Thursday, February 22, 2018

Action Park

    Codziennie w czasie przerwy na lunch, siedzimy przy stole i w czasie posiłku rozmawiamy na przeróżne, nawet najgłupsze tematy, omijając problemy w pracy. Kilka dni temu, ktoś wspomniał o Action Park i przypomniały mi się czasy tego zwariowanego parku wodnego, znajdującego się godzinę od miejsca w którym mieszakam.
      Były to lata osiemdziesiąte. Tak bardzo różniące się od tych obecnych. Każdy dbał o siebie. Nikt nikogo nie sądził. Jeśli coś się przydarzyło to przyjmował to za swój błąd, brak szczęścia albo o pech. I życie się dalej toczyło. Action Park uznany był w pewnym okresie za najbardziej niebezpieczny ze wszystkich podobnych. Muszę przyznać, że było w tym dużo racji. Widziałem na własne oczy kilka wypadków i sam zresztą brałem w tym udział. Ale wtedy, nikt na to nie zwracał uwagi. My mieliśmy zabawę wartą tego ryzyka. Bawiliśmy się naprawdę świetnie. Dzisiaj więc wspomnę coś o tym miejscu. Niestety nie wiem gdzie jest mój jedyny film z Action Park. Wiem że miałem nagranych kilka zjazdów, ale to jeszcze na starych taśmach VHS i musiałem go gdzieś zagubić.
      Było tam niesamowicie dużo różnych atrakcji. Wszystkie związane były z wodą, oprócz jednego. Najlepiej porównać to do zjazdów saneczkami na lodowych torach. Tylko tu tory zrobione były z betonu. Siadało się na płaskiej desce na kółkach. Z przodu była rączka, którą można było pociągnać do siebie i wtedy dodatkowe małe kółka umieszczone pod nią, podnosiły deskę z przodu co powodowało hamowanie. W większości wypadków to działało. Ale nie u mnie i wielu innych. Tego dnia, był ze mną Leszek Okołotowicz. Ja wyjechałem pierwszy. Natychmiast rozpędziłem się do dużej szybkości i się trochę przestraszyłem. Zacząłem hamować. Niestety. Kółka pod deską okazały się uszkodzone. W chwili podnoszenia, wózek tracił kontrolę. Jechał raz w lewo, raz w prawo. Było blisko do wypadnięcia z toru. Nie miałem innej możliwości tylko przestać hamować. Nie pomogło to dużo bo doszedłem do takiej szybkości, że na zakręcie wyleciałem w powietrze. Przefrunłem kilka, kilkanaście metrów i spadłem po drugiej stronie na te tory. Byłem w krótkim rękawie i upadłem na prawe ramie. Od barku do łokcia, skóra została starta  jak papierem ściernym. Pozbierałem się jakoś. Zakrwawiony, wziąłem wózek i ponownie wróciłem na tor. Musiałem się jakoś dostać na dół. Tym razem jechałem cały czas na hamulcu. Na dole stało pełno ludzi w kolejce. Kiedy mnie zobaczyli, połowa zrezygnowała z zabawy. Tam opatrzyli mi ranę i wróciliśmy do domu. Nie mam swojego filmu, ale mam inny z tego samemgo miejsca. Chłopak ten ma więcej szczęścia niż ja. Nic mu się nie stało, bo jego fruwanie, było trochę łagodniejsze, ale obrazuje to co mi się przydarzyło.

     Kamikaze był tym z którego było najtrudniej wystartować. Przerażał. Wspinało się po schodach wiele pięter, stawało na górze, patrzyło w dół na pionowy spad i wielu wracało po schodach bez próby zjazdu. Inaczej wygląda to z boku a inaczej, kiedy stoi się na górze. Na tym zjeździe, kolega Janek, złamał palec u nogi. Zabawą nie był tylko sam zjazd, ale oglądanie innych. Kiedy wchodziło się na górę, były ostrzeżenia, żeby dziewczyny nie zjeżdżały w dwu częściowym kostiumie. A my liczyliśmy na to, że one na to nie zwrócą uwagi. I nieraz nie zwracały. Kiedy więc staliśmy na dole, wiele z nich mogliśmy oglądać tylko w majteczkach. Nie mogły się też zasłaniać, bo jak się leci w takim pędzie to nikt nawet nie myśli o biustonoszu, tylko o tym czy przeżyje. Tu jest ten zjazd.

     Było kilka moich ulubionych. Pierwszy to zjazd, na małych materacach zrobionych z pianki. Żeby nie opisywać wszystkiego, najpierw film.

    Ja miałem świetną zabawę a powodem tego była moja waga. Im cięższy człowiek, tym szybciej leci. Na końcu zjazu, stworzono zagłębienie, gdzie było dużo wody. Zastępowało to hamulce. Ale ja byłem jak ten płaski kamień którym rzucamy po wodzie i odbija się jak „kaczka”. Przelatywałem przez to bez możliwości zatrzymania i lądowałem na dużej ścianie z gumy i okrzykami tłumu, który ogląda to z pobliskiego tarasu.

   Drugi ulubiony zjazd nazwanany Colorado River. I znów filmik. 

   Ten był stosunkowo bezpieczny ale bardzo dużo zabawy, szczególnie kiedy zjeżdżało nas wielu i zawsze ktoś, coś wydziwił.
Tarzan. 
Sam skok do wody był już straszny ale najgorsze było samo lądowanie. I nie dlatego że z wysoka ale z powodu temperatury wody. Było to źródło i woda zawsze była bardzo zimna. Kiedy czekało się na swój skok, stało się w pełnym słońcu, więc ciało nagrzane a lądowało się w lodowatej wodzie.

     Przelot przez rury. Wskakiwało się w taką rurę, która częściowo szła pod ziemią, więc zjazd był w pełnej ciemności. Na końcu pojawiał się punkt światła i po chwili wypadało się z niej jak kula armatnia i znów do tej lodowatej wody. 



Później dodano do tej rury pętlę.  Zdarzało się, że ktoś, kto nie leciał zbyt szybko, zatrzymywał się na jej górze i nie potrafił z tego wyjść. Na szczęście był przepis, że nikt nie może rozpocząć zjazdu przed zobaczeniem poprzedniego, wylatującego z rury.


     Następnym niebezpiecznym miejscem był basen z falami. Są one na całym świecie ale w Action Park, bardzo mało uwagi zwracano na bezpieczeństwo. Fale były olbrzymie. Nie zawsze takie same, więc nieraz można było się dostać do tych niebezpiecznych. Chyba zależało to od tego co je kontorlował. Dużo wypadków było przy samym wyjściu. Wchodzilł się po płaskim, coraz głębiej, aż do chwili, kiedy traciło się dno. Wyjść można było także po drabinkach. Ale ludzie zapominali o niebezpieczeństwie fal. Zaczynali wchodzić kiedy byli na górze fali. Łapali się drabinki a tu woda się wycofała. Po chwili przerażeni tracili balans i wisieli trzymając się rękoma tej drabinki. Woda wracała bardzo gwałtownie i odrywała ich od niej. Wpadali więc pod fale. Jeśli się nie mylę, to właśnie wypadek śmiertelny z tego miejsca spowodował zmknięcie parku.

    Było jeszcze dziesiątki innych atrakcji. Wszystkie wspaniałe. Szkoda, że wszystko tak się zmieniło i już nie można tak szaleć. Wiem, bezpieczeństwo. To ma sens. A jednak! Nie miał bym nic przeciwko powrocie do tych czasów!!
Podobno park jest ponownie otworzony. Wszystko jest już bardzo dobrze zabezpieczone. Ale wiele z nich jest podobnych do tych starych. Brakuje może tego dreszczyka niebezpieczenstwa ale dalej można sie pobawić i przestraszyć.