma która miała to budować podała tak wysoką cenę, że miasto odrzuciło ich projekt. 
Może jutro będzie lepszy dzień?   A może to już lepiej być nie może?

No comments:

Post a Comment