Sunday, September 8, 2013

Turcja - Poniedziałek 26 Sierpień




Poniedziałek 26 Sierpień.

   Dzisiejszy wyjazd na zwiedzanie, przesunęliśmy na 11:30, ponieważ zaraz po tym jedziemy na lotnisko. Zaraz po śniadaniu spakowaliśmy więc wszystko do walizek i zostawiliśmy je w recepcji, bo pokój trzeba było oddać.
     Zaczynamy jak zwykle od spotkania z przewodnikiem i w drogę. Dzisiaj pierwszy przystanek – podziemne miasto Kayamakli. Chociaż istniało przez tysiące lat w ostatnich czasach było zapomniane i ponieważ wejścia do niego były ukryte nie wiadomo było gdzie jest. Dopiero jakiś pasterz natrafił na kamień który po przesunięciu odkrył od nowa tajemnicze tego miejsca. W roku 1964 oddano je do oglądania przez turystów. Jest tam siedem pięter ale dolne dalej są oczyszczane i wzmacniane, żeby były bezpieczne do zwiedzania.  Było budowane latami a głównym celem była oczywiście ochrona przed wrogiem.  Miasto to w późniejszych czasach zamieszkiwali chrześcijanie, którzy chronili się tam przed Rzymianami.
    Każde piętro miało swój cel.  I tak pierwsze to stajnia. Tam trzymano większość zwierząt. Widać wykute w ścianach wgłębienia, gdzie wlewano dla nich wodę i karmę. 


 Były tam też pomieszczenia mieszkalne. Następne piętro to kaplice, pomieszczenia na chrzciny. Znaleziono tam też groby. Wygląda na to że tam chowani byli ludzie związani z kościołem. Trzecie piętro zawiera najważniejsze obszary podziemia: miejsca przechowywania win i pokarmów oraz kuchnie . Poziom zawiera również płaski kamień z wgłębieniami, gdzie przerabiano miedz. W niektórych miejscach znaleźć można olbrzymi kamień- koło, który używano do blokowania korytarzy. Tak był umieszczony, ze przesunąć go można było tylko od wewnątrz.


Następne poziomy to mieszkalne, toalety i służące do wszelakich innych funkcji ale nie otwarte jest dla zwiedzających. Na samym dole były też zbiorniki wodne. Z tego miejsca wydrążony jest pionowy tunel, który służył do doprowadzenia świeżego powietrza a także jako studnia wodna w chwilach, kiedy żyli oni na zewnątrz. Całość wygląda niesamowicie tajemniczo i ponuro. Trudno uwierzyć, że mieszkały tu tysiące ludzi.



     Zabawna historie opowiedział nam przewodnik. Miał wycieczkę z USA. Oczywiście wśród naszych znalazł się grubas. Został ostrzeżony (ale jak mu to powiedzieć? Panie, jest pan tłusty i nie przeciśnie się pan przez te korytarze? Idź pan na dietę i wróć za rok?), ale odmówił bezwarunkowo i twierdził, że nie będzie z nim żadnych problemów. Przewodnik nic nie mógł poradzić i wyruszyli w drogę. Nie długo trzeba było czekać, kiedy ten zaklinował się w jednym z korytarzy. I tu największy problem. Za nimi idą następne wycieczki. Nie ma możliwości wycofania się. Zaczęli przepychać go przez wąskie miejsca, a tam większość to wąskie miejsca. Ubrany był w skórzana kartkę, z której mało zostało po tej wyprawie. Nikt już prawie nie dbał o to co tam zobaczyć, tylko jak wydostać tego grubasa z tuneli. Szli przez to dwie godziny a w normalnym tempie można to zrobić w ciągu pół godziny. Przewodnik był wykończony i do tego na końcu, wszystkie wycieczki za nimi obrażały jego a nie tego grubasa, że na to pozwolił.
    Drugi przystanek, to Dolina Gołębi. Zatrzymaliśmy się tu na chwile poprzedniego dnia. Odchody gołębi używane były przede wszystkim jako nawóz w rolnictwie. Wykuwano więc pomieszczenia w skałach z jednym wejściem dla ludzi i pełno małych otworów dla ptaków. Te chowały się tam przed gorącem i oczywiście srały za darmo. Co jakiś czas ludzie dostawali się tam i to zbierali.



     Po drodze do miasta Goreme, zatrzymujemy się w miejscu, gdzie robią biżuterie.  Nie jestem tym bardzo zainteresowany ale znów czegoś się dowiaduje. Chociaż nazwa na to wskazuje nigdy nie pomyślałem, że kamień turkus pochodzi od Turków. Tam znaleziono największe złoża im z tego kraju pochodzi jego nazwa.

     Goreme to dolina kościołów.  Większe, mniejsze. Jest ich siedem w tym jednym miejscu.




Zwiedzając te miejsca odkrywam, że ludzie nie mają poczucia humoru. Stoimy na brzegu wzgórza a pod nami głęboka dolina. W pewnym momencie podchodzi para do obok stojącego mężczyzny i pyta mu się po angielsku jak tam mogą się dostać.  Wtedy ja odpowiadam: Najprędzej to zeskocz. Nie podobało mu się to i odszedł obrażony.   Później spotykamy polska wycieczkę. Na końcu wlecze się para i usłyszałem, ze mowa ze jeszcze maja 20 minut do odjazdu. Wtedy po polsku mowie, ze widziałem jak autobus odjeżdżał kilka minut temu. Tez się obrazili. Po tym przestałem żartować. 
     Zatrzymujemy się na obiad w pobliskim miasteczku. Nowe budynki wymieszane są z historycznymi jaskiniami. Wiele z nich ciągle zamieszkanych. Restauracje, hotele, prywatne. Tak jak nasza restauracja. Duży taras, mały wybudowany budynek, ale wchodząc do środka widać że ciągnie się on wewnątrz góry. Kiedy dziewczyny zamawiały jedzenie, ja szybko przeszedłem się w pobliżu, żeby zobaczyć cos więcej.



     Jeszcze jeden przystanek. Tym razem fabryka dywanów. Oczywiście ręcznie robionych. Ciekawym pomieszczeniem było miejsce gdzie z kokonów larw motyli robiono jedwab. Nigdy tego nie widziałem.




 I na tym kończy się nasza pierwsza cześć wakacji. Opuszczamy Kapadocje i udajemy się nad Morze Śródziemnomorskie. Wylatujemy  dość późno a do hotelu dojeżdżamy o drugiej w nocy.