Wróciłem z pracy wykończony fizycznie i psychicznie. Zanim jednak wyciągnę się wygodnie w łóżku, postanowiłem coś na ten temat napisać.
Jeszcze niedawno chodziłem do pracy z przyjemnością. Każdy dzień był nowym wyzwaniem i rozwiązywanie problemów dawało dużo satysfakcji. Czas się zmienia. Nie mogę się doczekać przejścia na emeryturę. Świat opanowany jest przez polityków, socjalistów i zielonych, czyli tych, którzy przejmują się więcej jeleniem jedzącym kogoś trawnik niż ludźmi, którzy mają problemy z postawieniem jedzenia na stole dla swojej rodziny.
Moja obecna budowa wyceniona jest na 400 milionów dolarów. Powinna trwać około trzech lat. Bez żadnych trudności mógłbym zaoszczędzić dla miasta minimum 50 milionów dolarów i skrócić czas jej trwania o pół roku lub więcej. Najważniejsze w tym jest to, że to nie pieniądze miasta są marnowane tylko nasze podatki. Moja budowa jest jedną z wielu, wiadomo, więc dlaczego podatki są coraz wyższe.
Tylko kilka przykładów. Droga, którą przebudowuję, leży nad brzegami oceanu. Wzdłuż, równolegle do niej ciągnie się dróżka dla rowerów i pieszych.
Jak bym policzył tych, którzy jej używają, w najgorszym dniu liczba nie przekroczyłaby setki. Budowa składa się z kilku faz. Dwie linie w kierunku północnym. Po przesunięciu ruchu, dodatkowa linia na północ i jedna na południe. Jeszcze raz zmiana ruchu i dwie linie na południe. To opisane w bardzo prosty sposób, bo nie jestem tu w stanie przekazać całości tego procesu. Najważniejsze w tym wszystkim, że za każdym razem, kiedy następuje zmiana ruchu, dróżka znajduje się na naszej drodze i trzeba budować tymczasową. Powtarza się to wiele razy. Gdyby ktoś zdecydował, żeby ją zamknąć na dwa lata, jedynymi poszkodowanymi, byłaby ta grupka ludzi, która się tam nieraz pojawia. Czy to nie jest warte zaoszczędzenia 30 milionów dolarów? Ja nie mam żadnej drogi na rowery w naszym miasteczku i żyję. I 95% innych ludzi też ich nie ma. Gdyby tak pojeździli sobie na tych rowerach tak jak my, na pobocznych drogach to by tak naprawdę zmieniło ich życie?
Szerokość naszej drogi jest około 40 metrów. Po każdej stronie jest wiele miejsca. Rośnie tam trochę nic nieliczących się drzew i wiele krzaków. Gdyby to wyciąć, wybudować drogę obok a później zasadzić dwa razy tyle drzew i krzaków ( o wiele ładniejszych niż te, co tam rosną) można byłoby zmniejszyć koszt o jedną czwartą i przyspieszyć prace o rok. I jeszcze jedna ważna rzecz. Każdego dnia musimy zamykać jedną z trzech linii w każdym kierunku, co tworzy wielokilometrowe korki. Doprowadza to ludzi do pasji. Rzucają na nas różnymi rzeczami, przeklinają. Gdyby budować według mojego planu, nie byłoby takiej potrzeby.
My, jako prywatna firma, wygraliśmy ten kontrakt z powodu najniżej wyceny. Dodany jest do tego czas. Czyli budowa obliczona jest np. na trzy lata. Kiedy skończymy ją trzy miesiące wcześniej, dostaniemy 8 milionów nagrody. Kiedy spóźnimy się trzy miesiące, zapłacimy 8 milionów kary. Wyglądałoby to na sprawiedliwy kontrakt. Jest tu jednak pewien problem.
Inspektorzy, którzy nas sprawdzają też są prywatną firmą, ale zatrudnioną przez miasto na zasadach czas i materiał. Czyli płacone mają za każdego człowieka, za każdą godzinę z np. 10% dodatkiem. I tu jest problem. Nam zależy żeby szybko skończyć a im żeby jak najdłużej pracować. Im dłużej, tym więcej zarobią. Nie trudno jest znaleźć coś, co nie zgodne jest z przepisami, więc oni, którzy mają pełne poparcie miasta utrudniają nam życie i trudno cokolwiek jest zbudować.
Ostatnio bardzo często padało. Wszystkie dołki, rowy zalane są wodą. Tydzień temu założyłem pompę, żeby wyciągnąć wodę z rowu, w którym skończyłem układać rury kanalizacyjne. Wody było tyle, że 30 minut pompowania i byłoby po wszystkim. Woda z tego rowu, miała być pompowana do innego rowu, który wykopałem obok. Wyłożony był on specjalnym materiałem, który przepuszcza wodę, ale zatrzymuje zanieczyszczenia. No i co? Budowa zatrzymana przez inspektora. Dlaczego? No bo przecież w tej wodzie mogą być jakieś zanieczyszczenia, które przedostaną się przez ten materiał i wtedy ziemia będzie skażona!!!!!
Pamiętajcie, że to woda deszczowa. Ten sam deszcz padał obok i on nie jest skażony. Ale w naszym rowie! Na pewno skażona. Musiałem sprowadzić specjalne zbiornik, do którego pompowałem tą wodę. Tam były trzy przegrody, przez które woda się przelewa, zanim wypuścimy ją do tego dołka, który zbudowałem przedtem. Koszt - nasz. Strata czasu - dwa dni.
Kilka miesięcy temu, zacząłem zakładać główną kanalizację. Ponieważ rury miały być umieszczone bardzo głęboko a tam są tylko piaski, wykopanie tego rowu nie jest łatwe. Specjalną maszyną wbijamy w ziemię metalowe (nazwę to deski), długości 12 metrów i szerokie na metr. Połączone są one razem i kiedy to skończymy, są tam wbite w ziemię dwie metalowe ściany. Wtedy tylko wykopać piasek między nimi i wyłożyć rury. Kiedy skończyłem, deski zostały wyciągnięte i rów zasypany. Następnego dnia zacząłem zakładać inne rury dla elektryków w tym samym miejscu, ale już tylko 30 centymetrów głęboko. W momencie zaczęcia kopania, zjawia się inspektor od drzew i zatrzymuje budowę. Dlaczego? Dwa metry od naszego rowu jest koniec naszej budowy i rosną zaniedbane, malutkie, połamane drzewka. Twierdzi, że kopiąc ten rów, możemy uszkodzić ich korzenie i drzewka umrą. Trzeba, więc wszystko wykopać ręcznie i w momencie znalezienia takiego korzenia on fachowo go obetnie. Nie pomogło tłumaczenie, że tydzień temu wbiliśmy tutaj 12 metrową ścianę, więc cokolwiek tam nie było już zostało przecięte. Musieliśmy kopać bez maszyny. W rowie długości 150 metrów, znalazł dwa korzenie. Nie musiał obcinać, nasze deski zrobiły swoje. Koszt - nasz. Strata czasu - trzy dni.
Mógłbym pisać godzinami i nie skończyłbym tego tematu. Smutne to wszystko. Empire State Building wybudowano w ciągu roku. Dawno, dawno temu. Teraz Fredom Tower budują już 8 lat i zostało im jeszcze kilka. Tak jest z drogami, mostami i wszystkim innym. Jak jestem z moimi młodymi inżynierami, żałuję ich. Ja mam jeszcze 8 lat i emerytura a oni całą karierę. Oni też się martwią. Wielu z nich nie wytrzymuje tej głupoty i myśli o zmianie pracy albo założeniu prywatnej firmy. Jeden chce zostać kucharzem. Ha ha.
Wszystko jest to jednak bardzo smutne. W tej całej biurokracji, głupocie giną talenty, prywatna inicjatywa, ambicje a wszystko kończy się na odwalaniu roboty, bez genialnych rozwiązań, bez ambitnych posunięć. Wszystko ma być zrobione według zapisanych zasad. Nikt nie myśli o tym, że przepisy te to tylko kierunek a warunki na budowach zmuszają nas do różnych zmian.
Ja jestem z tego gatunku, który musi wymrzeć, bo nie potrafię znaleźć się w tym nowym świecie.
Kilka zdjęć z mojej budowy.