Jak już pisałem, moja ostatnia budowa daje mi mało przyjemności. Z moimi pracownikami zostawieni zostaliśmy na samotną walkę i z góry skazani na niepowodzenie. Budowa miała staraty rzędu kilkudziesięciu milionów dolarów, jeszcze przed jej rozpoczęciem, przez pomyłkę w ustaleniu ceny przy jej zdobywaniu. Szefowie nadal nas unikają. Często odmawiają pomocy, kiedy o nią proszę. Nie chcą zrozumieć, że nieraz wydanie dodatkowych pieniędzy, może przynieść w końcowej fazie duże oszczędności. W ich planach jest tylko jedna myśl. Nie wydać jednego dolara, jeśli nie są do tego zmuszeni. Moja grupka inżynierów jest bardzo zfrustrowana, przygnębiona.
Deegan Expresway, droga którą przebudowujemy jest w fatalnym stanie. Zresztą jak wiele dróg w Nowym Jorku. Pieniądze roztrwaniane są na socjalne programy. Podatki ściągane z nas na budowy dróg (opłaty za mosty, podatki na benzynę) znikają a infrastruktury niszczeją. Mały przykład. Przez Washington Bridge, przejeżdża dziennie około 320,000 samochodów. Koszt przejazdu za samochód osobowy to 15 dolarów. Im większy, tym większe opłaty i np. ciężarówka z 12-stu kołami płaci 126 dolarów za pojedyńczy przejazd. Licząc, że wszystkie samochody są tylko osobowe (a ciężarówek jest przynajmniej jedna trzecia), dzienny zarobek na moście to 5 milionów dolarów, czyli 145 milionów na miesiąc. A jest to tylko jeden z wielu mostów. Gdyby ludzie wiedzieli na jakich drogach jeżdżą, nie jeden zastanowiłby się, czy chce ryzykować wyjazd.
Kilka tygodni temu, zacząłem rozbiórkę, północnej części autostrady. Pierwsza faza to zdjęcie asfaltu z betonowej drogi. Prosta operacja. Szybko okazało się, że w wielu miejscach, pod tym asfaltem zamiast betonu, nie ma nic!!! Znaczy jest ale pod silniejszym nacisku wszystko się zapada. Na zdjęciu poniżej jest jedna z takich dziur. Jest ona dwa metry długa i 30 centymetrów szeroka. Zbrojenie nie istnieje, przeżarte rdzą. Okolice dziury przy uderzeniu młotkiem, rozpadają się.
Dla mnie jest to oczywiście duży problem, bo pracuję tam z ciężkimi maszynami, dźwigami. Błędne ustawienie maszyny, skończyć się może poważnym wypadkiem.
Następna faza to zdjęcie betonowej drogi ze stalowych belek. Tniemy drogę na obliczonej wielkości płyty.
Następnie zdejmujemy beton.
Ta operacja na razie przebiegła bez problemów.
Teraz czas na usunięcie metalowych belek, które są w złym stanie i zastąpienie ich nowymi.
Tutaj niestety mieliśmy już jeden wypadek. Wszystko szło zgodnie z planem. Belka została odcięta. Następnie miała być przeniesiona nad małym budynkiem i umieszczona na ciężarówce. Okazała się jednak w bardzo złym stanie i w momencie przesuwania ją nad dachami, zgięła się w połowie i uderzyła w ścianę jednego i dach drugiego domu. Trochę je uszkadzając.
Ostatnio przeszedłem do następnego stadium budowy. Pierwszy raz, zamiast wylewać beton według tradycyjnej metody, budujemy drogę z klocków. Nie będę mówił o detalach ale o idei. Duże płyty betonowe, wylewane są w fabryce i dowożone do nas ciężarówkami. My musimy wszystko to poskaładać na odbudowanych już stalowych konstrukcjach.
Później wszystkie otwory, kanały, połączenia, zalewane będą nowym wynalazkiem. Specjalany beton, który ma wytrzymałość wielokrotnie większą od tradycyjnego. Ma też bardzo zwiększoną zdolność do łączenia się z innymi materiałami. Wypełniony jest także tysiącami igiełek z mosiądzu. Koszt też olbrzymi. Za jeden metr sześcienny zwykłego betonu płacimy około 100 dolarów. Za ten nowy koszt wzrasta do 2500 dolarów.
Wygląda to na bardzo proste działanie. Wierzcie mi, że tak nie jest. W tej chwili jest to moje największe zmatrwienie. Brakuje mi pomysłów na usprawnienie tej operacji. Nie wspominając, że mam duże problemy ze stalowcami. Jest to jeden z najgorszych związków zawodowych z jakimi można pracować. Socjalistyczne reformy, doprowadziły do absurdalnych przepisów. Na przykład. Jeden z nich mówi, że ani ja, ani nikt z moich inżynierów nie ma prawa wydawania jakich kolwiek wskazówek, uwag do tych pracowników. Musimy iść do brygadzisty i tylko on może nimi kierować. Mogę stać obok pracownika i kiedy robi coś źle, zwrócić mu uwagę a on po prostu ma prawo odpowiedzieć, że mam poszukać brygadzisty i z nim porozmawiać. Czy nie jest to jeden z przykładów końca wspaniałej Ameryki? Mam jedno prawo. W ten sam dzień wylatuje z hukiem z pracy. I znów przegrywam. Na drugi dzień zjawia się nowy pracownik ze związków i więdząc o tym co się stało, jest jeszcze gorszy niż jego poprzednik.
Wczoraj o mało nie starciłem jednej z tych płyt. Każda jest innych rozmiarów i starcenie jednej, może opóźnić budowę. Kierowca, pomylił się i podączając przyczepę o mało jej nie przewrócił. Nasza szybka reakcja pozwoliła to powstrzymać.
Wystarczy na dziś tego wykładu z budownictwa. Na zakończenie zdjęcie nie mającego z tym nic wspólnego. Kilka ulic od mojego domu, spotykam często zaparkowany, dziwaczny samochód. Właścicielem musi być jakiś hippie z lat siedemdziesiątych. Nie mam pojęcia czemu to robi. Musi chyba kochać zwierzęta.