Dostałem też zdjęcia z naszej imprezy ukończenia szkoły średniej. Nie mam zamiaru wszystkiego pokazywać. Nie są one moje. Pozwolę sobie załączyć tylko kilka.
Na tym poniżej od lewej jedena z naszych wychowawców, A. Wozniakowska. Nie wytrzymała długo na tym stanowisku. Nasza klasa była trudna do utrzymania w ryzach i jak ktoś był naszym wychowawcą przez rok, to długo.
Następna to Krystyna Wojtenko. Ostatni wychowawca. Była wtedy postrachem w naszej szkole i jak dowiedzieliśmy się, że ona „bierze nas pod opiekę to wpadliśmy w panikę. Poźniej dowiedzielimy się, że jak ona sie tego dowiedziała, to sie popłakała, że taka kara ąa spotkała. Okazało się później, że dała sobie dobrze radę a my bardzo ją polubiliśmy. Po prawej Halina Czepulonis. Byla wtedy tylko o kilka lat starsza od nas, zaraz po studiach.
Na tym od lewej Jurek Marciniak czyli „Zagłoba„. Łapał nas często jak wyskakiwaliśmy na piwo do pobliskiego baru. Obok Wieslaw Cieślewicz. Jeszcze jeden z wychowawców, ktory też długo tego nie wytrzymał.
Ci ktorzy dobili na to spotkanie. Większość z naszej klasy ale są także znajomi z tego samego rocznika ale klas walcowników i mechaników. My oczywiście elektrycy.
Na tym od lewej Jurek Marciniak czyli „Zagłoba„. Łapał nas często jak wyskakiwaliśmy na piwo do pobliskiego baru. Obok Wieslaw Cieślewicz. Jeszcze jeden z wychowawców, ktory też długo tego nie wytrzymał.
Ci ktorzy dobili na to spotkanie. Większość z naszej klasy ale są także znajomi z tego samego rocznika ale klas walcowników i mechaników. My oczywiście elektrycy.
Nasza klasa.
I jeszcze trójka, ktora zorganizowała ta imprezę. Najważniejsza osoba to ta z prawej, mój przyjaciel Grzegorz Wasilewski. Przeżyliśmy razem wspaniałe chwile w czasie tych pięciu lat. I nie tylko z nim, bo jego rodziną. Tata Grzesia, był człowiekiem, który był dla mnie w tych czasach jak drugi ojciec.
I jeszcze może jedno. Bolek Szymański. Nie tylko ma prawie takie samo nazwisko jak ja ale urodziliśmy się w tym samym dniu. Spędziliśmy także wspólnie nasze 18-te urodziny, które można by było krótko opisać. Wypiliśmy trzy butelki wiśniówki, Bolek dostał po głowie jak wróciliśmy w nocy, ja zostałem wyrzucony z ich domu, nie pamiętam jak wróciłem do Goliny, obudzony prze mamę w niedzielę zostałem wysany do kościoła na mszę, po usłyszeniu jak ksiądz wznosząc kielich mówi pijcie z niego wszyscy, zwymiotowałem sie za drzwiami kościoła.
Moje łowy na zwierzęta w ogrodzie dalej trwają. Tym razem oprócz zwykłych wiewiórek złapałem Opossum, czyli po polsku Dydelfowaty, lub Szczur workowaty.Wygląda nie przyjemnie i bardzo często zarażone są one wścieklizną.
Ma jednak jedną ciekawą cechę. Widziałem to na własne oczy. Rano w pracy znaleźliśmy jednego w pojemniku na śmieci.
Po wypuszczeniu go na wolność w pewnej chwili przewrócił się do góry łapami i znieruchomiał. Wtedy nie wiedziałem nic o jego zdolnościach. Myślałem że mu coś się stało i zdechł. Przesuwałem go kijem, ale ten był sztywny i widocznie nie żył. Kiedy odchodziliśmy do biura, poderwał się szybko i znikł za budynkiem. On to robi często jak czuje niebezpieczeństwo i udaje zmarlaka. Mamy tu nawet powiedzenie nieżywy jak opossum.