Miasto Varanasi jest jednym z
najstarszych miast na naszej planecie, zamieszkałych przez ludzi. Powstało 1000 -1200 lat przed nasza erą a ostatnie
wykopaliska wskazują na 1800 lat. Pomimo wieku tego miasta, większość budynków
jest dużo młodsza. Znów muzułmanie, przez wiele najazdów niszczyli co mogli z dużym powodzeniem. Pomieszana architektura tworzy bajeczny widok.
Główną częścią tego miasta to wybrzeża rzeki. Wybudowane są tam wszędzie liczna Ghaty (dosłownie stopnie), czyli ciąg kamiennych schodów, prowadzących w dół do rzeki.
Wyznawcy hinduizmu, schodzą po tych schodach i
modląc się, dokonują w wodzie rytualnego oczyszczenia się z negatywnej karmy (grzechów). W mieście tym mieszak 50,000 Braminów. Jest
to ktoś podobny do naszych kapłanów. Przynależność ich jest jednak
dziedziczna. Hindusi wierzą, że kąpiel w
Ganges usuwa grzechy a śmierć w tym mieście zapewnia wyzwolenie duszy z cykli
jej wędrówki. Jest to też powód znalezienia tutaj tysiąca żebraków, którzy
wykorzystują to miejsce. Liczą, że Ci którzy chcą pozbyć się grzechów, będą
łatwiejsi do naciągnięcia na jałmużnę.
Główną częścią tego miasta to wybrzeża rzeki. Wybudowane są tam wszędzie liczna Ghaty (dosłownie stopnie), czyli ciąg kamiennych schodów, prowadzących w dół do rzeki.
Podchodzimy do rzeki Ganges. Tam znajdujemy sławne schody, które oglądałem
w wielu filmach. Schodzą prosto do rzeki. Musiały być budowane w czasie suszy, bo wiele z nich jest teraz przykrytych
wodą. Widać znaki na murach, które pokazują jak wysoko podnosi się jej poziom w
czasie monsunów. Jest jeden z 1943 roku, kiedy wody przykrywały wszystkie
schody i część budynków. Rzeka była wyżej niż w chwili obecnej gdzieś około 15 metrów.
Wszędzie widać modlących się, mnichów.
Wynajmujemy łódkę. Tylko my, przewodnik i „żeglarz” z wiosłami.
Na rzece setki innych łodzi. Większość z wiosłami ale są także zmotoryzowane. Wszystkie jednak stare i w kiepskim stanie. Płyniemy z prądem. Po kilku minutach dopływamy do sławnego miejsca. Tutaj przez 24 godziny na dobę, pali się zwłoki zmarłych. Przynoszone są owinięte w ich tradycyjne materiały. Najpierw obmywają to wodami świętej rzeki. Później wynoszone na wyższe stopnie i umieszczane na stosie z drewna. Polewane olejkami i podpalane. W tej chwili widać sześć takich pogrzebów.
Na rzece setki innych łodzi. Większość z wiosłami ale są także zmotoryzowane. Wszystkie jednak stare i w kiepskim stanie. Płyniemy z prądem. Po kilku minutach dopływamy do sławnego miejsca. Tutaj przez 24 godziny na dobę, pali się zwłoki zmarłych. Przynoszone są owinięte w ich tradycyjne materiały. Najpierw obmywają to wodami świętej rzeki. Później wynoszone na wyższe stopnie i umieszczane na stosie z drewna. Polewane olejkami i podpalane. W tej chwili widać sześć takich pogrzebów.
Po zbliżeniu się, przestajemy filmować bo jest to tutaj zabronione. Udało
mi się zrobić kilka ujęć z dalszej odległości.
Obserwuje to wszystko w pewnym szoku. Samo palenie nie porusza mnie tak
bardzo. Wszystko inne tak.
Nie ważne w jakiej kulturze, jest to jednak pogrzeb. W tym miejscu jest
chaos. Noszą drewno na rozpałkę, pełno ludzi, turystów. Psy i krowy. Dziwne to
miejsce na pożegnanie bliskich. Najgorsze, że spalone szczątki wrzucają do
rzeki. Brzegi rzeki są bardzo płytkie. Wiem bo widać spacerujące w tym psy. Wyjadają
coś z tych brudów. Mam nadzieję że nie są to pozostałości zmarłych. Ściemniło
się już, więc obraz tych ludzkich ognisk robi jeszcze większe wrażenie.
Zawracamy i płyniemy do miejsca z którego wypłynęliśmy. Odbywać się tu
będzie religijna ceremonia.
Organizowane jest to każdego wieczoru. W większe święta jest bardzo efektowna. Dzisiaj to tylko przymiarka. Stajemy między wodą a miejscem ceremonii. Na rzece setki łódek.
W większości są to śpiewy religijne, dzwonki, składanie ofiar, pewnego rodzaju taniec ze świecami, palenie kadzideł.
Organizowane jest to każdego wieczoru. W większe święta jest bardzo efektowna. Dzisiaj to tylko przymiarka. Stajemy między wodą a miejscem ceremonii. Na rzece setki łódek.
W większości są to śpiewy religijne, dzwonki, składanie ofiar, pewnego rodzaju taniec ze świecami, palenie kadzideł.
Nie jest to nic wymyślnego, ale ogląda się z ciekawością. Po
zakończeniu, wracamy do hotelu.
Jak masochiści, wybieramy hinduskie, pikantne potrawy. Nazwy nic nam nie
mówią, więc wybór jest w jakimś sensie na ślepo. Marian
bierze potrawę z owcy, ja z kurczaka. Przynoszą różne przystawki i już
po tym Marian jest spocony. W jednej była ich pikantna papryka. Ja ją ominąłem
a Marian pogryzł. Cały poczerwieniał i pot już nie kapał ale spływał. Podszedł
kelner i spytał się czy wszystko ok. Marian nawet nie odpowiedział, tylko wskazał
na swój spływający pot. Ten zaczął się śmiać i odszedł bez komentarzy.