Sunday, June 2, 2013

   


    Minął prawie rok od ostatniego pobytu w polsce a ja nigdy nie pokazałem zdjęć z tych dni. Wiadomo, że głównym powodem wybrania daty ostatniej podróży, były szwagra, Wiesia Kazusia 60-te urodziny. Z tej imprezy jest też większość zdjęć a także spotkania po imprezie u Grażyny i Kazia. Są też zdjęcia z wyjazdu do Lichenia i Uniejowa. Ale o tym wszystkim pisałem dawno temu, więc teraz tylko zdjęcia.
  
 
 
     Nasz wolny czas, spędzamy na obserwacji naszej rodziny Rudzika. Okazuje się, że urodziło się aż pięć piskląt. Trochę im ciasno w tym gniazdku. Rosną jak na drożdżach. Codziennie widać różnicę. Są cały czas głodne i na razie nie widzą dobrze, więc reagują na głosy rodziców albo na ruch. Nieraz jak zawieje silniejszy wiatr, podrywają się i szukają pokarmu. Chwila potem usypiają. I tak w kółko. Trudno jest coś sfilmować, choć są tak blisko, bo gniazdko jest pod sufitem. Nie mam więc możliwości zrobienia zdjęć z góry. Ale i tak udaje mi się je sfotografować. Poniżej krótki filmik i najnowsze zdjęcia.
 
                                                        Zdjęcia
 
 
Film
 
 
 

    Mieliśmy piękny weekend. Ponieważ Elaine ma przerwę w szkole (tylko przerwę, bo bierze dodatkowe przedmioty latem), zabrałem ją na wycieczkę w przeszłość. Kiedy była mała, przez wiele lat jeździliśmy nad jezioro Silver Mine. W tym czasie nie było tam żadnych innych ludzi. Tylko my i nasi znajomi. Czyli prywatne jezioro. Gdzieś po pięciu latach, zaczęli pojawiać się Portorikanie. A Ci to całymi rodzinami. Radia, BBQ, hałas. W każdy tydzień, było ich coraz więcej i my powoli zrezygnowaliśmy z tego miejsca. Tam bywała z nami nasza mama, kiedy odwiedzała nas w Nowym Jorku. Wiąże się z tym miejscem wiele wspomnień.
       Znaleźliśmy nasze jezioro dość łatwo, choć martwiłem się, że mogę nie trafić. Dużo się nie zmieniło, oprócz tego, że nasza plaża trochę zarosła krzewami. Pojawił tam się też nasz rząd i teraz pobierają opłaty za wjazd do tego miejsca i wszędzie pojawiły się napisy: zabronione się kąpać, zabronione palić ogniska etc. Niestety cywilizacja.
     W powrotnej drodze zatrzymaliśmy się w przydrożnym sklepie. Właściciele mają swoje sady, pola uprawne i wszystko tam jest zrobione na miejscu. Miody, dżemy, ciasta, chleby i wiele innych rzeczy. Wypiliśmy kawę i zamówiliśmy te same ciastka, które jedliśmy dwadzieścia lat temu. Okazało się, że właściciel się nie zmienił i wszystko wyglądało tak jak za dawnych czasów. Tutaj czas stał w miejscu.


    Oczywiście kilka zdjęć z tego miejsca.