Tuesday, July 2, 2013

Chmura Deszczowa



    Zacznę od tego, że piszę to drugi raz, bo po pierwszym razie, komputer nie zapamiętał tego wszystkiego i bez sprawdzenia wszystko skasowałem.

     Zdarza się, że budzimy się rano i nie zdajemy sobie sprawy, że nad nami wisi ciężka chmura deszczowa. Nie ważna jest pogoda na zewnątrz. Ta menda, przesuwa się dokładnie razem z nami. Bad Luck. Taki był poniedziałek.
    Kładąc się spać w niedzielę, nastawiłem budzik na czwartą rano, żeby mieć więcej czasu na przygotowania, bo z moim bólem w plecach, wszystko idzie dużo wolniej.
    Wstawanie nie było łatwe a jeszcze gorzej z ubraniem się. Codziennie, zajmuje mi to dosłownie kilka minut. Dzisiaj trwało przynajmniej pół godziny. Każde zgięcie powoduje olbrzymi ból. Samo wciągnięcie majtek i spodni było trudne ale założenie skarpetek to już prawie cyrkowy wyczyn.
     Pospacerowałem sobie trochę, żeby rozciągnąć kości i udałem się do samochodu. Po drodze zatrzymałem się w pobliskiej stacji benzynowej po kawę i gazetę. Przy płaceniu zdałem sobie sprawę, że nie mam swojego portfela. Musiał wypaść przy operacji ubierania się. Czyli nie mam pieniędzy, prawa jazdy, rejestracji i ubezpieczenia. Jakby zatrzymała mnie policja, to będzie mnie to kosztowało 300 dolarów, ale nie chce mi się wracać do domu. Na szczęście mam mały portfelik z kartami kredytowymi, które zawsze noszę osobno. Po kilku milach jazdy zauważyłem, że nie mam gazety, musiałem ją zostawić przy kasie.
    W połowie drogi, zaczął tworzyć się korek. Po chwili poruszaliśmy się wolniej niż piesi na poboczach. Coraz trudniej siedzieć. Coraz gorszy ból. Po godzinie dobiłem do miejsca, gdzie leżał samochód na dachu a obok jeszcze dwa całkowicie rozbite auta. Pasażerowie stali obok i rozmawiali z policją. Wygląda na to, że nic nikomu się nie stało. Ale mnie nie było ich żal. Trzeba było jechać wolniej! I znów ostry ból w plecach.
    Wreszcie dojechałem do pracy. Dosłownie wyczołgiwuję się z auta. Wchodzę do biura, gdzie miauczeniem wita mnie mój kot. Rozciąga się jak zwykle na dywanie i czeka na drapanie ale ja nie mogę się schylić.
     Dzisiaj jest bardzo ważny dzień. Mamy wylewać beton na ostatnim kawałku autostrady. Nie mam już żadnego dnia do stracenia. Włączam komputer i sprawdzam pogodę. Szok. Jeszcze wczoraj prognoza była pomyślna. Teraz pokazują deszcz o 11, 13 i 16. Wydaję polecenia ludziom. Decyduję się na jedenastą. Do dziesiątej jest nawet słonecznie. Potem spada deszcz. O jedenastej podjeżdżają pierwsze betoniarki. Wreszcie przestaje padać. Natychmiast bierzemy się do pracy. Niestety. Zaczyna lać. To jest powódź. Przez budowę płynie rzeka . Nic już nie mogę poradzić.Zatrzymuję natychmiast dostawę reszty. Następna przegrana bitwa. Wylewamy beton do przygotowanego dołu. Wszystko na śmieci. Ludzie łopatami usuwają to co zostało już wylane na drogę. Moi podwykonawcy, rezygnują z pracy i chociaż po godzinie przestaje padać, zwijają się do domu. Nie mam już siły z nimi walczyć. Wracam do biura.
     Po chwili wpada Ralph, mój pracownik. Bo.. Bo... Boss (on się jąka) wy.. wyrzuć mnie z pracy! Do diabła, o co Ci chodzi? Prowadzi mnie na zewnątrz. Mój samochód stoi zaparkowany przy schodach biura. On zaparkował dostawcze auto przed moim. Kiedy ruszał, zamiast do przodu, włączył wsteczny bieg i na pełnym gazie wbił się w mojego Forda. Trudno było je rozczepić. Zniszczył cały zderzak i zgiął ramę samochodu. A kilka tygodni temu całość była wymieniona po wypadku z sarną. Pieprzyć. Mam już tego dosyć. Mówię do niego: Idź kup mi kawę. A on się pyta, czy go wyrzucam z pracy. Nie, k...a, dostaniesz podwyżkę! Idź po kawę i nie odzywaj się do końca dnia, żeby się to dla Ciebie źle nie skończyło. Zapalam następnego papierosa, to już chyba druga paczka i wracam do biura. Teraz czuję się jak ten komunista!
Przypomnę.

    Pamiętnik komunisty.
   Wracam zmęczony do domu. Siadam w fotelu. Na ścianie wisi plakat. Lenin! Otwieram gazetę. Lenin! Odkładam gazetę i włączam radio. Lenin! Wyłączam radio i włączam telewizję. Lenin! Wyłączam. Otwieram lodówkę! Kurwa, boję się otworzyć konserwe!
   Ja tak się czuję. Boję się cokolwiek zrobić. Nie będę pisał o innych szkodach na budowie, bo staje się to opowieść fantastyczna i nikt już nie uwierzy.
    Wracam do domu. Jem obiad. Chrzanić wszystko. Idę spać. Cóż złego może mi się tam przytrafić. Chyba że zmoczę łóżko a to nie zdarzyło się od dziecięcych lat.

 Cytat dnia:
 Dlaczego kobieta ma w domu tak dużo do roboty?
Śpi w nocy to i się jej zbiera...