Monday, February 13, 2017

Wizyta u lekarza

    Nareszcie mam trochę szczęścia. Zdarzyło mi się coś, co zdarza się bardzo rzadko. 
Znalazłem na internecie chiropraktora. Wybrałem go z powodu bliskiego położenia jego kliniki.  Bez problemu dostałem wizytę i to w godzinach wieczornych co tu jest mało spotykane. Już w poczekalni, pielęgniarki były bardzo miłe. Po chwili wyczekiwania lekarz wezwał mnie do siebie. Opowiedziałem co się stało. Wysłuchał uważnie i zabrał mnie do innego gabinetu na testy.
    Najpierw ponaciągał mi nogi i nieźle wymacał, stwierdzając że to nie jest problem z mięśniami. Czyli na pewno nerwy kręgosłupa. Następnie zabrał się za testy tych nerwów. Jak to robił, pomyślałem że to wszystko bzdura. Na rysunku poniżej pokazane jest pięć, które mogły być uszkodzone.


 Położyłem się na łóżku i on kazał podnieść prawą nogę i przesunąć w prawo. Następnie lewą rekę miałem dotykać miejsce w okolicy pępka a prawą gardła. Złapał mi nogę i kazał  na siłę przesunąć w prawo a on ja ciągnął w przeciwnym kierunku. Nie dałem się przeciągnąć. Znaczyło to że nerw nr.1 jest w porządku. Teraz miałem zmienić ręce. Prawa na pępku, lewa na gardle. To samo ćwiczenie i znów wytrzymałem jego ciągnięcie. Czyli nr. 2 jest dobry. Za każdym razem zmieniał miejsca dotyku rąk i powtarzał to siłowanie. Przy jednym z nich nie miałem siły i on swobodnie przesuwał moją nogę.
Znalazł wreszcie który nerw jest uszkodzony.
   Zrobiliśmy zdjęcie rentgenowskie i kazał mi wrócić za dwie godziny.
Po powrocie pokazał mi zdjęcia. Tytaj znów rysunek.


     Ta niebieska część to dysk a rurki to nerwy. Okazuje się że jeden mam uszkodzony. Jest bardzo spłaszczony i wyciągnięty w stronę nerwu. Tak, że cały czas na niego naciska. Wytłumaczył mi, że nasz organizm reaguje w ciekawy sposób. Tak jak np. włożymy buty. Czujemy je na stopach. Po jakimś czasie jednak przyzwyczajamy się do nich i nie wiemy że je nosimy. Tutaj też tak to działa. Organizm przyzwyczaja się i przestaje wysyłać sygnały bólu. Aż do chwili, kiedy to naruszymy przez np. skręcenie czy upadek. Dysk powiększa się troszeczkę i natychmiast odczuwamy olbrzymi ból.
     Stwierdził, że jest to do wyleczenia. Nie trzeba żadnej operacji. Trochę to potrwa. Za każdym razem będzie lekka poprawa. Im dalej, tym większa. Dzisiaj po masażach dysk zmniejszy się na godzinę. Jutro na dwie, pojutrze na cztery. Ale za każdym razem wróci do uszkodzonej pozycji. Pierwszy tydzień muszę być tam 5 razy. Następny 4 i tak dalej. Po miesiącu i trochę powinienem być wyleczony na przynajmniej 5 lat. Wtedy może to powrócić, lecz nie musi.
   Teraz! Co jest niesamowite. Lekarz jest dobry, bo był nawet chiropraktykiem dla zespołu koszykówki Knicks. Wszystko grzecznie tłumaczył, niesamowicie miły a na zakończenie dał mi swój domowy telefon i powiedział że mogę dzwonić 24 godziny na dobę. Wow!
   I na tym nie koniec. Wróciłem do domu. Położyłem się na lodzie a o 20-tej wieczorem mam telefon. Lekarz dzwoni i sprawdza jak się czuję. To już jak z filmu!
Zobaczymy jak pójdzie leczenie, ale już teraz mogę funkcjonować. Ból jest już do wytrzymania.
Jeszcze ciekawostka. Nigdy nie byłem pewien czegoś, bo każdy doradzał inaczej. Czy lepiej robić kompres zimny czy ciepły. On powiedział że jak problem z mięśniami to gorący ale jak nerwy to zimny. 
   Co to znaczy dobry lekarz. Dwa razy miałem taki wypadek i zawsze u innego lekarza. Żadnych zdjęć, żadnych testów. Tylko masowanie i kasowanie pieniędzy. Oczywiście po wielokrotnych wizytach czułem się lepiej, ale to nie było leczenie. Nadzieja, że teraz jest inaczej.

Chiropraktyk

      Dochodzę do wniosku, że trzeba unikać narzekania na wszystko, co może dotyczyć mojego życia. Kilka dni temu pisałem o zmianie podejścia do pracy u obecnego pokolenia. Dzisiaj musiałem udowodnić, że jestem z tej starej generacji. 
Wczoraj padał zmrożony deszcz. Wyszedłem z domu o piątej rano. Wszystko wokół pokryte było warstwą lodu. 


Zszedłem ostrożnie po schodach i później wolno sunąłem w kierunku auta. Niestety, w połowie drogi wykonałem specjalny taniec pająka. Poślizgnąłem się na tym lodzie. Nie upadłem ale na końcu zatrzymałem się na jednej ręce, podobnie jak na poniższym zdjęciu.


    W tej samej chwili obejrzałem przepiękne gwiazdy i sztuczne ognie. Coś strzeliło mi w plecach nad biodrami. Nawet nie krzyknąłem z bólu tylko zalałem się łzami. Postałem tam chwilę zapłakany i następnie doczłapałem się do samochodu. Posiedziałem chwilę i postanowiłem jechać do pracy. Nawet tam, po prawie godzinie od wypadku, dalej ciekły mi łzy. Wziąłem pastylki na ból i teraz próbuję przetrwać. Nie mogę jednak nic robić. Zamówiłem wizytę u chiropraktyka i siedząc w biurze, wpisuję się w mojego bloga.
    Żona będzie niezadowolona. Wczoraj zepsuło się wejście na strych. Wymierzyłem wszystko i miałem iść kupić nowe.


   Nawet nie wiem jak bym mógł to wynieść ze sklepu ale o założeniu już nie ma mowy. Jak widać na zdjęciu to nie tylko drabina ale cała drewniana rama. Normalnie zakladają to przynajmniej dwie osoby a ja to robię sam. W moim stanie nie jest to do wykonania. Będzie musiała poczekać. 
   Dobrze że idę do lekarza, bo to nie pierwszy raz zdarza się coś takiego. Zawsze w tym samym miejscu. Za każdym razem leczyłem się sam. Może on coś pomoże?