Sunday, July 26, 2015

Urodziny


    Zbliżają się moje 60-te urodziny. Pamiętam, kiedy jako młody chłopak patrzyłem na ludzi w takim wieku, wydawało mi się że to bardzo stare , niedołężne dziadki. Teraz się z tym nie zgadzam, ale patrząc na młodych ludzi widzę niedoświadczonych w życiu „gówniarzy”.
    Widzimy to co chcemy zobaczyć. Tak samo jest przy ocenie swojej przeszłości. Jak w starym powiedzeniu. Jedni widzą szklankę na pół pustą a inni pół pełną. W podobny sposób możemy spojrzeć na swoje życie.
    Spojrzenie to może całkowicie zmienić jego wygląd. Kiedy patrzyłbym na nie wzrokiem pesymisty, widział bym coś w tym stylu.
      Młode lata spędzone w biedzie. Żadnych zabawek, wymyślnych przyjemności. Szkoła podstawowa to jedna męka. Przez wszystkie lata byłem wyśmiewany i bity. Wysoki i chudy, odstające uszy, brak przednich zębów, dwójek, które nigdy nie wyrosły. Byłem bardzo łatwym celem dla Golińskich opryszków. Ukrywałem to przed wszystkimi i nawet rodzice nie wiedzieli przez co przechodziłem. W średniej szkole to się skończyło. Porwało mnie jednak szybko życie bardziej rozrywkowe. Zabawy, spotkania z kolegami doprowadziły szybko do kłopotów w szkole i wyniki w nauce też bardzo ucierpiały. Skończyłem szkołę ale trudno nazwać to sukcesem. W Wyższej Szkole pierwsze lata spędzone na zabawach i alkoholu. Ostatnie w walce z komunizmem. Nieprzespane noce, organizowanie podziemia, ucieczki przed milicją. Nieudany poród i śmierć pierwszego dziecka. Pobity do nieprzytomności przez milicję na cmentarzu przy grobie córki.
     Wystarczyło tego na decyzję o ucieczce z kraju i wyjazdu do Ameryki. Ale i tam przez pierwsze 10 lat to bieda i codzienna walka o przeżycie. Przez te lata, aż do pierwszego wyjazdu do polski nie miałem żadnych wakacji. Tylko praca. Później lekka poprawa i dopiero ostatnie lata przyniosły rezultaty i wygodniejsze życie. Ale już tylko dla starzejącego się pana.
    Wszystko to jest prawdą i patrząc w ten sposób można by było powiedzieć, że po prostu swoje życie przesrałem.
    Tylko, że to nie jest prawdą. Ja widzę to całkiem inaczej.
     Komunizm był systemem, który odbijał się na życiu starszych ale nie dzieci. Może nie było pieniędzy, zabawek, ale nam nie było to potrzebne. Bawiliśmy się byle czym. Kawałki kory z drzew zamieniały się w modele łódek, który puszczało się w strumykach wodnych i urządzało wyścigi. Gry w piłkę, wyprawy nad jeziora, palenie ognisk na okolicznych polach i wiele innych przyjemności. Trudno byłoby sobie wymarzyć lepsze dzieciństwo.
      W szkole podstawowej oprócz regularnych przyjemności wpadłem w sidła magii książek. Przeczytałem setki, może tysiące tomów. Powieści, poezja, podróżnicze. Czytałem po kilka książek na raz, co wyprowadzało moją mamę z równowagi. Nigdy nie było za dużo czasu i wiele z nich musiałem czytać pod kołdrą z latarką w ręku. A czasu było mało, bo kolekcjonowałem wszystko co można było wtedy zbierać. Znaczki pocztowe, pocztówki, naklejki na zapałkach, zdjęcia sławnych ludzi i ich autografy, puszki od piwa i wiele innych drobniejszych. Kilka z nich przetrwało do dzisiaj. Mam 90 procent wszystkich znaczków polskich i bardzo dużą kolekcję amerykańskich. Reszty się pozbyłem. Także został mi zbiór kilkuset zdjęć z podpisami aktorów, piosenkarzy.
      Średnia szkoła to pięć lat przyjaźni i używania życia. To prawda, że nauka nie była dla mnie wtedy najważniejszą częścią ale na pewno życie było przyjemne. W latach szkoły podstawowej wstydziłem się wszystkiego i nigdy nie chodziłem na zabawy szkolne, nigdy nie tańczyłem. Starsza siostra zadbała o zmianę i na siłę nauczyła mnie poruszać się z partnerką przy dźwiękach muzyki. Od tego dnia nie opuściłem żadnej zabawy i to nie tylko w mojej szkole ale także wszystkich okolicznych. Wtedy też przeżyłem pierwsze miłości. A zakochiwałem się bardzo często.
     Nadszedł czas na Wyższą Szkołę Inżynierską w Koszalinie. Pierwszy raz opuściłem dom rodzinny i zamieszkałem samodzielnie. Dzięki szwagrowi, który już tam studiował, dostałem się szybko do grupy studentów, która przewodziła w życiu tamtejszej uczelni. Oprócz nauki zacząłem działać w różnych organizacjach. Pracowałem też w Klubie Studenckim. Życie było tak przyjemne, że nie myślało się o ukończeniu studiów ale przeciwnie, o ich przedłużeniu. Był okres, gdzie wielu z nas żyło na granicy alkoholizmu. Wielu historii nie można nawet opisać, bo niejeden z czytających by się oburzył. Ale wtedy nikt tego tak nie widział. Mieliśmy pieniędzy więcej niż rodzice. Dostawałem stypendium ze szkoły. Później stypendium fundowane z firmy dla której miałem pracować po ukończeniu studiów. Pracowałem w klubie jako bramkarz i tam też wpadało nam nieźle kasy. Dorabiało się także w Spółdzielni Studenckiej, która załatwiała nam krótkie prace w każdej dziedzinie. Np. kiedyś odbierałem ciężarówki w Starachowicach i doprowadzałem je do firmy budowlanej w Koszalinie. 
      Ostatnie lata studiów, już trochę poważniejsze. Poznałem Wiesię i po roku wzięliśmy ślub. Zaangażowałem się także w walce o wolność Polski. Z kilkoma przyjaciółmi, założyłem na naszej uczelni Niezależne Zrzeszenie Studentów Polskich. Teraz jak sobie przypomnę te czasy to wyglądają bardzo żałośnie. Prawda, że poświęcałem wszystko w tym celu. Ale nasza świadomość polityczna i wiedza na tematy co powinno być zmienione w naszym kraju była zerowa, jeżeli nie ujemna. Wiedzieliśmy że chcemy uwolnić się od komunizmu i Rosjan i że chcemy tutaj zbudować kraj taki jak Ameryka. To wszystko. Za to energii i serc nie brakowało do tej walki.
    Następnie przyszła decyzja o wyjeździe z Polski. Wiedziałem, że coś się ma zdarzyć, bo teść, który pracował w sztabie wojewódzkim Wojska Polskiego, przekazał mi informacje, że wielu otrzymuje broń. Żona ponownie była w ciąży i istniało ryzyko utraty następnego dziecka, więc szybka decyzja i ucieczka z kraju.
    W czasie stanu wojennego, gliniarze przyszli do mieszkania teściowej z nakazem aresztowania ale nas już tam nie było.
      Jeżeli mogę sobie pozwolić na lekkie narzekanie to może przez te pierwsze lata w Ameryce. Ciężka praca, nauka w szkole, wychowywanie urodzonej tam córki. Dziesięć lat bez dnia wakacji. Ale też potrafiliśmy znaleźć przyjemności w tych latach. Zawiązały się nowe przyjaźnie, które istnieją do dnia dzisiejszego. Spotkania, zabawy, cudowne wspomnienia z naszą córką Elaine. Nie wszystko można mierzyć miarą dobrobytu.
       Potem szybko zaczęły przychodzić sukcesy w pracy i poprawa sytuacji materialnej i tak dobiliśmy do dzisiejszych dni.
       Trudno jest zmieścić całe swoje życie w kilku linijkach zapisanego papieru. Ale nie o to tutaj chodzi. Chciałem powiedzieć, że jestem jednym z tych, którzy widzą (wielu ma to samo, ale nie potrafi tego zobaczyć), że spędziłem 60 cudownych lat i nie żałuję niczego co zrobiłem. Nie mówię o drobnych sprawach i błędach, które popełniłem. 
     Miałem i mam wspaniałą, kochającą się rodzinę. A nie wszyscy mają takie szczęście. Nawet Ci co "przyszyli" się do nas (czyli szwagrowie, żony moich siostrzeńców) są dla mnie tak bliscy jak moje rodzeństwo. Od średniej szkoły do czasów obecnych miałem okazję spotkać wspaniałych ludzi i szczęście pozostania z nimi w gorącej przyjaźni. Po ciężkiej pracy, doszliśmy do sukcesów w swoich zawodach, co daje wielkie zadowolenie. Jeszcze większe, bo nikt nam w tym tu nie pomógł. Wszystko zapracowane przez nas samych. Mam wygodny dom, wszystko czego potrzebuję. Nawet moje największe marzenie o podróżach po świecie po woli się spełnia.
    Nie męczy mnie myśl, że mam już tyle lat. Nie obawiam się przyszłości. Jeżeli się ma walizkę wypchaną takim bagażem wspomnień, nie straszna jest podróż w nieznane. Wszystkim serdecznie dziękuje za te lata i
   Happy Birthday To ME!!!
 

Poniżej możecie obejrzeć to na filmie.  Musiałem podzielić go na dwa. Jeden to zdjęcia a drugi video. Jak zwykle są na YouTube i zauważyłem że ten ze zdjęciami jest już zablokowany w Niemczech (a z doświadczenia wiem, że jak w Niemczech to i w Polsce). Na wszelki wypadek włożyłem go też na Vimeo.
                                       

Zdjęcia

 

Video

 
 

                                Zdjęcia na Vimeo