Friday, August 8, 2014

Ciąg dalszy lat 70-tych PRL-u

   
Dzisiaj kontynuuję temat -  lata PRL-u.  Pisałem o produktach tych czasów, ale naprawdę najważniejszy jest sam system w którym się wychowaliśmy. Najtęższe głowy komunistycznego świata, od rosyjskich do polskich, wymyślały jak ten absurdalny, sztuczny świat można kontrolować i sztucznie przedłużać jego życie. Najprostszym wyjściem jest oczywiście terror, ale musi on być całkowity a wiadomo że nie wytrzymuje to na bardzo długi okres. A oni myśleli o wieczności. Tworzone były wiec przeróżne scenariusze i wprowadzane były one w zależności od środowiska i czasów.
      Rosja miała większy kłopot, bo musieli trzymać straż nad wieloma krajami. Pierwsza rzecz jaka stworzyli to nienawiść do siebie, sąsiednich krajów. To było dość łatwe, bo już sama historia do tego doprowadziła, ale chcieli żeby tak zostało. Jeżeli jakiś kraj podnosił głowę, to natychmiast wkraczały wojska sąsiadów. I tak my do Czechosłowacji, Czesi do Węgier, etc.  Przez to my bardzo lubiliśmy Węgrów, co nie miało żadnego znaczenia a nikt nie lubił „pepiczków”, czy „Szwabów”.
     Rosja kontrolowała też każdy kraj w inny sposób.  Wiedzieli, że Polakom nie można zabronić religii, bo to bardzo szybko skończyło by się  protestem i walkami. Także Polacy, mieli pewną swobodę w podróżach zagranicznych. Trudno by było tego zabronić, jak prawie każdy z nas ma rodzinę gdzieś po za granicami polski. Kraj nasz za to miał największą kontrole nad artykułami codziennego użytku. Brakowało wszystkiego. I dawali nam poczucie radości, kiedy raz na raz wyrzucali na półki sklepów lepsze produkty.
     Niemcy, Węgrzy i nawet Czesi nie mieli takiego problemu. Za to pozbawieni byli innych przywilejów. Niemcy nie mogli wyjeżdżać z kraju aż do wieku emerytalnego. Wtedy pozwalano im odwiedzić rodzinę po drugiej stronie muru. Dlatego tak nas nienawidzili, kiedy my jeździliśmy do Zachodnich Niemiec do pracy. Pamiętam dobrze jak przechodziłem granice Berlina Wschodniego i Zachodniego, zawsze robili nam jakieś problemy. W większości wypadku bez powodu. Tu opowiem krótką historie, która mi się zdarzyła.
      W czasie studiów, dostałem paszport i wizę do Niemiec Zachodnich, oczywiście w zamiarach pracy. Zanim przeszedłem granice w Berlinie, zatrzymałem się u koleżanki (Ani Gadzinowskiej), która w tym czasie mieszkała w Berlinie Wschodnim. Oczywiście skończyło się to spotkaniem przy alkoholu i zostałem tam na noc. W następny dzień, udałem się na granicę i tu niespodzianka. Straż graniczna Niemiec Wschodnich, zabroniła mi przejścia, bo okazało się, że miałem przejść przez ten kraj w ciągu 24 godzin, na zasadzie wizy tranzytowej, chociaż my nie musieliśmy mieć wiz do NRD. Zachowywali się jak Gestapo.  Ja zrozpaczony, nie wiedząc co się dzieje błagałem o pozwolenie przejścia, a Ci dosłownie wyrzucili mnie z powrotem. Udałem się do polskiej Ambasady i tam dowiedziałem się o powodach tego zatrzymania i powiedziano mi, że nic nie mogą mi pomóc. Byłem załamany, bo miałem nadzieje, że będę mógł zarobić trochę pieniędzy, nie tylko pieniędzy ale zachodnich Marek. Wróciłem do Anki i przy alkoholu wymyśliłem co mogę zrobić.
    Udałem się na dworzec kolejowy i kupiłem bilet do Pragi. Nie miałem żadnych pieniędzy ani bagażu. Chciałem tylko wyjechać z Niemiec i potem wrócić i natychmiast przejść do Niemiec zachodnich, czyli w czasie krótszym niż 24 godziny. Nie byłem pewien czy to się uda, ale nie miałem innego wyjścia. Na granicy Niemiec i Czech, wpadli celnicy i pytaj się czy mam bagaż. Mówię że nie, bo jadę do kolegi na jeden dzień i nic mi nie potrzeba. Na pytanie czy mam pieniądze, odpowiadam że nie bo kolega mnie zaprosił i płaci za wszystko. Popatrzyli trochę podejrzliwie ale puścili. W Pradze wysiadłem i natychmiast kupiłem bilet do Berlina.
     Przestraszyłem się kiedy na tej samej granicy, do przedziału weszli Ci sami „gestapowcy”. Teraz już mi nie wierzyli. Na te same pytania, odpowiedziałem, że dojechałem do Pragi ale kolega się nie pojawił, a ponieważ nie miałem żadnych rzeczy ze sobą ani pieniędzy, postanowiłem wrócić. Przeszukali, cały przedział, zaglądali w każdą dziurkę, ale oczywiście nic nie znaleźli. Jeszcze jak pociąg ruszał, stali pod oknem i  myśleli,  jak i co ja przemycam.
    Plan okazał się prawidłowy i beż żadnych problemów przeszedłem granicę do Berlina Zachodniego. Zostało mi tylko w pamięci ich spojrzenia, pełne nienawiści i chamskie zachowanie.
       W krajach tych także wolność religii, prawie nie istniała.

    Propaganda pracowała na pełnych obrotach. Powstawało nowe słownictwo, historia polski i świata zostawała zmieniana już w podręcznikach szkoły podstawowej.  Codziennie wpajano w nas miłość do Związku Radzieckiego i udowadniano jakimi wrogami są kraje zachodnie. Jedną z broni dużego kalibru była nasza ulubiona Kronika Filmowa. Kto nie lubił oglądać jej przed seansem filmu fabularnego na który wybraliśmy się do kina? Pamiętam dobrze jedną z kronik, gdzie pokazywano nam jak amerykanie zrzucają stonkę ziemniaczaną na pola uprawne w Związku Radzieckim i walka rządu i rolników a tą plagą. Oczywiście wytłumaczone było natychmiast, dlaczego brakuje w sklepach towarów rolnych. To przez tych obrzydliwych kapitalistów.
      Z drugiej strony, musieli nas czymś zająć, zabawić. Najważniejszą bronią był alkohol. Tani, wszędzie dostępny. Tworzono więc święta, zabawy, różne okazje, żeby można było się rozprężyć, pobawić i zapomnieć o codziennych problemach. Doprowadziło to też do poważnego alkoholizmu.
 
 


   Mieliśmy więc nowe święta – 1-go Maja, Święto Odrodzenia Polski, 22 Lipca. Były Dożynki, Dzień Kobiet, Barbórka, Dzień Młynarza i innych zawodów. To tylko państwowe okazje do spotkań. Ale rozwijano też prywatne, czyli przyjęcia imieninowe, przyjęcia w zakładach pracy, dansingi, bale (od sylwestrowych do studniówek), zabawy szkolne i oczywiście prywatki. Przypomnijcie sobie ile tego było. Będąc w średniej szkole, był okres w którym byłem co tydzień na innej zabawie. Od szkoły medycznej do Ogólniaka w Koninie. Morzysławiu, Technikom Górniczego i wielu innych. Zawsze coś się działo.
    Każde spotkania, od partyjnych do zakładowych, kończyły się wyciąganiem butelek wódki i przekąsek.

 
   Nikt nie protestował, bo niby dlaczego. To były czasy! Oczywiście alkoholizm ciągle się zwiększał.

      Wpajano w nas też dumę z naszego przemysłu. A tak naprawdę, to zaczęło się to chyba od „Syrenki”. Powstała w 1957 roku i pierwsze egzemplarze  wykonywane były dosłownie ręcznie. Karoserie wyklepywano drewnianymi młotkami. Rok później ogłoszono, że samochód ten będzie produkowany masowo.  Milicja też je dostała.
 

Wielu Polaków stało się dumnymi właścicielami cudownego dziecka polskiego przemysłu samochodowego.
Pojawiła się Warszawa. Większa, wygodniejsza a nawet wykonana w kilku modelach.



Później przyszedł czas na polskiego Fiata 125P. I chyba najciekawszy samochód w historii światowego przemysłu – NRD-owski Trabant. 



Samochód wykonany z plastiku. Śmiano się zawsze, że szczury bardzo lubiły ten materiał i wyjadały dziury w samochodzie. Silnik dwusuwowy powodował, że z rury wydechowej wylatywały kłęby dymu.
    Zbiornik paliwa, umieszczony był nad silnikiem, ponieważ bez pompy, paliwo dostawało się do silnika na zasadzie grawitacji. Stworzyło to też problem, że przy wypadkach często dochodziło do zapalenia się samochodu. Mimo wszystko, posiadanie jakiegokolwiek samochodu znaczyło o tym, że albo ktoś miał kasę, czyli pieniądze albo miał pozycję w komunistycznym rządzie. Innym pozostawały rowery.
         „Turystyka powinna wywierać coraz większy wpływ na podnoszenie poziomu politycznego i kulturalnego szerokich mas całego społeczeństwa” tak przemówił Włodzimierz Raczek przewodniczący Komitetu Turystyki. Wtedy żeby wyjechać na eleganckie wakacje, trzeba było mieć specjalne skierowanie. Ci szczęśliwcy mogli się udać do specjalnych hotelików, domków kempingowych, domów wypoczynkowych. A Ci najlepiej ustawieni, pozwalali sobie na ekskluzywne wakacje w Bułgarii, Rumunii, Jugosławii. A reszta? Potrafili znaleźć miejsce na wypoczynek w każdym miejscu. Rozkładano się nad rzeczkami, jeziorami w lasach. Wyjeżdżano na jeden dzień albo na dłużej, to już z namiotami. Każde miejsce było dobre. Matki przygotowywały jedzenie, kanapki, jajka, pomidory. W termosy brało się herbatę i przepiękny wypad rodzinką do lasu. Rozkładało się koc i wszyscy byli szczęśliwi. Nikt nie narzekał, że można było wyjechać do Bułgarii. Cieszyło się z tego co się miało.




 

         Na zakończenie krótko o innych pamiątkach tych lat.

-         Czyn społeczny. W ramach czynu grabiono trawniki, sadzono drzewka (pamiętam, w teraz dużym lesie za Goliną, zasadziłem 13-ty rządek drzew).  Szło się na wykopki, w szkole podstawowej szliśmy na nagonki na zające, które łapano w rozstawione siatki i później sprzedawano do krajów zachodnich.
 
-  TPPR – czyli Towarzystwo Przyjaźni Polsko Radzieckiej. Zawsze podnosiło to pozycję ucznia, kiedy się tam zapisał a jak miał wystąpić na akademii to zwalniano go z lekcji.

  -  Niewidzialna Ręka – prowadzona przez Telewizję Polską. Wszyscy chcieli do tego klubu należeć.  Trzeba było tylko zrobić jakiś dobry uczynek, pomoc komuś i zostawić kartkę ze znakiem odciśniętej ręki. Ja też zapisałem się z kuzynami ale pamiętam, że mieliśmy problem w wymyśleniu jak i komu pomoc. Na chęciach zakończyliśmy naszą działalność w klubie.

  -  Akcja zbierania makulatury. Zbieraliśmy też my. Można było zarobić kilka złoty za sprzedany papier. W telewizji, w przerwach wyświetlano plansze, które informowały że 1 tona makulatury to dwa drzewa.
 

  - Tablice informacyjne

    - Sąsiedzie, ucz swoje dziatki dbać o czystość klatki

    - Do pracy przychodź trzeźwy i wypoczęty

    - Pozdrawiamy kobiety pracujące dla pokoju i rozkwitu ojczyzny

    - Przestań pić. Chodź z nami budować szczęśliwe jutro!

    - Sklep nieczynny. Wolna sobota.

    - Klient nierozpłaszczony nie zostanie obsłużony

    - Pamiętaj! Zakład pracy Twoim drugim domem.

    - Nie stwarzaj zagrożeń. Pracuj bez pośpiechu.
 

- Tarcze szkolne. Dostawaliśmy dwie. Jedna na rękaw mundurka szkolnego ( w podstawowej granatowego, nylonowego paskudztwa z odpinanym białym kołnierzykiem) a druga tarcza na kurtkę.  Przy drzwiach szkoły czekał na nas wyznaczony dyżurny, który sprawdzał czy je mamy. Gdyby jej nie było, odsyłani zostaliśmy do domu. Wymyślało się metody przyczepiania agrafką, kleju, tak żeby po wyjściu ze szkoły można to szybko zdjąć.

Wiesia pierwsza od lewej


 - Pochody pierwszomajowe. Wysłuchiwanie długich przemówień, przejście przez ulice miasta. Dostawaliśmy flagi, chorągiewki. Pamiętam na studiach, rzucaliśmy się szybko na stanowisko gdzie były one złożone. Chodziło o to żeby złapać szybko flagę Polski. Jak zostały te czerwone to już nikt ich nie chciał brać i zostawały rozdawane pod przymusem.

Wiesia po lewej stronie nauczycielki.
 - Lista przebojów. Wyczekiwałem zawsze na ten program w radiu z ciekawością, która piosenka prowadzi na liście. Oddawać można było glos na najnowsze piosenki, wysyłając kartkę pocztową do polskiego radia.




Na tym zakończę te wspominki. Śmieszne jak bieda może zrobić z ludzi szczęśliwych. Każda rzecz cieszyła. Podobno najszczęśliwsi ludzie (brano pod uwagę jak się oni się czują, a nie warunki materialne) żyją w Ghanie w Afryce. Kilka następnych krajów na liście to też kraje ubogie. Prawdopodobnie jest w tym trochę racji. Potrafiliśmy się cieszyć, bawić i  korzystać z życia  dużo lepiej niż teraz. Czy bym do tego chciał wrócić. Oczywiście że nie. Przyzwyczajamy się do luksusów zbyt łatwo. Czyli tak naprawdę, sami się unieszczęśliwiamy i nie ma drogi powrotnej.