Wednesday, September 19, 2012




  
      Dzisiaj zacznę na luzie. Kilka ciekawostek, które ostatnio odkryłem na Internecie, lub dostałem od znajomych. Pierwszy film to trzy sztuczki wykonane przez Steve Frayne, magika z Anglii. Nie jestem zwariowany na punkcie czarnej magii, ale to jest coś więcej niż wyciąganie zajączka z kapelusza.



 
 
       Teraz coś innego. Jak nieraz można  pomylić się, oceniając coś lub kogoś, po wyglądzie zewnętrznym. Każdy ma coś szczególnego, co można cenić, nie zawsze ma jednak szansę, żeby się tym pochwalić. W tym przypadku ten gruby, brzydki chłopak, miał swój dzień. Przypatrzcie się reakcji widzów i prowadzących ten program przed występem i po rozpoczęciu!
 
 
                                                                
 
Jeszcze jeden trochę straszy ale zabawny. Bliźniaki w bardzo zaciętej dyskusji. Nie jestem pewien o czym!
                      
          
     W ostatnią sobotę, bawiliśmy się u naszych znajomych Ewy i Georga. Z Ewą znamy się od 31 lat, czyli od pierwszych dni pobytu w Stanach. To była ta osoba, która wraz z poprzednim mężem (jest po rozwodzie) przyjęła nas do swojego domu, nie znając nas. Poznaliśmy się w restauracji Kiev, w której później pracowaliśmy. Ona była tam kelnerką. Nasza organizacja, ( która dostała od rządu amerykańskiego pieniądze, żeby nam pomagać do chwili znalezienia pracy i mieszkania)  , wyrzuciła nas na ulicę. Gdyby nie pomoc Ewki i Mariusza, nie wiem, co by się z nami stało. Kilkanaście lat temu, Ewa poślubiła Georga. Mieszkają blisko nas w miasteczku Tenafly. Są bardzo zamożni, ale nie pokazują tego i dalej, po tylu latach jesteśmy przyjaciółmi.

     Zabawa trwała do czwartej rano i oczywiście ja z Wiesią, byliśmy ostatnią parą, która wyszła z imprezy. Na zabawie byli prawie sami Polacy, oprócz kilku par.  Wszyscy trochę wypili i Ci, co mniej, prowadzili samochody( nie tak jak u Was). Jak jestem u innych, nie chce mi się robić zdjęć. Wziąłem jednak ze sobą mały aparat fotograficzny, żeby był jakiś ślad po tym wieczorze.
            
                Pokój wypoczynkowy, prawie taki duży jak mój dom.
 
 
 
Przy kominku, na zewnątrz domu.
 
 
Ja i George
 
 
George z dziewczynami
 
 
W prawym górnym rogu, Ewa.
 
                
         

Friday, September 14, 2012

                    Afryka


 

    Dostałem dzisiaj wszystkie dokumenty na nasze następne wakacje i trochę o tym napisze. Wspominałem już, że planuję następną podróż w miejsce, o którym marzyłem przez długi czas. Zawsze jednak coś pokrzyżowało plany. Przeważnie strona finansowa. Tym razem jest już zaklepane. Nawet zdążymy przed końcem świata, bo mamy wylatywać w listopadzie a jak całemu światu wiadomo, nasz koniec wypisany jest na grudzień.
    Lecimy do Afryki na safari. Sam początek nie jest ciekawy, bo lot do Południowej Afryki ma trwać 16 godzin. Nie chcę o tym myśleć, bo 9 godzin do polski mnie męczy a tu prawie dwa razy tyle. W Johannesburgu przesiadamy się na inny samolot i lecimy 3 godziny do Botswany. To musimy jakoś przeżyć, ale później same przyjemności.
    Tak jak wspominałem, przyszła paczka z agencji, która to wszystko załatwia. W niej dwie ładne torby na podróż i wszelakie informacje o wycieczce. Po przeczytaniu, okazało się, że te torby, to maksymalny bagaż, jaki możemy ze sobą zabrać. Powodem są późniejsze przeloty małymi samolotami, które ograniczają wymiary i ciężar bagaży. I nie tylko, bo pasażerowie też muszą być w odpowiedniej formie, bo ważąc powyżej 100 kilo muszą w każdym samolociku, kupić dodatkowy bilet. Wtedy mogą sobie siedzieć na dwóch miejscach.
     Opisane są dokładnie stroje, które mamy zabrać i ich ilość. Zadzwoniłem do Wieśki i powiedziałem, żeby się przygotowała, bo będziemy brudni, spoceni, śmierdzący. Po prostu będzie to kilka koszulek i dwie pary spodni. Mam nadzieję, że będzie można coś, gdzieś wyprać. Już widzę siebie, tak jak dawno temu mama nad naszym golińskim „jeziorkiem„, nad jakimś wodnym zbiornikiem, wcierającym mydło w podkoszulki i potem suszącym je na trawie pod afrykańskim słońcem. Każą też szczepić się na malarię i muchy Tse-Tse. Fajnie jak piszą jak najlepiej uniknąć malarii. Nie pozwolić się ukąsić przez komary. Ha, ha. Ciekaw jestem jak to mamy zrobić. Czy strzelać z karabinu czy ubrać się tak, żeby nie widać było żadnej części ciała?

Jeżeli wieziemy dolary, to banknoty muszą być nowe i jeżeli są wydane przed 2008, nie są nigdzie przyjmowane. Mamy wziąć latarki (??) i inne drobiazgi. Najlepsze są jednak paragrafy o bezpieczeństwie i odpowiedzialności. Tak więc piszą:
- w miejscach kampingowych, będzie wiele zwierząt, żmij, wężów i innych owadów, które są groźne i mogą być bardzo niebezpieczne. My nie jesteśmy odpowiedzialni w razie wypadków albo śmierci. Great!!
- Nie chodzić nigdzie samemu, nawet do swojego namiotu. Czekać na przewodnika. Może być to niebezpieczne.
- Po wejściu do namiotu, nie opuszczać go do momentu powrotu przewodnika. ( A co się stanie jak przewodnika wsunie jakiś lew?)
- Na walizki proszę założyć kłódki, ale lepiej w nich nie trzymać, żadnych wartościowych rzeczy, bo mogą zostać ukradzione (nawet z kłódkami). My nie jesteśmy za to odpowiedzialni. Ciekaw jestem, czy podkoszulki w Afryce to wartościowa rzecz. Jak będę oddawał walizki to naciągnę na siebie wszystkie koszulki i spodnie a torbę zostawię pustą. Ale wtedy przekroczę 100 kilo limit.
I wiele innych wskazówek. Już teraz czuje się lepiej. No bo jak inaczej. Pomyślcie sobie.
     Jadę na wakacje, które kosztują mnie trzy razy więcej niż jakiekolwiek inne. Lecę w ciasnym samolocie 19 godzin.Kradną mi walizkę. Zostaję pogryziony przez komary i dostaję malarii. W nocy różne robale zagnieżdżają mi się w uszach, nosie. Gryzie mnie jakaś obrzydliwa żmija. Lew ma obiad z moje tłustej nóżki. Uciekając samochodem mamy wypadek. Za to wszystko nikt nie jest odpowiedzialny! Jedyne pocieszenie, że wracając do kraju, dają mi 25% zniżki na samolot, bo bez jednej nogi nie zajmuję tyle miejsca.
      Wracam do Afryki. Pierwsze miejsce, w którym będziemy to Kwetsani Camp. Znajduje się on na wyspie pokrytej palmami, drzewami figowymi. Jest tam pięć domków a jeden z nich ma być nasz. Będziemy tam trzy dni. Mają być wycieczki jeepami i także na jakiś łodziach. Szczegół oczywiście po wycieczce. Załączam tylko filmik i zdjęcia z tego Camp, które znalazłem w internecie.
Kliknijcie na pierwsze zdjęcie to zobaczycie filmik z safari w tym miejscu.
 

                                        
 
                  
      Później lecimy samolocikiem do Little Vumbura Camp. Tam też trzy dni. Też położony na małej wysepce. I tutaj tez filmik pod pierwszym zdjęciem.
 

                   
 
                                        
     Następny przelot. Tym razem do Zimbabwe. Nad wodospady Victoria Falls. Tu ma być trochę inaczej Ekskluzywny hotel, który położony jest zaraz przy wodospadach. W pierwszy dzień, po przylocie, mamy wieczorną wyprawę po rzece. Podobno jest tam piękny zachód słońca. Mają być krokodyle, hipopotamy etc. Na drugi dzień, rano wycieczka nad wodospady. A wieczorem safari na słonie. Następny dzień, to już powrót do domu. Czy musze powtarzac o kliknięciu ?
 
 
                               
        Jestem bardzo podniecony tą wyprawą. Mam nadzieję, że wszystko się dobrze ułoży. To znaczy z pogodą, spotkaniami ze zwierzętami, przelotami. Na pewno będę miał olbrzymią ilość zdjęć i filmów.

Wednesday, September 12, 2012

                   Po Wakacjach

 

   Teraz wszyscy wiedzą, gdzie byłem w czasie moich tygodniowych wakacji. Oczywiście w Polsce. Tak długo się na nie czeka a podczas spędzania ich,  tydzień przemija w jednym mgnieniu oka. I tak było teraz. Jedyna rzecz, która pociesza to jest myśl, że posiadanie rzeczy nie uszczęśliwia a daje raczej krótsze lub dłuższe zadowolenie. Brak czegoś pobudza nas do cięższej pracy, wzmaga wysiłek a brak najbliższych utwardza nas w naszej miłości.

       Podróż do Berlina przebiegła szybko i bez problemów. Oddałem samochód i po dwóch godzinach oczekiwania, siedziałem w samolocie. Po dziewięciu godzinach, zazdrościłem tym w pierwszej klasie, śpiących w rozciągniętych, szerokich fotelach. Bolał każdy mięsień i wyjście z samolotu było wyzwoleniem. Teraz już codzienna praca. 

    Zdjęcia z pobytu są jeszcze nieprzejrzane, więc pokaże je w późniejszym czasie. Były spotkania, późne wieczory a raczej poranki przy piwku, wyjazdy do Lichenia i Uniejowa, spotkanie z kolegami z technikum. Niestety muszę się przyznać, że chociaż było tak przyjemnie to najmilej wspominam nowe pokolenie. Nina, Hania i Tymon są rozkoszni. Nina zawsze będzie moją Princess ale, choć początki były trudne, Hania i Tymon też przyjęły mnie do swojej rodziny.

Tutaj załączę kilka zdjęć, które pokazują jak słodkie są Wasze dzieci, wnuki. Do Was się przyzwyczaiłem a ich mi brakuje. Chyba nikt się nie obrazi!




                                         








Jak zrobię zdjęcia to dopiszę też komentarze. Teraz muszę dojść do siebie. Myślę, że jak by policja mnie zatrzymała to jeszcze teraz znaleźliby ślady piwa w mojej krwi.

    W pracy mam też dużo roboty. Choć nic poważnego się nie stało (na szczęście) to kilka rzeczy nie posunęło się po mojej myśli. Zostało mi półtorej miesiąca na skończenie głównego mostu a pracy  mam powyżej dwóch miesięcy. Muszę gdzieś znaleźć kilka tygodni. Nie możecie pożyczyć?

W tą sobotę idziemy na party do Ewki I Georga. Nie będzie mi się chciało robić zdjęć, ale może kilka, żeby pokazać Wam jak niektórzy tu żyją. Dla nas jest ważne, że w naszej dużej grupie przyjaciół są bardzo bogaci i biedni, ale to nie ma żadnego znaczenia. Zawsze trzymamy się razem.

     Dziękuję Wszystkim za wspaniały czas.