Tuesday, October 22, 2019

Yellow Mountains

28 Wrzesień

     Budzę się z myślą, że musi to być dobry dzień bo gorszego już nie może być. Zaspakajamy głód kiepskim śniadaniem i ładujemy walizki do samochodu. Straciliśmy wczorajszy dzień w tych górach, więc dzisiaj dużo nam nie zostaje. Jedziemy do Yellow Mountains - Żółtych Gór.


    Wysiadamy na parkingu i wsiadamy do autobusu. Tylko one mogą poruszać się po drogach tego parku. Drogi są bardzo wąskie i zakręty prawie 180 stopni. Wiją się one po stokach tych gór. Cały czas jedziemy pod górę. Dojechać trzeba do kolejki linowej. Tam spotykamy grupę tutejszych tragarzy. Ludzie wykonują różne prace ale ta jest jedną z najcięższych jakie widziałem. Nie chcą żeby im robić zdjęcia bo wierzą, że jak się ich uwieczni na papierze fotograficznym, to nawet po śmierci będą musieli tak pracować. Wszyscy to rolnicy z okolicznych gór. Stracili swoje ziemie i prace, kiedy ich tereny zostały objęte przez park. Dostarczają wszystko co możliwe na swoich ramionach. Ja idąc pod górę nie miałem nic oprócz kamer a ledwie doszedłem na szczyt. Oni dźwigają dziesiątki kilogramów na swoich ramionach i robią to cały dzień. Kiedy przechodziłem obok nich i wnosili ciężary na górę, było widać grymasy bólu. Widać jaki straszny to musi być wysiłek. Pomyślałem sobie o tych wszystkich w związkach zawodowych w naszych krajach, którzy organizują strajki bo za ciężko pracują i żądają zmniejszenia obowiązków i godzin pracy. Ale kto powiedział że życie jest sprawiedliwe?
    Bierzemy wyciąg na szczyt. 
                                                               
Od tego miejsca tylko pieszo. Wszędzie porobione są różnego rodzaju tarasy, przystanki. Są one w miejscach gdzie można zobaczyć coś bardziej interesującego. Ze ścieżek którymi chodzimy dużo nie można zobaczyć, bo stoki są dość gęsto zalesione. Na szczęście nie ma tu tłumów. Mimo wszystko trudno jest dostać puste miejsce. Chińczycy strasznie się przepychają. Potem każdy z nich robi dziesiątki zdjęć. 
Oni znani są z noszenia masek. Marian złapał jedną z takich robiącą sobie zdjęcie. Ma bardzo ładny wyraz twarzy. 
                                                                     
W każdej możliwej pozycji. Wyczekać więc trzeba chwilę i wcisnąć się na zwolniony plac. Jest mi trochę łatwiej, bo każdy z nich sięga mi do ramion i nie mają siły przebicia.
    Nasz spacer jest szybki. Chcemy trochę zobaczyć, bo straciliśmy wczorajszy dzień. Niestety możemy przejść tylko jedną główną trasą. Tutaj zdjęcia z widokami tych gór.
                                                                 






     Nie jestem pewien co mieliśmy w planie na wczoraj ale są tutaj wodospady, gorące źródła, wiele ciekawych tras. Miejsce to także słynie z zachodów słońca.
                                                               

 To na pewno nam przepadło. W niektóre dni chmury wiszą bardzo nisko i trasy turystyczne są nad nimi. Wtedy robione są najpiękniejsze zdjęcia. 
                                                               
    Także tutaj można nieraz obejrzeć naturalny fenomen. Nazywają to światło Buddy. Jest to okrągła tęcza. Tak jak na tym zdjęciu.
                                                         
     
     Prawie z ulgą przyjmuje wiadomość, że musimy wracać. 
                                                            
Wspięliśmy sie na tysiące schodów. Ale powrót nie jest łatwy. Trasa, chociaż schodzimy na dół, ciągnie się przez te góry i 200 schodów na dół, 50 pod górę i tak do końca.
    Po tej wyprawie, lądujemy na dworcu kolejowym. Tutaj już nie mamy 
takiego stracha. Znamy przepisy i zasady, więc bez problemu wsiadamy do wagonów. Jak wspominałem jeżdżą z niesamowitą dokładnością. Nie trzeba się spieszyć. Wszystko jest zorganizowane i nasz wagon zatrzymuje się dokładnie w miejscu gdzie stoimy. Trzy godziny jazdy do ostatniego hotelu naszej podróży. Będziemy tutaj 2 noce. Shanghai.
    Tutaj jedna z tych rzeczy, które można im pozazdrościć. Oświetleń w mieście. Może nasz Time Square jest wyjątkowy ale tutaj światła są wszędzie. Budynki. Nieraz całe ściany wyglądają jak olbrzymi ekran telewizyjny i budynek staje się akwarium. Autostrady, mosty, ulice. Wszystkie kolory i setki wymyślnych koncepcji oświetleń. Jest na co popatrzeć. 
     Hotel taki sobie, ale pokój wystarczająco wygodny. Wychodzimy w poszukiwaniu restauracji. Tym razem mamy karteczkę napisana przez przewodniczkę. Wytłumaczone jest tam po Chińsku, że chcemy kurczaka i ma nie być pikantne. Także pytanie czy mają widelce. Marian dalej ma problem z pałeczkami. Przeważnie nie mają. 
     Po obiedzie spacer ulicami tego miasta i udajemy sie do hotelu.