Monday, August 28, 2017

Powrót

    Wakacje się zakończyły ale pozostał jeszcze jeden dzień na powrót. Nie wpominał bym o tym ale był on nietypowy.

   Piąta rano  wychodzimy z mieszkania. Pakujemy walizki do samochodu i siadam za kierownicą. Jest jeszcze bardzo ciemno. Wszystko zamknięte. Klucze mamy zatrzasnąć w pokoju. Zapalam silnik i pojawia się światełko, że lewe, przednie koło ma mało powietrza. Połowa wymaganego ciśnienia. Wpadam w panikę, bo mam obliczony dokładnie czas na dojazd, oddanie samochodu i dostanie się na samolot. Następne miasteczko od nas jest kilkadziesiąt kilometrów. Mam ubezpieczenie na koła i mógł bym probówać wezwać ich serwis ale wiadomo że tu nikogo nie ma więc trwałoby to bardzo długo. Postanawiam jechać.

     Natychmiast naciskam pedał do dechy i jadę powyżej 100 mil na godzinę, czyli 160 kilometrów. Powietrze wylatuje z koła ale bardzo wolno. Jadąc obliczam ile opada na każdy kilometr i modlę się żeby wystarczyło do miasta, jeśli tam będzie coś otwarte. Taka nerwówka przez półtorej godziny. Pierwsze miasteczko było opuszczone. Dopiero w drugim znalazłem stację, gdzie można było dostać powietrze. Nabiłem więcej niż inne koła i dalej w drogę. Musiałem to robić jeszcze raz ale udało mi się dojechać do las Vegas. Trochę się jednak nadenerwowałem.

     Na lotnisku już spokojniej. Samolot jest na czas. Siadam przy swoim Gate a dziewczyny idą jeszcze na zakupy. Przed samym odlotem ogłaszają, że szukają trzech osób, które chcą pozostać na jeszcze jeden dzień w mieście. Płacą za hotel, dojazd do miasta i dodatkowo po tysiąc dolarów. Bardzo dobra oferta ale ja muszę być w pracy. Nie mam najlepszej sytuacji. Nikt się nie zgłasza, więc ogłaszają ponownie. Dziewczyn dalej nie ma. Wreszcie zaczynają wpuszczać na samolot. Zostało pół godziny do odlotu a kobiet nie ma. Zaczynam znów się denerwować, bo jak nie znajdą nikogo na tą ofertę a my będziemy ostatni to mogą nas zablokować. Takie jest tu prawo. Dzwonię do Elaine a one zadowolone bo kupują i mówia że zaraz będą. Tak się wkurzyłem, że powiedziałem że sam wsiadam a one niech się martwią same. Przybiegy 15 minut przed odlotem.

    Oczywiście obrażone, że ja sie wkurzałem. No i przynajniej lecieliśmy do domu w ciszy. Tylko szum samolotowego silnika ale nikt mi nie trajkotał przez cały lot.

W domu już było wszystko w porządku i oczywiście nie zepsuło nam to całych wakacji. Tylko ja musiałem brać pastylki na uspokojenie.