Środa, 3 Październik 2012
Minęło wiele dni od ostatniego wejścia na moją stronę. Czas upływa w przyspieszonym tempie. Już czuć w powietrzu zapach Świąt Bożego Narodzenia.
W pracy mam nieustające kłopoty. Wspominałem o moich terminach ukończenia mostu i na razie jestem kilka kroków do tyłu. Pracując w niesamowitym tempie, ukończyłem większość prac, tak jak zaplanowałem. I co z tego? Tym razem siły wyższe utrudniają mi życie. Prawie codziennie mamy deszcz. Wylewanie betonu na moim moście, rozłożone jest na 5 faz. Pierwsza, to jeden koniec mostu. Druga (drugi koniec), musi być rozpoczęta w ciągu maksymalnie 24-ech godzin po pierwszej. Chodzi o to, że wylewając takie ilości betonu, metalowe belki, które podtrzymują beton, zaczynają się wyginać. Przez jedną dobę, beton jest jeszcze elastyczny i zmieni kształt bez żadnych uszkodzeń. Po tym czasie, może zacząć pękać. Dlatego, jeżeli nie zdążymy w ciągu tych 24 godzin, musimy czekać 3 dni. Wtedy beton ma już wystarczającą wytrzymałość i wyginanie belek nie powoduje niszczenia betonu.
Po wyczekaniu następnych 3 dni, wylewamy środkową część mostu. Następne 3 dni i 4 faza, czyli między środkiem i pierwszą. Ostatnia, między środkiem i drugą. Może trochę za dużo nudnych informacji dla Was, ale chciałem pokazać z czym walczę. Gdybym, miał dobrą pogodę, mógłbym skończyć wszystko w ciągu dwóch tygodni. Z powodu deszczy, może się to przeciągnąć do trzech lub czterech. A to przybliża mnie do następnego problemu, niskich temperatur. Kiedy spadnie poniżej 7 stopni Celsjusza, nie wolno nam kontynuować prac przy betonie. To może skazać nas na oczekiwanie wiosny a to już kryzys i strata bonusu dla firmy w wysokości 8 milionów dolarów. Wtedy, chociaż to nie jest moja wina, pozycja inż. Szumańskiego jest zagrożona. Męczę Was tymi szczegółami, bo jestem przytłoczony tym problemem.
Po za pracą, nic ciekawego się nie wydarzyło. Jestem w trakcie przygotowań do naszej afrykańskiej przygody. Kupiłem kilka drobiazgów, jak safari kapelusze, kremy na komary, nowy obiektyw do aparatu fotograficznego. Byłem także u lekarza na szczepionkach. Okazuje się, że nie musieli straszyć igłą, lecz dali mi tabletki. Mam je zacząć brać dwa tygodnie przed wyjazdem.
W tym samym czasie zacząłem prace nad organizacją corocznego Halloween Bal, w naszym domu. Wygląda na to, że będzie więcej ludzi niż zwykle. Na razie nikt nie zrezygnował, choć jeszcze 6 par nie odpowiedziało. Do naszej regularnej grupy doszło wielu nowych. Może być prawie 50 osób. Jak będzie bardzo zimno (deszcz, śnieg) i nikt nie będzie wychodził na zewnątrz, to nie mam pojęcia jak się wszyscy zmieścimy. Będą musieli siedzieć na zmiany w kiblach! Skończyłem nagrywanie nowej muzyki i filmu z poprzedniej imprezy.
Taka jest u mnie tradycja, że na danej imprezie, wspólnie oglądamy film z poprzedniej. Dopiero później, pojawia się on na YouTube. Robię to po kilku godzinach od rozpoczęcia imprezy. Wszyscy po obejrzeniu jak dobrze się bawili poprzednim razem, dostają dodatkowej energii i po tej prezentacji zaczyna się prawdziwa zabawa. Zawsze trzeba coś zrobić żeby ludzie złapali bakcyla i rozpoczęli tańce. Moja metoda działa znakomicie.
W ten weekend zacznę dekorować dom. Ciężka praca ale daje satysfakcję po ukończeniu.
W ostatnią sobotę, byłem na imprezie u Indyków ( nawet nie wiem dlaczego tak na nich mówimy. To nie jest ich nazwisko. Jak ich poznałem tak ich nazywali). To jest ich coroczna zabawa, a główną atrakcją jest pieczona świnia (bardzo smaczna). Podobna do tej, którą ja mam dla swoich ludzi w pracy. Krótko mówiąc, byłem u Indyków na Świni.
Tym razem byłem sam. Elaine uczyła się do egzaminu, a Wiesia musiała pracować. Nie zmieniło to faktu, że tradycyjnie byłem ostatnim gościem i dobiłem do domu po 4 rano. Przynajmniej tutaj (odwrotnie niż u Was) nikt mnie nie straszył policją, czekającą w krzakach z lizakami.
Czterech żonatych mężczyzn w niedzielne przedpołudnie
gra w golfa. Przy trzecim dołku jeden z nich mówi:
- Nie macie pojęcia co musiałem przejść,
żeby dzisiaj z wami zagrać.
Musiałem obiecać żonie, że w przyszły weekend
pomaluję cały dom.
Na to drugi: - To jeszcze nic, ja musiałem obiecać,
że wykopię w ogródku basen...
Trzeci: - I tak macie dobrze...
Ja będę musiał przejść całkowity remont kuchni...
Czwarty z graczy nie odezwał się ani słowem,
ale oczywiście pozostali nie dali mu spokoju:
- A ty czemu nic nie mówisz?
Nie musiałeś nic
obiecać żonie żeby cię puściła?
- Nie - odparł czwarty.
- Ja po prostu
nastawiłem budzik na 5:30 rano.
Gdy zadzwonił, to szturchnąłem żonę i spytałem:
"Seksik czy golfik?" W odpowiedzi usłyszałem:
- Odpierdol się, kije są w szafie...