Saturday, August 17, 2013

Birthday





      Cieszyć się, czy się nie cieszyć, O to jest pytanie?   Następne urodziny i zastanawiam się czy w moim wieku mam być z tego powodu zadowolony?  Może kiedy się obchodzi 100 lat jest powód, bo pobiło się wszystkich innych ale teraz to każdy rok przybliża nas do nieuniknionego. I chociaż liczymy się z tym, że zostało nam dużo ze złotych lat dostojnego wieku, to jednak wiele rzeczy może się zdarzyć. To tak jak z emeryturą. Powtarzamy: Już mam tej pracy dosyć, chciałbym odpocząć. To by działało, jakby można odejść na emeryturę jako 50-latek, ale niestety trzeba dociągnąć do emerytalnego wieku. Więc nie jestem pewien do czego się tak spieszę. 

    Wracam do urodzin. Było ich już 57. W dziecięcym wieku to oczekiwanie na prezenty. Prawdę mówiąc, w sytuacji gospodarczej komunistycznej polski i naszych rodziców w tamtych czasach, nie było to nic imponującego dla dzieci. Prezenty musiały być praktyczne. Można więc było dostać skarpetki, portfel etc.  Jak Tomek Wiśniewski dostał od ojca skrzyneczkę z narzędziami stolarskimi (taka dla dzieci) to zostało mi dziś w pamięci, bo mu tak zazdrościłem.  Takie były czasy. To tak jak z ślubami. Ludzie dostawali nieraz te same rzeczy od różnych gości a były to ręczniki, pościel. Potem musieli to sprzedawać. 

      Później naszedł czas młodych lat.  Tutaj nie liczyły się prezenty ale impreza z kolegami. Nie były to imprezy z tańcami ale muzyka w tych czasach, była ważna częścią naszego życia. Co pamiętam najwięcej z tego okresu?  Ciemne pokoje oświetlone czerwonymi żarówkami, muzyka Pink Floyd, Led Zeppelin, Santana.....  Alkohol kupiony w Peweksie za uzbierane przez cały rok dolary. Przypomina mi się jaka wartość wtedy miały dolary. Kiedyś doszedłem do fortuny i miałem 10 dolarów. Kupiłem za to jeansy Wranglera, paczkę papierosów, butelkę wódki i jeszcze mi zostało.  Jeszcze jedna ważna rzecz, może najważniejsza to dziewczyny. Przecież to był czas, że zakochiwało się kilka razy do roku. Za każdym razem przeżywało się je, tak jakby to było pierwszy raz. Były też dziewczyny, które zmieniały nas jak rękawiczki. Specjalnie jedna, która tylko w naszej klasie elektrycznej w ciągu kilku lat zmieniła chyba z ośmiu z nas. Stwarzało to wiele problemów między nami. Jak rzuciła jednego i zaczęła z nowym, to oczywiście poprzedni pokłócił się z następca, ale natychmiast poprzedni porzuceni stawali się jego kolegami. Następna zmiana i znów to samo.  W końcu kiedy wszystkich nas rzuciła i przerzuciła się na inna klasę, znów byliśmy w pełnej zgodzie. Najważniejsze urodziny w tamtych latach to oczywiście osiemnaste. W klasie miałem kolegę o podobnym nazwisku. Różniliśmy się tylko jedną literką. On Szymański i ja Szumański. Ale urodziliśmy się w tym samym dniu. Bolek pochodził z Gniezna. Postanowiliśmy spędzić te urodziny razem u niego w domu. Dojechałem do Gniezna autobusem i od razu zaczęliśmy imprezę w jego pokoju. Co nam przyszło do głowy żeby pić wiśniówkę? Może tylko to miał? Po wypiciu olbrzymiej ilości tego trunku, poszliśmy na miasto i tam też zamówiliśmy wiśniówkę. Późno wieczorem wróciliśmy do domu. Tam czekała jego mama. Kiedy zobaczyła w jakim byliśmy stanie, jej twarz zmieniła się tak jakby to ona piła a nie my. Bolek dostał ręka w głowę z nakazaniem natychmiast pójścia do pokoju spać a mnie wyprosiła. Nic nie mogłem poradzić tylko doczłapałem się do autobusu i wróciłem do domu. Szybko dostałem się do łóżka żeby przespać te zaburzenia w głowie i żołądku. Niestety. Na drugi dzień była niedziela. Po tylko kilku godzinach snu, budzi mnie mama i każe wstawać do kościoła. Nie mogłem jej tłumaczyć, że ledwie stoję na nogach. Grzecznie ubrałem się i poszedłem do naszego kościołka. Niestety ból głowy i rewolucja w żołądku nie miała dla mnie litości. Nogi mi się trzęsły, stanąłem wiec na zewnątrz przy otwartych drzwiach. Tam próbowałem przestać mszę. Wytrzymałem do momentu komunii świętej. W tym momencie ksiądz podniósł kielich i wymówił swoje: I pijcie z niego wszyscy. Tego było dla mnie za dużo. Zwymiotowałem się za drzwi kościoła i natychmiast poszedłem do domu spać. Przez wiele następnych lat nawet zapach wiśniówki powodował mdłości i zaburzenia.

     Następny okres, już dorosłego człowieka to tańce, zabawy i oczywiście niezastąpiony alkohol.  Najpierw studia.  W tym czasie alkohol dominował nad tańcami. Z okresem mądrzenia i dorastania, sytuacja się zmieniała i zabawy stały się ważniejsze. Jedna z tych imprez miałem w stanach na początku naszego pobytu. Było to w czasach, kiedy mieszkałem w Astorii, Queens. Bawiliśmy się do samego rana. Około 6 rano, kiedy zostało nas osiem osób, ktoś wpadł na pomysł, żeby nie kończyć tego pięknego dnia i od razu pojechać na plażę. Wielkim zgodnym chórem wszyscy się zgodzili. Wsiedliśmy w mojego Chevroleta, zaopatrzeni w dwa coolery wypełnione lodem i butelkami alkoholu i w drogę. Dojechaliśmy na plaże Jones Beach około 7 rano. Nikogo tam jeszcze nie było. Porozkładaliśmy koce i szybko do następnych toastów. Było tego już trochę za dużo, wiec każdy po kolei padał i przysypiał. Pamiętam jedno. Kiedy wyciągałem się na kocu, plaża była pusta. Kiedy otworzyłem oczy, ta sama plaża, wypełniona była ludźmi. Szkoda, że nikt nie zrobił nam zdjęcia. Ośmiu ludzi śpiących jeden przy drugim, czerwoni od palącego słońca i od wypitego alkoholu. Butelki i kieliszki porozstawiana wokół nas. Na twarzach przechodzących ludzi można było rozróżnić dwie reakcje. Rozbawieni i śmiejący się, bo nasz obraz był powiedzmy tragiczny, lub wzburzeni i zgorszeni. Też nie ma co się im dziwić. Wiadomo dlaczego. Natychmiast obudziłem innych. Budzili się ze stękami i narzekaniami na ból głowy. Natychmiast potem zwinęliśmy sprzęt i wróciliśmy do domu.

    No i ostatnie lata. Nie robię już imprez. Wole je robić z innych okazji. Nowego roku, Halloween i bez okazji. Nie lubię jak wszyscy przychodzą i przynoszą prezenty. Lepiej jak ludzie przychodzą do mnie bez zobowiązań i wydawania pieniędzy na nieraz nieprzydatne rzeczy. Urodziny przeszły do rodzinnych celebracji. Z żoną i córką. Wyjście do restauracji, szampan. To raczej wszystko.
     Z tego wygląda, patrząc na to z matematycznego punktu widzenia, że następny okres to ja sam przy stole, woda z kranu, suchy chleb i przypominać będę sobie jak to było w innych okresach mojego życia.
    Oczywiście tak źle nie jest. Zabawy dalej trwają ale urodziny nie są już tym najważniejszym dniem roku.      Nie żałuję żadnego okresu poprzednich lat. Każdy miał coś innego, wspaniałego i niczego bym nie zmienił. Jedynie przykro wspominam momenty, kiedy pokazywałem niezadowolenie z otrzymanego prezentu w latach dzieciństwa. Jak dzisiaj pamiętam zatroskaną twarz mamy. Teraz wiem, że nie stać było ich na nic innego. Ale jako dziecko nie myślałem o tym. Zawsze powtarzam, że dawanie prezentów przynosi większą radość niż ich otrzymywanie. I ona napewno musiała to strasznie przeżywać, że ja tym się nie cieszę. Dzisiaj tak chciałbym dostać od niej portfel i ją mocno uściskać.

     Dzisiaj są moje urodziny. Nie potrzebuję żadnych prezentów. Wszystko co można otrzymać już dostałem. Wspaniałą, kochającą rodzinę, wielu przyjaciół, zdrowie, dobrą pracę. Czy można otrzymać lepszy prezent od moich?

    Na zakończenie kilka zdjęć, nie koniecznie z urodzin ale z różnych lat.
 
 

To jedyne zdjęcie kiedy byłem mały. Siedzę na dziadka kolanach.
 
 
Blondyn to ja. Ubrany w najnowszy styl majtek kąpielowych.

 
Początek szkoły średniej.

 
Zakończenie szkoły średniej.
 
Na studiach.

 
Pierszy rok w Stanach.

 
32-ie urodziny.

 
37-me urodziny.

 
40-te urodziny

 
50-te urodziny.


Ostatnie urządzane party na moje urodziny. 54 lat stary.