Powinienem strasznie narzekać. Wczoraj powrót do domu zajął mi 2,5 godziny. Normalnie 20 minut a w korkach 40. Ale jak ja mówię, nie jest źle jeśli jest gorzej u sąsiada. Rano sprawdziłem wszystkich z pracy i podam ich czasy. Wiesiek, który jedzie normalnie 45 minut, wczoraj spędził 7 godzin. Bob jechał 8 godzin. Sam, mój stolarz, który mieszka miasteczko obok mojego, znlazł się w domu 11 godzin po wyjeździe z pracy. I mój kolega Paul, który dojechał o 3:30 rano i pobił rekord, bo ta podróż zajęła mu 12 godzin.
Dlaczego? Padał śnieg. A spadło go tylko 15 centymetrów, co u nas nie jest niczym wielkim. Dzisiaj wszyscy tłumaczą, że śnieg spadł dokładnie w szczycie ruchu samochodowego, było tyle samochodów, że pługi nie mogły dojechać, etc. Wymówki i kłamstwa. Od 37 lat jak tu jestem, nigdy czegoś takiego nie było. Przyczyny są proste. Zignorowanie tego opadu śniegu przez miasto. Czas opadu też oczywiście dodał (szytowe godziny) ale to nie pierwszy raz tak się dzieje.
Tą burzę zapowiadali od ostatniej niedzieli i tym razem się nie pomylili. Przed każdym opadem śniegu, sypie się u nas sól na drogach. Po kiedy napada to już za późno. Tym razem nie widziałem jednej ciężarówki ją sypiącą. Zawsze pługi czekają na poboczach i kiedy zacznie padać, natychmiast zaczynają spychać śnieg na pobocza. Tym razem pierwszy pług zobaczyłem około 18-tej. Mówią że nie mogli dojechać bo takie były korki. Kłamstwo. To jak dojechała policja w różne miejsca żeby zamknąć drogi? Bo tak było wszędzie. Zamknięte wyjazdy z autostrad, zamknięte ulice, zablokowane skrzyżowania. Nikt nie kierował ruchem, nikt nie sprzątał. Kompletny chaos.
Ja złamałem wszystkie możliwe prawa ruchu. Tylko dlatego dojechałem w tak “krótkim” czasie. Ludzie nie potrafią jeździć w takich warunkach. Trzeba było przejeżdżać ulice po chodnikach, w złym kierunku jazdy etc.
Ale miałem także dużo szczęścia. Napierw objechałem samochód, który ześlizgiwał się na spadzistej ulicy. On, i za nim inne zablokowały tą drogę i mój kolega jadący za mną musiał zawrócić. Później wskoczyłem w ostatniej chwili na Most Washingtona. Tam górny poziom był już zamknięty dla ruchu a za mną zamnknęli dolny. Chciałem zjechać na lokalne ulice ale wszystkie zjazdy także zamknięte, więc jechałem w nieznane. Wreszcie udało mi się gdzieś wydostać i później ulicami dobić do domu.
Jak dojechałem, to problemy się nie skończyły. Wieśka dzwoni z Manhattanu i mówi że zamknęli Bus Terminal. Tysiące ludzi nie wie co robić. Nie ma autobusów do New Jersey. Nie ma taksówek. Chce żebym ją odebrał. Zaczynam się śmiać i tłumaczę, że zajęłoby mi to 4 do 5 godzin. Jest zła, myśli, że ja nie chcę pomóc. Musi sama coś znaleźć. Idzie na Penn Station a tam także chaos.
Wreszcie dostaje się na jakiś pociąg, sama nie jest pewna jaki, bo tablice informacyjne nie działały. Potem bierze jeszcze inny, żeby dojechać bliżej nas i ten zostaje zatrzymany w połowie drogi bo jakiś samochód stanął na przejeździe kolejowym. Wreczcie o 21:30 dowiozłem ją do domu.
W tym samym czasie Elaine dzwoni zrozpaczona, bo jedzie do lekarza na umówioną wizytę trzy miesiące temu. Siedziała w taksówce 3 godziny i nie zdążyła. Musiała zapłacić karę 250 dolarów i nie chcą jej dać nowego terminu. Najwyżej znów za kilka miesięcy.
To był straszny wieczór. Ktoś z miasta powinien zostać ukarany. Ale oczywiście wszyscy demokraci trzymają się kupy i jak zwykle nic się nie stanie. Gdyby tu mogli obwinić Trumpa to już by była stworzona komisja, która żądała by jego usunięcia.
Do tego jak czarny humor, dzisiaj skurwesyny ogłosili, że obsługi dróg (czyli też odśnieżanie) kosztują ich bardzo dużo i będą musieli podwyższyć PONOWNIE opłaty za mosty i przejazdy. Tak właśnie zabijane są miasta w których panują demokraci. Żadnej odpowiedzialności. Zwalanie winy na innych i podwyższanie podatków i opłat dla “bogatych”.