Tuesday, March 24, 2015

Świątynie Khajuraho


Środa – 11 Marzec

     Przyzwyczajeni już do wczesnych pobudek, udajemy się na szybkie śniadanie i spotkanie z nowym przewodnikiem. Jesteśmy w Khajuraho.
Nazwa w przetłumaczeniu to Miasto Palm Daktylowych. Ale to musiało być dawno temu, bo teraz jest ich bardzo mało. Miejscowość ta słynie z zespołu hinduskich świątyń wzniesionych w latach od 970 do 1030-go.
Oryginalnie stało tutaj osiemdziesiąt pięć świątyń. Do dzisiaj zachowało się dwadzieścia jeden. Wszystkie świątynie ułożone były na osi wschód - zachód i dzielą się na dwie grupy. Zachodnia (starsza i piękniejsza ) i Wschodnia. Podobne budowle (styl i religia), można znaleźć jeszcze tylko jednym miejscu na ziemi. W Kambodży. Tam jednak są one bardziej zniszczone, choć bardzo atrakcyjne, bo przez ich ściany, przerastają olbrzymie korzenie drzew.
      Świątynie charakteryzują się dodatkowym portykiem od strony zachodniej do którego prowadzą długie schody.
 


 



   Do tego przylega sala dla wiernych i główne sanktuarium.



 Architektura tych budynków symbolizuje świętą górę Meru. Przedmioty kultu w świątyniach, zwrócone były zawsze ku wschodowi.
       Mamy ponownie cudowną pogodę. Później zrobiło się nawet za gorąco. Około 30 stopni Celsjusza. Miasto zabytków, oddalone jest od hotelu tylko o 10 minut jazdy. Zaczynamy od piękniejszej, zachodniej strony. Już w czasie jazdy widać było, że będzie to coś efektownego. Po przejściu przez bramy, stanąłem wpatrując się w te świątynie z zachwytem. Każda oddalona jest od następnej na dużą odległość. Powodem tego, była metoda ich wznoszenia.


 
 Wszystko to złożone jest do kupy, bez kawałka cementu czy innych zapraw. Kładziono olbrzymie kamienie na kamieniu i łączono je specjalnymi klinami. Mało tego. Kiedy położono taki kamień, przekręcano go o kilka stopni i w tym momencie podniesienie jego było nie możliwe. Łączyły się w całość. Poszczególne elementy budynków były olbrzymie, więc podobnie jak w piramidach egipskich, budowano z ziemi olbrzymie usypiska, po których słonie wciągały te bloki kamienne na szczyt budowy. Im wyżej szła budowla, tym dłuższa była rampa. Budowano kilka naraz, więc musiały być od siebie oddalone.
       Kiedy z jakiś powodów miasto to podupadło, zostało zarośnięte przez dżunglę. Dopiero w 1850 roku odkryte przez anglików, ale dopiero w ostatnich latach odrestaurowane i oddane do oglądania turystom.
     Teraz dla wielu najważniejsze. Ściany pokryte są tysiącami małych rzeźb. Są to przeróżne sceny z życia. Wszystko jest bardzo dobrze zachowane i widać wyraźnie rysy twarzy, pozycje.

 

 Można zauważyć, że przedstawiona osoba jest w zachwycie, czy rozpaczy. Jest to też największa pornograficzna strona jaka została wykuta w kamieniu.
Kamasutra.

 
 
 
Od normalnego seksu do wymyślnych pozycji. Także sceny z używaniem różnych przyrządów. A my myśleliśmy, że wibratory wymyślono niedawno. Nawet seks ze zwierzętami. Szkoda, że wiek już nie ten, bo jak bym oglądał to w młodszym wieku to bym to wszystko przerysował i zapamiętał.
    Każda budowla zachwyca. Nie wiadomo na co patrzeć, gdzie robić zdjęcia. Tyle detali. Tyle pięknych szczegółów.






 
      Nie ma dużo ludzi. Za to park jest duży. Przy pięknej pogodzie i w tej scenerii, czuje się tu oddech przeszłych czasów. Do tego momentu, pod względem architektury, najpiękniejsze miejsce jakie widziałem w życiu.



 
     Przechodzimy na drugą stronę. Trochę gorszej jakości. Tylko dwie budowle są w tym samym stylu. Inne zostały wybudowane dużo później i nie zachwycają tymi samymi detalami i pięknem.



 
      Wracamy do hotelu. Idziemy nad basen i zamawiamy lunch. Godzina relaksu i ponowna podróż. Tym razem to tylko godzina jazdy samochodem. Drogi są w strasznym stanie. Widać, że zaczęli je przebudowywać ale z jakiś powodów wszystko stanęło w bezruchu.
     Wjeżdżamy do Ken River Lodge (to od ich rzeki Ken).


Pierwsze miejsce, gdzie jakość miejsca, delikatnie mówiąc, nie zachwyca. Szczególnie złe wrażenie robi nasza łazienka. Postanawiamy, że nie będziemy się dzisiaj kąpać. Jutro zobaczymy. Poproszę Mariana, żeby mnie powąchał i jak nie będzie przykrych zapachów to wyczekamy do następnego hotelu.
     Mamy trochę wolnego czasu. Postanawiamy wynająć łódkę i popływać po tutejszej rzece. Musimy z tym wynająć człowieka do wiosłowanie.
 Bardzo ładnie i relaksowo, ale nie ma tu dużo życia. Bardzo mało ptaków. Ja jestem już bardzo wymagający po poprzednich podróżach.





 
      Już w naszym pokoju, otrzymujemy telefon. Gdzieś w pobliżu chodzi niedźwiedź. Biegniemy i spoceni wskakujemy do Jeepa. Znajdujemy go przy lokalnej drodze. Wjeżdżamy w park nielegalnie po stoku drogi. Później idziemy kawałek na pieszo, co tu też jest zabronione. Po drodze przewodnik mówi mi co robić w razie ataku. Niestety, już się oddalił a ponieważ robiło się ciemno, musieliśmy wracać i tylko dalekie zdjęcie jest tego pamiątką.

 
     Wróciliśmy prosto na obiad. Przynajmniej jedzenie okazuje się przyzwoite i smaczne. Tak kończymy nasz kolejny dzień.