Muszę wykonać pewną pracę, która wchodzi na tereny należące do firm transportu kolejowego. W Nowym Jorku jest bardzo przestrzegane bezpieczeństwo w okolicy torów kolejowych. Kiedy więc tam mamy pracować, „zamówić” musimy pana, który nas będzie obserwował i np. w momencie przejazdu pociągów zatrzymywał moje prace.
Nie chcę dyskutować nad logiką niektórych zasad. Nie mam zamiaru się ponownie zdenerwować.
Podjechaliśmy w miejsce pracy. Ludzie wyładowali sprzęt, pokazałem dokładnie co mają zrobić. Było już 40 minut po rozpoczęciu dnia pracy ale dalej nie było między nami naszego stróża. Zadzwoniłem do inspektorów z zapytaniem co się stało. Odpowiedzieli, że spróbują go znaleźć i oddzwonią.
Na wszelki wypadek, wyszedłem na miejsce parkowania samochodów i zauważyłem mały samochód i kogoś wewnątrz. Był on tam od pierwszej chwili naszego przybycia na to miejsce. Podszedłem bliżej. Olbrzymi czarny grubas, siedział, leżał na częściowo rozłożonym siedzeniu i coś jadł. Jadł jak świnia, bo jedzenie ciekło mu po jego tłustej gębie. Zapukałem do szyby. Otworzył niezadowolony. Spytałem się czy czasem nie jest on moim inspektorem od kolei.
Odpowiedział krótko: Tak i włożył następną łyżkę pełną jedzenia do obrzydliwej jamy ustnej. Wspomniałem delikatnie, że my już tu jesteśmy i zaczynamy prace.
Wystękał szybko OK i zamknął okno.
Ten człowiek ma płacone 10 godzin za każdy dzień, nie ważne ile pracuje. Czyli osiem godzin plus dwie ponadgodziny płacone podwójnie. Razem 12-cie godzin. Nawet (a tak się często zdarzało), gdyby zdecydował, że nie możemy dziś pracować z powodu dużego ruchu pociągów. Wtedy po jednej godzinie idzie do domu z wypłatą za dziesięć. Myślę, że dla niego nie ma to dużego znaczenia. Leżeć tu w samochodzie, czy w jakimś śmierdzącym mieszkaniu na kanapie przy stole pełnym hamburgerów, nie sprawia mu różnicy. Tacy ludzie nie mają dużo wymagań od życia.
Godzinę później przejeżdżałem obok publicznej szkoły. Przez ulice przechodzili piesi. Nie na wyznaczonych pasach ale gdzie im wygodniej. W chwili zauważenia kogoś takiego, szczególnie dzieci, nie zastanawiałem się ani sekundy, tylko zatrzymywałem samochód żeby pozwolić im przejść bezpiecznie. To wydaje się powinno być bardzo normalne.
Normalne jednak powinno być coś dodatkowego. Posiadając choć trochę wychowania i kultury, wypadałoby żeby ludzie Ci za to podziękowali. Chociaż kiwnęli głowami w znak takiego gestu. Nawet jeden tego nie zrobił.
Jak zmieniły się czasy od mojego dzieciństwa i młodosci. Ile razy byłem wkurzony, bo wstawałem, żeby w autobusie ustąpić miejsca starszej osobie. Ale to się miało we krwi. Tak musiało być. Dziękuję i proszę były najważniejszymi słowami w naszym codziennym życiu. To prawie nie istnieje, szczególnie w dzielnicach, w których ja pracuję.
Wczoraj byłem ponownie u lekarza. Czakając w poczekalni, zdałem sobie sprawę, że wszyscy (około 10 osób) tekstowli na telefonach. W tej chwili ich świat to ekran telefonu. Patrzyłem się na to chwilę i nie wytrzymałem.
- Przepraszam, ale muszę się z Wami czymś podzielić. Patrząc na Was zdałem sobie sprawę, że mamy duży problem. Najpierw Bóg dał nam rozum a teraz stworzyliśmy telefon.
Nikt się nie odezwał. Po sekundzie wszyscy wrócili do tekstowania.
Wczoraj kolega przysłał mi zdjęcie. Przypomniało mu się coś z niedawnej przeszłości. Kiedy zaczynałem tą budowę, robiliśmy testy na betonie. Obecni byli inspektorzy z miasta. Ja wtedy jeszcze paliłem papierosy. Jeden z nich wspomniał, że palenie na budowach w Nowym Jorku jest nielegalne. Wie że nie jest to przestrzegane ale w miejscach takich jak to, musimy przynajmniej nosić maski.
Nie spodziewa się, że Polak znajdzie wyjście w takiej sytuacji.
Wystarczyła dziurka w masce. Moi ludzie pękali ze śmiechu ale on już się nie odezwał i zostawił mnie w spokoju.