Thursday, February 22, 2018

Action Park

    Codziennie w czasie przerwy na lunch, siedzimy przy stole i w czasie posiłku rozmawiamy na przeróżne, nawet najgłupsze tematy, omijając problemy w pracy. Kilka dni temu, ktoś wspomniał o Action Park i przypomniały mi się czasy tego zwariowanego parku wodnego, znajdującego się godzinę od miejsca w którym mieszakam.
      Były to lata osiemdziesiąte. Tak bardzo różniące się od tych obecnych. Każdy dbał o siebie. Nikt nikogo nie sądził. Jeśli coś się przydarzyło to przyjmował to za swój błąd, brak szczęścia albo o pech. I życie się dalej toczyło. Action Park uznany był w pewnym okresie za najbardziej niebezpieczny ze wszystkich podobnych. Muszę przyznać, że było w tym dużo racji. Widziałem na własne oczy kilka wypadków i sam zresztą brałem w tym udział. Ale wtedy, nikt na to nie zwracał uwagi. My mieliśmy zabawę wartą tego ryzyka. Bawiliśmy się naprawdę świetnie. Dzisiaj więc wspomnę coś o tym miejscu. Niestety nie wiem gdzie jest mój jedyny film z Action Park. Wiem że miałem nagranych kilka zjazdów, ale to jeszcze na starych taśmach VHS i musiałem go gdzieś zagubić.
      Było tam niesamowicie dużo różnych atrakcji. Wszystkie związane były z wodą, oprócz jednego. Najlepiej porównać to do zjazdów saneczkami na lodowych torach. Tylko tu tory zrobione były z betonu. Siadało się na płaskiej desce na kółkach. Z przodu była rączka, którą można było pociągnać do siebie i wtedy dodatkowe małe kółka umieszczone pod nią, podnosiły deskę z przodu co powodowało hamowanie. W większości wypadków to działało. Ale nie u mnie i wielu innych. Tego dnia, był ze mną Leszek Okołotowicz. Ja wyjechałem pierwszy. Natychmiast rozpędziłem się do dużej szybkości i się trochę przestraszyłem. Zacząłem hamować. Niestety. Kółka pod deską okazały się uszkodzone. W chwili podnoszenia, wózek tracił kontrolę. Jechał raz w lewo, raz w prawo. Było blisko do wypadnięcia z toru. Nie miałem innej możliwości tylko przestać hamować. Nie pomogło to dużo bo doszedłem do takiej szybkości, że na zakręcie wyleciałem w powietrze. Przefrunłem kilka, kilkanaście metrów i spadłem po drugiej stronie na te tory. Byłem w krótkim rękawie i upadłem na prawe ramie. Od barku do łokcia, skóra została starta  jak papierem ściernym. Pozbierałem się jakoś. Zakrwawiony, wziąłem wózek i ponownie wróciłem na tor. Musiałem się jakoś dostać na dół. Tym razem jechałem cały czas na hamulcu. Na dole stało pełno ludzi w kolejce. Kiedy mnie zobaczyli, połowa zrezygnowała z zabawy. Tam opatrzyli mi ranę i wróciliśmy do domu. Nie mam swojego filmu, ale mam inny z tego samemgo miejsca. Chłopak ten ma więcej szczęścia niż ja. Nic mu się nie stało, bo jego fruwanie, było trochę łagodniejsze, ale obrazuje to co mi się przydarzyło.

     Kamikaze był tym z którego było najtrudniej wystartować. Przerażał. Wspinało się po schodach wiele pięter, stawało na górze, patrzyło w dół na pionowy spad i wielu wracało po schodach bez próby zjazdu. Inaczej wygląda to z boku a inaczej, kiedy stoi się na górze. Na tym zjeździe, kolega Janek, złamał palec u nogi. Zabawą nie był tylko sam zjazd, ale oglądanie innych. Kiedy wchodziło się na górę, były ostrzeżenia, żeby dziewczyny nie zjeżdżały w dwu częściowym kostiumie. A my liczyliśmy na to, że one na to nie zwrócą uwagi. I nieraz nie zwracały. Kiedy więc staliśmy na dole, wiele z nich mogliśmy oglądać tylko w majteczkach. Nie mogły się też zasłaniać, bo jak się leci w takim pędzie to nikt nawet nie myśli o biustonoszu, tylko o tym czy przeżyje. Tu jest ten zjazd.

     Było kilka moich ulubionych. Pierwszy to zjazd, na małych materacach zrobionych z pianki. Żeby nie opisywać wszystkiego, najpierw film.

    Ja miałem świetną zabawę a powodem tego była moja waga. Im cięższy człowiek, tym szybciej leci. Na końcu zjazu, stworzono zagłębienie, gdzie było dużo wody. Zastępowało to hamulce. Ale ja byłem jak ten płaski kamień którym rzucamy po wodzie i odbija się jak „kaczka”. Przelatywałem przez to bez możliwości zatrzymania i lądowałem na dużej ścianie z gumy i okrzykami tłumu, który ogląda to z pobliskiego tarasu.

   Drugi ulubiony zjazd nazwanany Colorado River. I znów filmik. 

   Ten był stosunkowo bezpieczny ale bardzo dużo zabawy, szczególnie kiedy zjeżdżało nas wielu i zawsze ktoś, coś wydziwił.
Tarzan. 
Sam skok do wody był już straszny ale najgorsze było samo lądowanie. I nie dlatego że z wysoka ale z powodu temperatury wody. Było to źródło i woda zawsze była bardzo zimna. Kiedy czekało się na swój skok, stało się w pełnym słońcu, więc ciało nagrzane a lądowało się w lodowatej wodzie.

     Przelot przez rury. Wskakiwało się w taką rurę, która częściowo szła pod ziemią, więc zjazd był w pełnej ciemności. Na końcu pojawiał się punkt światła i po chwili wypadało się z niej jak kula armatnia i znów do tej lodowatej wody. 



Później dodano do tej rury pętlę.  Zdarzało się, że ktoś, kto nie leciał zbyt szybko, zatrzymywał się na jej górze i nie potrafił z tego wyjść. Na szczęście był przepis, że nikt nie może rozpocząć zjazdu przed zobaczeniem poprzedniego, wylatującego z rury.


     Następnym niebezpiecznym miejscem był basen z falami. Są one na całym świecie ale w Action Park, bardzo mało uwagi zwracano na bezpieczeństwo. Fale były olbrzymie. Nie zawsze takie same, więc nieraz można było się dostać do tych niebezpiecznych. Chyba zależało to od tego co je kontorlował. Dużo wypadków było przy samym wyjściu. Wchodzilł się po płaskim, coraz głębiej, aż do chwili, kiedy traciło się dno. Wyjść można było także po drabinkach. Ale ludzie zapominali o niebezpieczeństwie fal. Zaczynali wchodzić kiedy byli na górze fali. Łapali się drabinki a tu woda się wycofała. Po chwili przerażeni tracili balans i wisieli trzymając się rękoma tej drabinki. Woda wracała bardzo gwałtownie i odrywała ich od niej. Wpadali więc pod fale. Jeśli się nie mylę, to właśnie wypadek śmiertelny z tego miejsca spowodował zmknięcie parku.

    Było jeszcze dziesiątki innych atrakcji. Wszystkie wspaniałe. Szkoda, że wszystko tak się zmieniło i już nie można tak szaleć. Wiem, bezpieczeństwo. To ma sens. A jednak! Nie miał bym nic przeciwko powrocie do tych czasów!!
Podobno park jest ponownie otworzony. Wszystko jest już bardzo dobrze zabezpieczone. Ale wiele z nich jest podobnych do tych starych. Brakuje może tego dreszczyka niebezpieczenstwa ale dalej można sie pobawić i przestraszyć. 

Sunday, February 18, 2018

Stracone złudzenia

   A już myślałem że blisko wiosna. Dzisiaj obudziłem się i to jest za oknem.



Wednesday, February 14, 2018

Happy Valentine's Day

     Happy Valentine’s Day. Za moich czasów w polsce takiego święta nie było i nie jestem pewien jak się prawidłowo składa życzenia. Wszystkiego najlepszego z okazji dnia ...? Szcześliwych Valentynek? Nic tak naprawdę nie pasuje.
    U mnie prosto, żonie kwiaty. Dostanie je po pracy, powie coś takiego O dziekuję bardzo i wszyscy zajmą się swoją robotą. Im większy bukiet tym głośniejsze O ale ostatnio coraz cichsze. Córce zrobiłem kartkę na ten dzień.



      Dzisiaj kontynuacja pokazywania czystej głupoty liberałów i jak głęboka i nieuleczalna jest choroba, którą oni szerzą.
     W jedenj ze szkół Nowego Jorku, na Staten Island co roku odbywała się zabawa Ojciec - Córka Taniec. W tym roku została odwołana przez dyrektora szkoły. Jaki był tego powód? Ostatnio coraz więcej uwagi zwraca sie na 0.01 procenta społeczności i twierdzi się że to dla równouprawnienia. I 99.99 procent musi się do tego dostosować. Kiedy rodzi się dziecko, (nie wiem jak ktoś może zadecydować) rodzice mogą zaznaczyć ze dziecko jest płci X. Czyli ani dziewczynka ani chłopiec. Bo dziecko będzie miało czas na zdecydowanie się kim chce być. A może pozostać na przykład homoseksualistą. I właśnie z tego powodu nie będzie tej zabawy, bo idioci twierdzą, że Ojciec - Córka jest dyskryminacją dla grupy X. Czyli nie wiadomo co! Może gdyby nazwa zabawy byłaby Taniec Ojciec - córka, syn, niewiadomo co, to wtedy byłoby ok ją przeprowadzić!!!
     W sądzie jest kilka spraw o dyskryminację. To znów w Nowym Jorku. Sprawa założona jest o 10 milionów dolarów. Trzech pracowników, kierowca autobusu, pracownik sanitarny i pracownik Szpitala Staten Island University uważają, że pokrzywdzono ich wyrzucając ich z pracy. Powód wyrzucenia? Złapano ich kilka razy jak zamiast pracować po prostu spali.
    To bez serca ludzie tak ich potraktowali. A przecież to nie jest ich wina że sa bardzo grubi i z tym wiąże się potrzeba częstego snu. Niestety nie wystarcza im reszty dnia, więc zasypiają często w pracy. No kurwa mać! To teraz nie będę nawet mógł zwrócic uwagi takiemu. Przyśnie sobie a ja będę czekał przy nim kiedy się obudzi, bo jak go obudzę za wcześnie to mnie zasądzi o dyskryminację?!
   Kilka dni temu, dowiedziałem się i wszyscy inni, że nie tylko ludzie (republikanie) są rasistami ale nawet rzeczy martwe. Na przykład monety. Amerykańscy sportowcy wybierali między sobą tego, kto ma ponieść flagę na zimowej olimpiadzie. Wyszło na to, że głosy rozłożyły się dokładnie na dwie osoby. Saneczkarkę Hamlin i łyżwiarza Shani Davis. Już przed głosowaniem, ustalone było, że gdyby coś takiego się stało to o losie zadecyduje moneta. Rzucono ją i wypadło na Hamlin. I tutaj okazuje się że rasistowska moneta zrobiła to złośliwie. Shani Davis jest czarny. Oburzony, narzekał i skałdał skargi, że jest to niesprawiedliwe i on jest poszkodowany. Ciekaw jestem, czy zdaje sobie sprawę, że gdyby stało się odwrotnie, to moneta ponownie została by oskarżona o dyskryminację, bo nie wybrała kobiety! Liberałowie muszą się trochę napracować i stworzyć listę ważności. Kto jest u nich pierwszy. Czarny, hiszpańskiego pochodzenia, kobieta, homoseksualista czy na przykład nieleglany imigrant. To by był cyrk, gdyby pięciu takich walczyło o dostanie się na jakieś stanowisko. Kogo tu wybrać?
     Na prawdę nie trzeba szukać głęboko, żeby znaleźć dziesiątki, setki takich sytuacji. Nie wiem jak można poważnie dyskutować na takie tematy z demokratami. A tak naprawdę, to nie można, bo w większości nie mają argumentów, rzucają tylko sloganami, to nie ma nic do rzeczy, nie masz serca, jesteś nieludzki, jesteś faszystą, etc, etc. Na zakończenie jeszcze jedna ciekawostka. W Nowojorskich więzieniach, przebywający tam mają otrzymać za darmo tablety z połączeniem do internetu. Co niesłusznie? Dlaczego? Przecież większość więźniów to tylko przypadki albo brak szczęścia. Nie oglądacie filmów? Na przykład Shawshank Redemption( zresztą jeden z najlepszych filmów jakie oglądałem) ale w tym filmie każdy więzień, morderca to dobry człowiek, nawet bardzo dobry. Znaleźli się tam przez przypadki albo błędy systemu. No więc tak też trzeba ich traktować. Teraz będą mogli mieć kontakt ze społeczeństwem, facebook i jak po trzydziestu latach wyjdą z więzienia to ten właśnie tablet pozwoli im wrócić do naszej rzeczywistości i przeżyć produktywnie resztę swojego życia.
A jak ja byłem mały to historie zaczynały się od, Dawno, dawno temu w dalekim kraju, żył sobie......  
       Czy w przyszłości będzie jeszcze gorzej? Czy to się kiedyś odwróci? Czy jesteśmy po prostu skazani na życie w tej farsie do końca? 

Monday, February 12, 2018

Photoshop

    Weekend upłynął spokojnie. Mogę się przyznać, że tym razem większość czasu to odpoczynek. Ponieważ przyzwyczajony do ciągłych zajęć, nauczyłem się robić kilka rzeczy na raz i nawet przy odpoczynku to robię. W moim prywatnym pokoju mam cały sprzęt elektroniczny. Mój komputer ma dwa ekrany na których mogę pracować jednocześnie i jescze jeden, który służy za telewizję. Zaczęła się zimowa olimpiada i ja też włączyłem się w ogladąnie wiekszości zmagań sportowców. Nie chcę wspominać o naszym rozgoryczeniu po przegranej Polaków w skokach narciarskich. Mógłbym się wyciągnąć w pokoju wypoczynkowym i tam wszystko oglądać, ale jak powiedziałem, u mnie w pokoju, moge robić coś dodatkowo.
    Tak natchnęło mnie i postanowiłem spróbować stworzyć nowe fotografie z moich wakacji. Oczywiście znaczy to, przeróbka starych na słynnym photoshop. W telewizji oglądam sport a jak nic ciekawego się nie dzieje to przerabiam te fotki. Co z tego wyszło?
      Pierwsze ze zdjęć to afrykańskie safari. Na poniższym zdjęciu widać wynik tej pracy.

     Nie będę opisywał dokładnie jak to zrobione ale wspomnę że ja jestem z innego zdjęcia, tło to jezioro w Botswanie. Każde ze zwierząt pochodzi z innych zdjęć. Oczywiście dodany do tego podkład pokoju, powiesiłem na ścianie ramę obrazu i na końcu stworzyłem wodospad, wygladający jakby woda przelewała się z tego zdjęcia.
       Drugie to z wakacji w Hawajach. Zdjęcie orginalne, tylko że musiałem wyciąć siebie ze zdjęcia, bo stałem prawie na środku i nie mogłem zmieścić innych rzeczy. Przesunąłem siebie, a to puste miejsce po mojej osobie, zamalowałem trawą i ziemią. Z wulkanu powiekszyłem ilość dymu i dołożyłem kawałek ziemi wyciętej z orginalnego zdjęcia a przerobionego trochę, żeby wyglądało jak mała wysepka. Tak jakby ta część została wyrwana z ziemi przez wybuch. Na koniec dodałem zwierzęta i drzewa.
  


    To jest z pobytu w Arizonie. Ale tak naprawdę to tylko kajak z dziewczynami. Reszta to z dziesięciu różnych zdjęć. Butelka, piasek,wyspa, ocean, niebo, fale. Każdy z tych elementów przyszedł z innej fotki. Potem to trzeba wszystko złożyć, pozmieniać kolory, żeby do siebie pasowały, zlikwidować połączenia między szczegółami a wszystko to, żeby wyglądało to w miarę naturalnie. Jeżeli coś takiego można nazwać naturalnym. 



     Ostatnie to juz zrobione wcześniej. Zdjęcie z imprezy Halloween z 2009 roku, gdzie przebrany byłem za kaczkę. Wszyscy uważali że za kurczaka. Zabawiłem się ponownie w stworzenie portretu z tej imprezy.

Czy Wiesi z 2012 roku.



Friday, February 9, 2018

Planowanie wakacji

     Dalej zimno i to wszystko na temat pogody!
Jedyną dobrą rzeczą w tym okresie roku jest czas który spędzam nad planowaniem wakacji na ten rok. Większość turystów idzie po prostu do agencji i zdaje się na łaskę pracowników, co mu podadzą na jadłospisie. Wybierają tylko miejsce pobytu. U mnie wygląda to trochę inaczej. Pierwsza rzecz to wybranie kraju. Następnie tworzę listę miejsc, które chciałbym zobaczyć. Jest ich zawsze duża liczba. Dlatego robię mapę kraju i zaznaczam te wszystkie lokalizacje. Potem sprawdzam odległosci i możliwości przenoszenia się. Po tej analizie wiem, że nie będę w stanie zobaczyć wszystkiego i eliminuję te do których trudno byłoby się dostać a nie są aż tak ważne. Tak powstaje pierwszy plan mojej podróży. To przekazuję do agencji a oni znajdują agenta w danym kraju, który planuje całą wycieczkę. Po jakimś czasie otrzymuję ich ofertę. Nigdy się jeszcze nie zdarzyło, żeby wszystko mi odpowiadało i wtedy zaczynają się dyskusje i zmiany. Jedno jest pewne, że pierwsze ich propozycje wypełnione są drobiazgami, które sprzedają przeciętnym turystom. Wejścia do muzeów. I nie mówię tu o czymś ciekawym. Zaprowadzają Cię do fabryki z dywanami, gdzie mają także olbrzymi sklep, co nazywają muzeum i tam probują Ci wcisnąć coś do kupienia. Początkowo nabierałem się na te ich atrakcje. Oni dostają pieniądze za sprowadzanie tam turystów. Unikam też na ile można przejazdów w dużej grupie, bo to zawsze jakiś problem.
       Tak więc, po wielu rozmowach dochodzi do zatwierdzenia planu. Niestety, często muszę zrezygnować z niektórych rzeczy, bo nie jest się w stanie tego połączyć. Może być nie po drodze, nieraz trzeba brać dodatkowy samolot i inne problemy. Ale w większości jest to co ja sobie wybrałem.
     My różnimy się trochę od innych turystów. Na przykład nie interesuje mnie zwiedzanie dużych miast. Na przykład  Dubai. Gdybym miał dużo lat przed sobą, to oczywiście nie miał bym nic przeciwko temu ale wolę oglądać naturę, przebywać na safari, odwiedzać miejsca w których ludzie żyją jak za dawnych czasów, ogladać zabytki ważne dla naszej historii, etc.
     Moje plany zależą też od Wieśki i Elaine. Nieraz nie są w stanie lecieć ze mną, wtedy wyjeżdżam z Marianem i wybieram inne miejsca niż z moją rodziną. W tym roku, wygląda na to że polecimy razem, kierunek jest więc na Boliwię. Wielu natychmiast mi się pyta a gdzie to jest i po co tam?
Wymienię tu kilka miejsc, ktore muszę zobaczyć. Nie będę tego opisywał, bo zrobię to jak nasze plany dojdą do skutku. Jezioro Titicaca i pływające wioski.



Wyschnięte słone jezioro.  Salar de Uyuni.





Dolina Księżyca



Narodowy Park Madidi





Park Narodowy Andyjskiej Fauny - Eduardo Avaora



Jest jeszcze wiele innych miejsc ale to już w relacjach z podróży, jeśli dojdzie do skutku.

Monday, February 5, 2018

Pomoc socjalna

     W naszej codziennej gazecie, znalazłem artykuł o tegorocznym budżecie Nowego Jorku. Największe miasta w Stanach są w wiekszości demokratyczne. Wiadomo, tutaj mieszka najwięcej biednych i oni zawsze będą głosować na tych, którzy roztrwaniają pieniądze. California jest liderem, ale Nowy Jork nie jest daleko za nimi. W tym roku zaplanowane jest wydanie dwóch miliardów dolarów na pomoce socjalne. Wspomnę, że na przykład dział sanitarny, czyli sprzątanie miasta, dostanie tylko 1.7 miliarda a straż pożarna 1.8 miliarda.
     Pomoc socjalna jest potrzebna i niezbędna, ale..!   Kiedy zaczyna rozdawać się za dużo, to wiadomo, że wielu lub wiekszość nie zamierza nigdy tego zmienić, bo niby dlaczego? Zapomogi, są dużo większe niż minimalna zapłata za pracę. Dostają mieszkanie, jedzenie, telefony, pieniądze na podstawowe wydatki i nic nie muszą robić. Po cholerę więc iść do pracy?  System socjalny, powinien działać na zasadzie pomocy i zmuszania do szukania lepszego życia a nie jego zapewniania. Mamy więc tu normalnych obywateli, którzy próbują dojść do czegoś. Zaczynają od najgorszych prac. Płacone mają 10 dolarów na godzinę i muszą za to utrzymać siebie i rodzinę. Żyją więc w biedzie, ale dalej walczą i po jakimś czasie dochodzą do czegoś lepszego. Ci na zapomodze mają dwa wyjścia. Zostać w tym co mają i jedyna rzecz o jaką się muszą martwić to żeby nie utyć tak, że nie będą mogli zmieścić się przez drzwi, bo wtedy nie mogli by odbierać swoich czeków od miasta. Druga, to znaleźć pracę, ale wtedy stracili by bardzo dużo finansowo.
     Miasto nie robi nic żeby to zmienić. Wielu, mających dobre kontakty z władzami, robi na tym niesamowite pieniądze. Ponieważ nie zawsze jest miejsce w specjalnych domach dla niepracujących, miasto wynajmuje hotele. Nie są to te lepszej jakości. Właściciele nie dbają o nie. Nie ma się co dziwić, jeśli mieszkają w nich Ci, którzy je dewastują. Cena wynajęcia, nie jest jednak dużo niższa niż tych normalnych. Piszą, że średnia w ubiegłym roku doszła do 4800 dolarów za miesiąc, za pokój. To jest 130 dolarów za dzień.
A ten, który pracuje za najniższą stawkę, zarabia 80 dolarów dziennie!
       Istnieją też całe osiedla, setki budynków, wybudowane przez miasto, dla tych którzy potrzebują pomocy. Tam dostają mieszkania Ci, którzy pracują, ale o niskich zarobkach i nie mogą utrzymać rodziny. Wspaniała idea. Tylko ponownie!
Podam przykład z przeszłości, bo sam byłem tego świadkiem. Moj kolega, złożył podanie o takie mieszkanie. Podał, że zarabia tylko 100 dolarów tygodniowo. Jeździł ze mną na taksówce. Ja w tym czasie wynajmowałem mieszkanie za 600 dolarów. On dostał od miasta za 100 dolarów na miesiąc. Ja miałem dwie sypialnie, kuchnie i pokój wypoczynkowy. On miał duplex, czyli dwa piętra. Jego pokój wypoczynkowy był większy od mojej kuchni i dwóch sypialni. Jedyną negatywną cechą była jego lokalizacja. W większości mieszkali tam czarni i jego samochód, dwa razy znalazł bez kół. Parkować więc tam nie mógł. Ciekawostka. W tych budynkach bardzo często spotkać można duże grupy rosjan, czy rosyjskich żydów. Oni najlepiej potrafią wykorzystywać miasto. 
     Jak widać, ludzie Ci nie mają żadnych motywacji, żeby wyciągnąć się ze stanu „biedy”. Nie ma w tym żadnego sensu. A ktoś za to płacić musi.
    Dziwne jest też podejście do samej pracy. Jeżeli już tak musi być, to dlaczego nie można ich zmusić do pracy? Nawet tych nie niezbędnych. Na przykład sprzątania ulic. Ale według demokratycznej filozofii, to byłoby nieludzkie!  I tak słodko upływa czas w tym pięknym mieście. My pracujemy każdego dnia, ponadgodziny, weekendy dlatego, żeby inni mogli oglądać cały dzień telewizję. 

Friday, February 2, 2018

Zimno!

      Chyba nie doczekam się wiosny. W tej chwili jest tylko - 3 stopnie Celsjusza ale jest obrzydliwy wiatr, który obniża temperatury i czuje się jak - 11 stopni. Za moich czasów w Polsce, sprawdzało się tylko termometr. Nie wiem czy to się zmieniło ale tutaj temperatury podawane są podwójnie. Taka jaka jest zmierzona na termometrze i druga jak to tu nazywaja, Realfeel. Czyli tak jak czujesz rzeczywiście. 
      Podjechałem samochodem do swoich ludzi. Wyszedłem na zewnątrz i długo nie wytrzymałem. Wróciłem szybko. Po chwili otworzyłem okno i krzyknąłem czy nie jest im za zimno. Nikt nie odpowiedział ale kilkanaście środkowych palców poszło w górę.
    Kilka dni temu podniesliśmy most i stare łożyska zostały zdjęte. Spieszymy się i mam nadzieję, że będę mógł wylać beton w poniedziałek. Na razie wszystko się trzyma i nie widać żadnych obsunięć. Aby tak dalej.
    A po za tym to nic się nie chce w takie zimno. Tylko przetrwać do wiosny.