Thursday, November 8, 2012



   Po Huraganie „Sandy„


    Wszystko powoli wraca do normy. Przynajmniej dla większości z nas. Wielu ludzi niestety, walczyć będzie z problemami po huraganie przez wiele miesięcy. Mówię o tych co stracili bliskich, pozostali bez domów. Jest też tysiące innych, którzy w dalszym ciągu nie mają prądu a zrobiło się bardzo zimno. Sytuacja z benzyną też jest dużo lepsza. Dla mnie tym bardziej, ponieważ w New Jersey nie ma już problemów z jej dostaniem. Nowy Jork ma dalej kilkugodzinne kolejki.
    Zaczęliśmy więc relaksować się i myśleliśmy że już po kłopotach ale to byłoby za dobrze. Wczoraj przeszedł przez nasze tereny następny sztorm (bez nazwy). Wszyscy tu wiedzą, że wiadomość o nadchodzącym sztormie z kierunku północno-zachodniego nie jest dobra. Taki zaskoczył nas wczoraj. Zaczął sypać śnieg około14 godziny. Bardzo mokry, przyklejający się do wszystkiego. W ciągu kilku godzin warunki zmieniły się na prawdziwe, zimowe. Kiedy wychodziłem z pracy, około 15:30, drogi pokryte były cienką warstwą śniegu. Wstąpiłem do pobliskiego sklepu na pół godziny i po wyjściu, wiedziałem, że będą problemy z dojazdem do domu. Po drodze zabrałem Elaine i wyruszyliśmy w stronę New Jersey. Nie będę opisywał szczegółów. Powiem tylko, że drogę, którą pokonuję rano w 35 minut, przejechałem w ciągu 4.5 godzin. 
     Pokażę poniżej kilka zdjęć z okolic Nowego Jorku po huraganie „Sandy„. Zdjęcia jednak nie przekażą całej tragicznej sytuacji w jakiej znajdowali się mieszkańcy.
     Drzewa łamały się jak zapałki. Blokowały ulice, niszczyły domy.


   Tak wyglądało wiele miasteczek w pobliżu oceanu.

A tak było w ich wnętrzu.

Miasteczko Breezy Point, w pobliżu mojej budowy.

Kolega z pracy mieszka w pobliżu.

Wesołe miasteczko w mieście Seaside Heights, w którym bywaliśmy na plażach.

Dół Manhattanu.

Atalntic City. Tu spacerowaliśmy razem z Wami i karmiliśmy ptaki.


U kolegi w domu. Na górze lodówki widać granicę, dokąd sięgała woda.


Nowojorskie taksówki.

Ulica na której mieszka mój kolega.