Thursday, January 28, 2016

Związki Zawodowe - Operatorzy Ciężkiego Sprzętu




Przepisy Związków Zawodowych to grube książki. Każdy z nich ma swoje, więc muszę być z nimi obeznany. Nie jest to możliwe (za dużo materiału) i nieraz zostaje zaskoczony czymś nowym. Oczywiście muszę znać tylko te, których pracowników zatrudniam. Najważniejsza grupa to robotnicy. Tu mamy dwa związki. Wszystkie znane są pod swoimi numerami. W tym wypadku 731 i 1010. Gdyby się wczytać to jedni są od wylewania betonu, zakładania szalunków a drudzy od kopania rowów i montowania podziemnych instalacji jak np. wodnych.
   To są jedne ze związków z którymi nie mam problemów. Przyjmuję kogo zechcę i rzadko kiedy, ktoś z ich administracji składa jakąkolwiek skargę. Nie mają zresztą powodu, bo z nimi mi się najlepiej pracuje. Nie ma też żadnych regulacji w sprawie zwalniania. Jeżeli mi się on nie podoba, to mam prawo go odesłać z czekiem i przyjąć innego. Stosunki te są także zależne od prowadzącego budowy. Ponieważ ja z nimi współpracuję, mało tego, zawsze popieram, oni się odwzajemniają.
     Z drugim związkiem z którym nie mam większych konfliktów to stolarze. Moi ludzie pracują dla mnie po kilkanaście lat. Ja o nich dbam i oni wykonują to czego wymagam. Związki też zawsze mnie popierają. Na tym się kończy ta współpraca. Reszta to dobre dni a reszta to konfrontacje.
Operatorzy Ciężkiego Sprzętu. 
    Ten też dzieli się na dwie grupy. Jedna pod numerem 15 a druga 14.
Ci pierwsi obsługują lżejszy sprzęt. Jeżeli ciężar maszyny przekroczy 27000 kilogramów, przejmują ja związki 14. Także jak maszyna jest na gąsienicach, zamiast na kołach. Reszta to już same problemy.
     Zacznę od zarobków. Zależą one od maszyny na której pracuje ich operator. Obsługując mały dźwig ma płacone 122 dolary na godzinę. Za koparkę 110 na godzinę.
    Jeżeli budowa jest wygrana za sumę przewyższającą 60 milionów, dochodzą do nas starsi panowie dwaj.  Jeden Master Mechanic ze związków 14, drugi Maintenance Man z 15-tki. To są panowie, którzy nic nie robią. Powinni naprawiać maszyny, ale tego nie potrafią i nic na to poradzić nie można. Jeżeli zaczyna się na nich narzekać, to robią nam poważne problemy. Nauczeni jesteśmy wiec zostawiać ich w spokoju.
    Master Mechanic zarabia tyle ile najwięcej zarabiający operator z jego związków. Jeżeli jeden z nich pracuje 12 godzin (wszyscy inni 8) on ma płacone 12.
Ale może być inny który pracował tylko 10 godzin, ale ma lepszą stawkę na godzinę i jego suma jest większa od tego z 12-toma godzinami. Wybiera on najlepszą opcję.
    Maintenance Man ma stałą stawkę na godziny (122 na godzinę) ale też ma płacone za najdłuższe godziny jednego z jego pracowników. Siedzą sobie oni w biurze, bo musimy im takie postawić i grają w karty.
     Stworzonych jest też wiele stanowisk dla tych co nie potrafią pracować. Kiedy powieszę sznur lamp, żeby oświetlić miejsce pracy i światło przekroczy 1000 Watów, czyli dziesięć żarówek, muszę zatrudnić człowieka z 15-tki do ich obsługi. Także drobniejsze maszyny jak kompresor, muszą mieć kogoś do obsługi. Jeżeli jest on zamontowany na ciężarówce, ten odmawia jej prowadzenia. Nie musi robić nic tylko rano nacisnąć guzik, żeby go włączyć i na koniec dnia wyłączyć. Często nawet tego nie potrafią, bo nie mogą znaleźć guzika.
    Inna pozycja to oiler, czyli można go nazwać smarowacz. Kiedy maszyna jest większego rozmiaru, oprócz tego co ją obsługuje musi być też smarowacz. Rano ma ja naoliwić i to samo w czasie lunchu. To wszystko. Płacimy mu za to 95 dolarów na godzinę (oczywiście 8 godzin, chociaż pracuje tylko godzinę).
    Zamawiam dźwig, którego my nie mamy. Oczywiście muszę zapłacić obsługującemu za godziny dojazdu na naszą budowę i powrotu do ich bazy. Prowadzi ją oczywiście tylko jeden człowiek. Smarowacz siedzi już w domu. Płacone muszą mieć jednak obydwoje. Nieraz dźwig jest większy, więc nie ma prawa poruszać się w dzień. Operatorzy idą po 8-iu godzinach pracy do domu. Jeden wraca w nocy. W ciągu godziny dojeżdża do swojej bazy. Oczywiście to samo działo się przy dostarczeniu dźwigu. Czyli: jeden człowiek 1 godzina dojechać, i jeden człowiek 1 godzina odjechać. W sumie 2 godziny. A ja płacę za dojazd dwóch ludzi po 8 godzin i to samo za powrót czyli razem 32 godziny!!!
    Jeżeli operator z 15-tki zostaje wyrzucony z pracy, bo nie potrafił obsługiwać swojej maszyny, nie wolno mi jej użyć przez cały tydzień. Musze ją zostawić z boku i przywieźć inną, której on nie dotknął. Inaczej będę płacił za nowego i starego operatora, nawet gdy ten drugi siedzi w domu.
    Tak samo, jeżeli bym użył maszyny obsługiwanej przez pana A w ciągu tygodnia ale w sobotę obsługiwał by ja pan B (bo on potrafi robić coś co tamten nie umie) muszę zapłacić za te same godziny obydwu panom. A w sobotę płaci się podwójnie, czyli za 8 godzin, zapłaciłbym 32 godziny.
     Gdybym musiał pracować w czasie lunchu (pół godziny od 12 do 12:30), muszę takiemu operatorowi zapłacić dodatkową ponadgodzinę, chociaż on będzie miał nadal lunch pół godziny później.
    Powiedzmy mam sytuację, że pracuję na zwolnionych obrotach i próbuję utrzymać w pracy głównych pracowników. Operator wsiadł rano na spycharkę. Ale na niej miałem tylko pracy na pół godziny. Więc przesadzam go na koparkę ale tu też mam tylko na pół godziny. Teraz następny przeskok kosztuje mnie 1 ponadgodzinę, czyli dwie normalne godziny. Następny przeskok jest zabroniony. Może siedzieć następne 6 godzin nic nie robiąc ale nie wolno mu obsługiwać żadnego sprzętu.

     Wszyscy już przyzwyczaili się do takiego stanu i uważają to za normalne. Mało tego, jak by z tym polemizować, to uznają Cię za jakiegoś wyzyskiwacza, kapitalistę. Ale pomyślmy nad tym logicznie .
     Jestem przedsiębiorcą i moim celem jest zarobienie pieniędzy. Przyjmuję człowieka do pracy. Nie mam problemu zapłacić mu sum, których wymagają związki zawodowe. Powiedzmy, że mam małą budowę. Nie potrzebne mi dziesiątki maszyn i nie ma wystarczająco pracy dla każdego fachu. W wybrany dzień mam pracę dla jednego operatora, ale kilku maszyn. Najpierw musi wykopać mały dołek koparką, później załadować ciężarówkę inną maszyną i zakończyć dzień na koparce. Pracuje 8 godzin. Ja za to zapłacę. Oni uważają że jestem wyzyskiwaczem, bo zabieram innym pracę. Każda maszyna powinna mieć innego do obsługi. Jeden pracuje cztery godziny, kiedy inny śpi i na odwrót. Przecież to kurwa nie ma sensu. Tak samo z kadzą inna funkcją. Muszę mieć robotnika do wykopania dołu. Powiedzmy dwie godziny. Potem stolarza do uformowania szalunku, następne trzy godziny i zbrojarza do włożenia kilku drutów w te formy. Reszta dnia. Praca dla jednego człowieka, a ja musze mieć trzech. I każdy ma płacone po osiem godzin. To jest jawna grabież i nikt nie grzmi. Ja mogę zapłacić jednemu z nich najwyższą stawkę ale to nie wystarcza.

    To tylko niektóre z przepisów. I tylko jednego ze związków. Zostawię to na razie, bo bym zanudził. Napiszę przy innej okazji o pozostałych. Może jak będą nudy i nic innego nie będę miał do przekazania

Wednesday, January 27, 2016

Reklamy telewizyjne




     Śnieg topnieje, ale pozostawił za sobą poważny ślad. Aż 17 osób zmarło w naszym mieście przy odśnieżaniu. Jeden przypadek był niezwykły. Facet siedział w samochodzie i przejeżdżające pługi zasypały go. Ciało znaleziono z telefonem w ręku. Spaliny dostały się do środka (nie mogły się ulotnić przez przykrywający samochód śnieg) i został zaczadzony. Wszyscy inni odeszli przez atak serca. Jedną z ofiar odnaleziono dwa dni później. Pięćdziesięcioletnia kobieta musiała dostać ataku serca. Usuwała śnieg w sobotę w czasie burzy. Padało bez przerwy, więc śnieg natychmiast ją przykrył. Dopiero w poniedziałek dzieciaki zauważyły coś co wyglądało jak wyrzucone stare ubrania i sprawdzając odkryły zwłoki.
    Ja ciągle w bólach, więc przechodzę do czegoś na Wasze i swoje rozweselenie.
    Dwie części, dwa filmiki z zakazanymi reklamami telewizyjnymi.


    Na inne kopyto. Wzruszający występ malej Amiry. Trudno się nie zachwycić czymś takim, kiedy dziecko ma taki talent. Za kilkadziesiąt lat, zrobi się z niej wredna baba i wtedy już nie będzie takiej przyjemności jej słuchać. Mam nadzieje że wizją tą,  nie zepsułem oglądania, ha ha.


Tuesday, January 26, 2016

Związki zawodowe i wypadek nie przy pracy


   Każdy inny zasłużyłby sobie na odpoczynek po tym ciężkim weekendzie, ale ja nie mam takiego szczęścia. Wychodziłem wczoraj z pracy. Po drodze próbowałem odbić trochę lodu ze ścian biura i musiałem stanąć na ich kawałku. Wyleciałem w powietrze jak nieudany start Apollo, bo natychmiast spadłem. Prosto na kość ogonową (teraz wiem że ją mam) a głową przyrżnąłem w poręcz. Jeden z moich ludzi stał obok, ale bał się podejść, tak jęczałem.  Udało mi się wstać i wróciłem do biura. Z dużym guzem na głowie, rwącym bólem w całych plecach, posiedziałem trochę, ale po pół godzinie postanowiłem wracać do domu. Nie spałem dobrze, ale najważniejsze, że nic nie złamałem i nie ma wstrząsu mózgu.
     Dzisiaj do pracy dobiłem trochę później, bo wstawanie i ubieranie się trwało długo dłużej. Nie mam dużo obowiązków, bo budowa zamknięta, ale u  mnie nawet w takie dni borykać się musze z problemami.
     Postanowiliśmy, że przyprowadzę trochę ludzi i spróbujemy odśnieżyć tereny, które są nam najbardziej potrzebne do kontynuowania budowy. Na przykład dojścia i miejsca w których pracować muszą geodeci, bo są opóźnieni. Najważniejsi są dla mnie brygadziści, więc im dałem szansę wyboru. Mogą pracować przy odśnieżaniu, ale jak nie chcą pracować fizycznie, to nie muszą, ale wtedy oczywiście nie będą mieli płacone. Wszyscy się zgodzili. Mam dwóch od robotników i jednego od stali. Tu zadam pytanie. U nas człowiek instalujący metalowe konstrukcje, mosty, nazywa się ironworker. W polskim tłumaczeniu to ślusarz, ale nie myślę że to pasuje do tego zawodu. Więc jak się  nazywa ich zawód? Na razie będę mówił stalowcy.
      Dołożyłem do nich trzech głównych robotników. Okazuje się że mam problem. Związki zawodowe stalowców, (pisałem nie raz o problemach z nimi) wydzwaniają i żądają, żeby wrócić do pracy ich członków, bo tylko oni maja prawo odśnieżać w miejscach, gdzie będą pracować. Chciałoby się wyjść na zewnątrz i zawyć takie ku………aaaaaaaa!!!!!
     Teraz dochodzi do tego, że będą walczyć do kogo należy śnieg! Przez chwilę próbowałem  kontrolować  mój temperament. Pytam się jak oni chcą ten śnieg podzielić? Ona na to, że gdziekolwiek oni będą pracować. Czyli wszędzie. Już z głową rozpaloną do czerwoności, pytam się jak on to widzi, bo w tych samych miejscach będą pracować stolarze, robotnicy, malarze, etc. On jednak uważa, że ich praca jest najważniejsza.
I wtedy doszło do wybuchu rozpalonej głowy. Zostały tylko usta, bo zdążyły rzucić czymś przez telefon i zakończyły tą durnowatą rozmowę.
   Musiało minąć kilka minut, zanim przejrzałem przez zamglone oczy  i zobaczyłem, że głowa jest na swoim miejscu. Przez chwilę nawet zapomniałem o bólu w plecach. Jak daleko dalej może zajść ten amerykański socjalizm. Przecież tu już trudno oddychać.   Tracę więcej czasu na rozwiazywanie problemów, kto robi co i jak. Następnym razem musze zrobić listę z niektórych z tysiąca przepisów, do których ja mam się dostosować. Nie mam czasu na planowanie i prowadzenie budowy.
Przychodzą człowiekowi jakieś mordercze myśli, żeby ich wszystkich zapakować na statki i zawieść do Rosji, Chin. . Żeby sobie trochę popracowali w warunkach prawdziwego komunistycznego świata.

  Na razie wracam do naszej rzeczywistości i czekał będę na to co się stanie. Reprezentant związków, zdążył poinformować mnie, że oddadzą sprawę do sądu. 

Monday, January 25, 2016

Już po zamieci


    Trochę się wydarzyło przez ten weekend, ale zacznę od najważniejszego, czyli od zamieci.
   Tym razem nie pomylili się z prognozą. Śnieg zaczął sypać dokładnie w wyznaczonym czasie i spadło tego nawet więcej niż przepowiadali. Na wschodnich terenach przysypało nas metr białego puchu. U nas trochę mniej, w okolicach pół metra.  Kiedy obudziłem się rano w sobotę, była już niezła zawierucha.


Postanowiłem odśnieżyć to co spadło. Bo bałem się, że jak poczekam do końca to będzie tego za dużo. Zajęło mi to wiele godzin. Najgorsze, że trudno jest pracować w czasie burzy. Wszystko co oczyściłem, zostawało natychmiast zasypywane. Zalany potem, zasypany śniegiem, wróciłem do domu na odpoczynek.
     Tydzień temu postanowiłem troszkę zmienić swoje weekendy. Ponieważ w domu wszystko jest już zrobione, odpoczywałem sobie przy telewizji lub komputerze. I nie jest to w mojej naturze. Wyznaczyłem sobie więc nowy plan pięcioletni. Odświeżyć dom. Ale tak na idealny. Zacząłem od głównej łazienki. Dwa dni potrzebne były do jej zakończenia. Wyskrobane i odświeżone fugi w kafelkach. One też wyszorowane i wymyte. Pokryte później specjalną farbą która zabezpiecza przed wodą. Każdy szczegół wyszorowany do błysku. Nawet żaluzje, deseczka po deseczce. W ten weekend, nie pozwoliłem sobie na zmiany i zabrałem się za główną sypialnię. Nie zostało dużo czasu, ale poodsuwałem meble, obkleiłem wszystkie drewniane części taśmami, wymalowałem sufit.
    Za oknami była już poważna wichura. W Nowym Jorku wyszedł zakaz jazdy samochodami. Jest to zawsze poważne wyzwanie, żeby odśnieżyć tą metropolię. W naszym mieście zawsze znajdzie się ktoś oryginalny i tak pan który jeździ na desce (po całym świecie) wymyślił że warto to zrobić na ulicach naszego miasta. Poniżej jego film.

    Kiedy obolały wstałem następnego poranka była już przepiękna pogoda. Niestety trzeba było zabrać się do ponownego odśnieżania. Znów wiele godzin. Z przodu domu, z tylu, droga do garażu. Tak wyglądało już po wszystkim.




      Godzinka odpoczynku i powrót do sypialni. Wymalowałem ściany, odświeżyłem meble, wyczyściłem każdy obiekt. Nawet każdy liść na sztucznym drzewku, które stoi u nas w rogu pomieszczenia. Skończyłem o 20-tej. Wyciągnąłem się zmęczony przy telewizji z myślą „ na członka Ci to było wymyśleć!”.
     Te dwa dni sprawiły mi też kilka nieprzyjemnych niespodzianek. Pierwszą odnalazłem w garażu. Na podłodze były małe kałuże wody. Część już wyschnięta. Nie mam pojęcia co się stało. Ślady prowadzą do ściany z łazienką. Zostawiłem to na razie, bo nic teraz nie wycieka i będę musiał sprawdzić później.
     W piątek kupiłem trochę produktów na obiady, bo spodziewaliśmy się, ze wszystko będzie zamknięte i nie będzie możliwości zamówienia jedzenia. Elaine zabrała się w sobotę za przygotowywania i okazało się, że kuchnia gazowa się zepsuła. Piekarnik nie zapala gazu. Na szczęście palniki działały i tam mogła cos ugotować. Tego nie uda mi się naprawić. Zobaczę czy znajdę kogoś albo będę musiał kupić nową.
      Zmęczony, zdenerwowany, obolały zdecydowałem się na wzięcie polskich pastylek na wszystko. Nie wiecie jakich? Myślałem, że u Was to wszyscy zażywają! Tutaj jest ich reklama.


       Wracając do piątku. Dojechałem na imprezę na czas. Nawet trochę wcześniej. Zaparkowałem samochód w okolicach restauracji. Oczywiście ciężkie opłaty za ten luksus. Trzy godziny kosztowały mnie 55 dolarów.
Pisałem, że miejsce to jest w centrum Manhattanu. Wszystko tu jest bardzo ładne. Przyjemnie jest spacerować po ulicach. Nasze miasto słynie z pomysłowości. Związane jest to także z biznesem. Każdy skrawek jest dobrze wykorzystany. Niezliczona ilość parków i wszędzie można znaleźć coś, co uprzyjemni czas mieszkańcom. Po przeciwnej stronie restauracji znajduje się lodowisko. Można tu przyjść i poślizgać się na łyżwach. Latem zamienione jest to na park.



     Dzisiaj rano zawiozłem Elaine do jej mieszkania. Ma wizytę u lekarza. Główne autostrady zostały dobrze oczyszczone, ale ulice w dzielnicy Queens to już inna sprawa. Można przejechać, ale tam zaparkowane jest tysiące samochodów i stwarza to problemy, gdzie usunąć ten śnieg. Pługi po prostu zasypują zaparkowane samochody i ludzie musza dać sobie radę z ich wydobyciem. Wielu rezygnuje i czeka na odwilż.

    Moje biuro zastałem pokryte lodem. Śnieg topił się od strony słońca i w nocy wszystko to zamarzło. Trzeba było młotkami to usunąć, żeby otworzyć drzwi. 

Budowa jest zasypana i nie myślę, że uda mi się pracować w ten tydzień. Spróbuję usunąć śnieg w pobliżu maszyn i dróg dojazdowych, ale to chyba wszystko. 







Friday, January 22, 2016

Burza śniegowa



     W Nowym Jorku, Grudzień był wyjątkowym miesiącem. Temperatury nieraz osiągały 25 stopni Celsjusza a nigdy nawet nie zbliżyły się do zerowych. Śmialiśmy się, że nasza córka pierwszy raz miała urodziny latem. Siedzieliśmy przy kawie i cieście na zewnątrz w naszym ogrodzie.
    Kiedy w styczniu temperatury obniżyły się do zerowych, rozpieszczeni dotychczasowymi warunkami, zaczęliśmy narzekać. Mimo wszystko, nawet obecny miesiąc nie jest taki zły. Ma się to jutro zmienić. Pierwszy raz w tym roku ma spaść śnieg i to w bardzo efektownym wydaniu. Nadal jednak trwają dyskusje nad ilością opadów. Sam śnieg nie jest jeszcze najgorszy. Z tą pogodą mają też przyjść wiatry do 80 km na godzinę.  Wszyscy przygotowują się na ten atak. Jak zwykle sklepy z narzędziami do odśnieżania wysprzedały wszystko z tym związane. Nigdy nie mogę tego zrozumieć. Przecież to u nas normalne. Mówię o śniegach. Więc każdy ma już narzędzia. Rozumie, że jednemu, czy drugiemu się zniszczyły. Ale to jest rutyną. Ogłoszenie nadchodzącej burzy i sklepy sprzedają cały swój towar. Ludzie są zresztą panikarze. W supermarketach duże kolejki. Wykupują mleko, chleb i inne podstawowe produkty. Wyobrażam sobie jak by była tu wojna albo jakiś inny kataklizm, to by się zabijali o wszystko. Tak jak w wielu filmach fantastycznych.
      Faktem jest, że trochę się trzeba przygotować, bo burza taka może pozrywać linie elektryczne i wtedy będziemy w kłopocie. Manhattan jest jedyną dzielnicą w której wszystkie linie (elektryczne, telefoniczne telewizja kablowa) znajdują się pod ziemią. Inne dzielnice i okolice mają te linie na słupach.  Przy poważnych burzach wiele z nich zostaje uszkodzone. Największym problemem są pobliskie drzewa. Wiadomo, że nie jest się w stanie przewidzieć, które z nich się przewróci i byłoby głupotą je wszystkie wyciąć. Niestety wiele z tych wypadków jest do przewidzenia i można by było temu zapobiec, ale się tego nie robi. Dlaczego? Na to już nie mogę odpowiedzieć.
     W każdej okolicy, także w pobliżu mojego domu, linie te przechodzą prze środek konarów drzew. Co roku ekipy oczyszczają okolice kabli. Drzewa te wyglądają trochę zabawnie i nie myślę że dodają uroku  tym ulicą. 



Bardzo jednak często olbrzymie konary rosną dokładnie nad tymi liniami i wiadomo, że jest to tylko kwestia czasu, kiedy przy takich burzach się złamią i mieszkańcy spędzą trochę czasu w lodówce.



    Dzisiaj po pracy, zanim ta burza nadejdzie idziemy na świąteczna imprezę, zorganizowaną przez Wiesi firmę. Większość firm robi te imprezy przed Świętami Bożego Narodzenia (tak jak moja), ale są też takie, które robią to w styczniu. Odbędzie się w bardzo ładnym miejscu. Restauracja nazywa się Bryant Park Grill



I zlokalizowana jest w samym centrum Manhattanu. Na 40-tej ulicy, miedzy Piątą  i Szóstą Aleją. Po pracy muszę szybko dojechać do domu, przebrać się i błyskawicznie wyjechać, żeby tam zdążyć na 18-tą godzinę.
Jest to jednak piątek kiedy korki drogowe są dużo większe niż w inne dni. Sytuacja z pogodą, też może to pogorszyć i nie mam pewności czy dobiję na czas. Nie przejmuję się, bo prawdopodobnie będzie to trochę nudne.
Mówi się, że wszyscy jesteśmy tacy sami ale już nieraz z tym polemizowałem. Różnice są nawet między ludźmi o różnych zawodach. Kiedy chodzimy na przyjęcia firm w których pracownikami są ludzie aktywnie, zawsze jest wesoło. Ile razy spotykamy się w firmach projektanckich, inżynierskich z ludźmi siedzącymi za biurkami, atmosfera jest całkiem inna. Poważni, stoją w grupkach i rozmawiają przeważnie o pracy. Raz nawet takiej grupce wygarnąłem, że bardzo smutne jest to, że nawet w czasie relaksu nie potrafią się rozluźnić ale dyskutują jak zaprojektować most. No ale każdy ma swojego konika. Oni są z tym szczęśliwi.
    Wracać będziemy wcześnie, żeby nie zaskoczyła nas pogoda. A jutro odśnieżanie. 

Thursday, January 21, 2016

Dentysta



   Wczoraj obejrzałem komedię polską (nie pierwszy raz) „Nic śmiesznego”.  Jest tam jedna scena (u dentysty), która przypomniała mi wydarzenie, które zostało mi dokładnie w pamięci. Ponieważ po ostatnich wpisach, moja siostra wyrzuciła mi że sobie nieźle ponarzekałem, dzisiaj bez narzekania a jeżeli to trochę innego stylu.
      Wszyscy w moim wieku, pamiętają czasy wymyślnej techniki dentystycznej czasów komunizmu. Każdy z nas przeżył wielokrotnie horror takich spotkań.
     Wiosna, rok 1979. Każdy z nas próbował wtedy wyjechać na zachód do pracy. Nawet wyjazd na kilka miesięcy, podczas wakacji letnich, pozwalał nam zarobić duże pieniądze. Udało mi się dostać paszport i wizę do Niemiec Zachodnich. Nie wiedziało się czy uda się załatwić jakąś pracę, ale ryzyko się opłacało.  Niestety miałem pecha. Dwa tygodnie przed wyjazdem zaczął mnie okropnie dokuczać ból zęba. Sama myśl udania się do dentysty przerażała. Nie mogłem sobie jednak pozwolić na zignorowanie tego i wyjazdu w takim stanie. Umówiłem się więc na wizytę.
      Samo wyczekiwanie w poczekalni było już przygodą. Wszyscy mieli takie przerażone oczy. Pamiętacie jak nieraz ludzie w ostatniej chwili rezygnowali z wejścia do gabinetu i stwierdzali, że przyjdą w innym terminie? Tam zawsze powinna grać muzyka z filmów „Szczeki”, „Omen”.
Im bliżej, tym straszniej. Do kulminacji dochodziło, kiedy sadzali Cię w fotelu. Wtedy nie było odwrotu.
    Tym razem trafiła mi się kobieta. Wrzuciła mnie w krzesło. Po pytaniu z jakim zębem mam problem, przerażony odpowiedziałem, ze dolna szóstka. Wyciągnęła jeden z przyrządów tortur, długi, cieniutki szpikulec i zaczęła wbijać mi go w ząb.
Pamiętam jak dziś te chwile. Spocone ręce łapiące się kurczowo oparć fotela. Ciało nasze kurczyło się, wciskając się w fotel. Piekielny ból. I wtedy włączyła się ta cholerna wiertarka. Ci co znają tylko najnowsze dentystyczne przyrządy, których prawie nie słychać przy pracy, nie mają pojęcia jak brzmiały te stare. Te wiertła mogłyby przewiercić się przez czołg.
Zastrzyk który mi dała przed tym, musiał być z wody i cukru, bo rzucało mnie fotelu. Na szczęście nie trwało to długo. Popatrzyła w otwartą gębę i stwierdziła, że nic nie da się naprawić. Trzeba wyrwać.  Nie było to takie nienormalne, po w tych czasach, ludzie wyrywali zęby codzienna. Wszyscy tak się bali, że doprowadzali zęby do ruiny i  jedynym wyjściem było ich usunięcie.
       Teraz dorwała się z zadowoleniem (myślę, ze każdy dentysta z tamtych czasów musiał być sadystą) do obcęgów. Złapała w nie mój bolący ząb i zaczęła z nim wojnę. Szarpała w lewo i w prawo, ale ząb się nie chciał poddać. Nie wiem jak długo to trwało, bo głowa mi pękała z bólu. Na koniec wlazła mi częściowo na kolana i zawisła na tych kleszczach. Wreszcie coś pękło i zadowolona wyciągnęła mój ząb. Zakrwawiony, ośliniony (nie było wtedy żadnych rurek, które wysysaly płyny z jamy ustnej), z trudem łapiąc oddech, połykałem to co wpadało mi do gardła.
Najważniejsze, że wszystko skończone. Przynajmniej tak myślałem.
Wróciłem do domu. Twarz wyglądała jak olbrzymia gruszka, obżarta z jednej strony. Cały dzień w bólu, ale tego się spodziewałem. Na drugi dzień zjadłem śniadanie z tabletek z krzyżykiem i przeleżałem dzień w łóżku. Ból nie mijał. Trzeci dzień i to samo. Byłem głodny ale jeść nie mogłem. Nie potrafiłem poruszać szczęką. Wieśka, podawała mi drobniutkie kawałeczki chleba, których nie musiałem gryźć, tylko połykałem. Zostało kilka dni do wyjazdu ale nic się nie poprawiało. Musiałem wrócić do mojej oprawczyni. Nawet nie zdziwiona, kazała mi otworzyć usta. Muszę otworzyć ranę, powiedziała i nożem nacięła mi miejsce po zębie. Po pewnym czasie wyjęła stamtąd kawałek kości.
Wytłumaczyła, że został tam kawałek zęba i już jest wszystko w porządku.
Niestety, ból, chociaż już mniejszy dalej nie mijał.
    Trudno, wyjeżdżam do Niemiec w takim stanie. Szybko znalazłem mieszkanie. Kilka dni później nie wytrzymałem swoich cierpień. Wszystko mi było jedno. Myślałem tylko, że to musi się skończyć. Wziąłem nóź i w łazience przy lustrze, rozciąłem sobie jeszcze raz miejsce po zębie. Grzebałem tym nożem w ranie i wyczułem coś twardego, co się rusza. Po chwili udało mi się wyciągnąć dwa kawałki kości. Nawet nie mając żadnej wiedzy medycznej, wiedziałem, że to nie są szczątki zęba. Długie, płaskie. Przy tych całych wygibasach, tańcach, które urządzała wyrywając mi ząb, pokruszyła mi szczękę i to jej części wyciągnąłem.  Prawdopodobnie,  przy drugiej wizycie wiedziała o tym, ale nie przyznała się do tego, tylko stwierdziła, że to był kawałek zęba. Już od następnego dnia czułem się lepiej i wszystko się szybko zagoiło.
     Nigdy więcej nie poszedłem do polskiego dentysty. Kiedy dobiłem do Stanów Zjednoczonych, musiałem to nadrobić i przez rok byłem jego najlepszym klientem.



Tuesday, January 19, 2016

Hotel California



    Niestety, świat staje się coraz smutniejszy.  Moja przepowiednia zaczyna się sprawdzać. Zresztą jaka to wróżba. To tak jakby przewidzieć, ze po dniu nastąpi noc. W ciągu tygodnia zmarły dwie następne osoby ze świata artystów. Pierwszy to aktor Alan Rickman.
   Może najwięcej znany z serii Harry Potter, w której grał jednego z nauczycieli w Akademii Nauk Czarnej Magii.


    Inne ważniejsze role po których stal się sławny to szeryf z Nottingham z filmu Robin Hood.

     Niezapomniane role w Die Hard (Szklana pułapka), Quigley Down Under (Quigley na Antypodach), Galaxy Quest (Kosmiczna załoga), Love Actually (To właśnie miłość).
     Każda jego rola, nawet tych negatywnych postaci, sprawiała mi wielką przyjemność.  Przykro, że z powodu raka, tracimy znów wielkiego artystę.
     Druga osoba to Glenn Frey.  Prawdopodobnie większość ludzi po nazwisku nie wiedziała by kim jest ta osoba. Dopiero wymieniając nazwę zespołu w którym grał na gitarze, otwiera wszystkim oczy.  Członek, kompozytor i współzałożyciel grupy Eagles. Był też autorem tekstów  ich piosenek. Nie ma osoby, która by nie znała utworu „Hotel California”. A jest to tylko jeden z licznych, które uprzyjemniały nam życie przez dziesiątki lat.

  
    Jeszcze o jednej ciekawej wiadomości ze Stanów. Nominacje na filmowego Oskara.  Następna ofiara politycznej poprawności. Podniosło się wiele głosów grzmiących o niesprawiedliwości i dyskryminacji czarnych.  Główna osoba, która to zaczęła to dla mnie największy rasista (przeciwko białym) Al Sharpton.
Skarżą się na to, że nie ma nominacji dla czarnych aktorów.
    Nawet nie będę się wdawał w dyskusję, komu te nagrody się należą.   Mam dosyć jednak tej nagonki, że we wszystkim musi być wliczona odpowiednia liczba czarnych, albo jesteśmy rasistami.  Ja muszę przyjmować  odpowiedni ich procent, nieważne czy dobrze pracują czy nie. Wyższe szkoły też muszą taki plan wykonać, nawet gdyby byli dużo gorsi od białych. Strażacy, policjanci i wszystkie urzędy. Teraz dochodzimy do aktorów?  Czyli ustanowią nowe zasady, że jak jest 5 nominacji to jeden lub więcej musi być czarnych? A jak by nikt nie zrobił filmu z nimi to będziemy musieli zrobić jakiś na siłę? Niedługo dojdzie do tego, że będziemy nakręcać film o Lincolnie, będzie go musiał grać czarny aktor.  Gdzie będą tego wariactwa granice. Może zarządzą, że bałwan w kreskówkach też musi zmienić kolor.
      Nikomu nie przeszkadza, że istnieją kluby tylko dla czarnych, organizacje też tylko ich.  Mamy  Black Movie Awards.  Wyobrażam sobie jakie piekło by wybuchło gdyby ktoś wymyślił coś na odwrót. Nagrody dla najlepszych białych aktorów! Najlepszy biały student, etc. To jest rasizm ale oczywiście odwrócony.
    Czas z tym skończyć. Mówimy o kraju w którym czarni obywatele mają takie same prawa. Jeden z nich jest naszym prezydentem. Zajmują najważniejsze pozycje w rządzie. Są muzykami, aktorami, artystami i ludzie ich uwielbiają dla tego kim są a nie dla koloru skory. Są w grupie naszych znajomych, przyjaciół, współpracowników. To co się teraz dzieje, skłóca tylko te dwie rasy a nie naprawia żadnych błędów.
     

Monday, January 18, 2016

Wybory prezydenckie


Zanim podzielę się z Wami myślami na temat naszych wyborów, załączę kilka rzeczy na rozluźnienie.
Pierwsze to ciekawa myśl, znaleziona na intrenecie.
      Polacy generalnie maja nawyk przeklinania. Aż dziw, że Konstytucja RP nie zaczyna się od preambuły „My, kurwa, naród polski…”
    Poniżej bez komentarza.


  Bardzo ciekawe historyczne zdjęcia.


I zabawne polskie ogłoszenia



     W Stanach jesteśmy w ostatniej fazie wyborów na prezydenta, wewnątrz indywidualnych partii.  Okazuje się że tak republikańska jak i demokratyczna ma sytuację niewyjaśnioną.  Jeszcze nie tak dawno, Hilary Clinton była niekwestionowaną liderką Partii Demokratycznej.  Zamieszana jest jednak w wiele afer. Pozwoliło to więc,  na poważne zbliżenie się do niej bardzo lewicowego (dla mnie to prawie komunista) kandydata Bernie Sandersa.
     W Partii Republikańskiej, sytuacja jest bardziej skomplikowana. Kandydatów jest dalej bardzo wielu. Nikt nie chce zrezygnować. W tej chwili trzech z nich wysunęło się na czoło tej grupy. Jeżeli pamiętacie, pisałem o wszystkich i trzech moich w faworytów jest  w tej chwili na prowadzeniu. Trump, Cruz, Rubio.
      Największe wsparcie ma Donald Trump. Dla wielu bardzo kontrowersyjna postać.  Chociaż zgadzam się z większością jego postulatów, wniosków, mam nieraz mieszane uczucia na jego temat.  W większości przez jego grubiaństwo i brak taktu. Uważam że Trump, nie stworzył swojej popularności sam. Główną postacią która to zrobiła to sam prezydent Obama. Ludzie są tak niezadowoleni, więcej, wkurzeni,  że zaczynają szukać czegoś ekstremalnego. Trump jest takim lekarstwem na panującego raka. Z różnych sondaży wynika, że 20 procent demokratów odwraca się od swojej partii.
    Co więc doprowadza do takiej popularności Trumpa?  Wykorzystuje niezadowolenie narodu amerykańskiego i pierwszy raz w historii Stanów, mówi bez ogródek i zahamowań. Powtarza wiele razy że trzeba skończyć z polityczną poprawnością.  Pomaga mu sytuacja w kraju. Na przykład. Ostatnie wypadki w San Bernardino w Californii. Para muzułmanów, przygotowywała się do tego zamachu przez dłuższy czas. Już po tych wypadkach, okazało się, że byli ludzie którzy widzieli, że coś podejrzanego działo się wokół tej pary. Nikt jednak nie odważył się tego zgłosić, bo obawiali się reperkusji naszego rządu z posądzeniem o rasizm, nienawiść do muzułmanów.
     Wiele jego postulatów jest bardzo prosta i do zaakceptowania, bo są logiczne. Każdy inny kraj to robi, tylko nie my.
1.    Angielski jest głównym i jedynym urzędowym językiem. Nie chcesz nauczyć się naszego języka to wracaj do swojego kraju. Nie znaczy to, że nie będzie pomocy z tłumaczeniem. Prywatne firmy, np. Banki mogą robić co chcą, to jest ich biznes. Czy ktoś w Polsce zgodziłby się na wprowadzenie Ukraińskiego jako drugiego, oficjalnego języka? Albo w Niemczech, Tureckiego?
2.    Zachowanie naszej kultury i tradycji. Tych, na których fundamentach ten kraj został zbudowany! Na Święta Bożego Narodzenia mówienia sobie Merry Christamas a nie jak teraz nakazane Happy Holidays, żeby nie obrazić komunistów i innych religii.
3.    Uszczelnić, kontrolować granice. Ameryka była, jest i będzie krajem, który przyjmuje do siebie imigrantów.  Musi to być jednak kontrolowane a nie tak jak w ostatnich czasach, dostają się tu miliony ludzi przechodzące do nas z Meksyku nielegalnie. I znów porównanie. Gdyby do Polski zaczęły wpływać setki tysięcy Ukraińców, Rumunów, nie myślę, że Polacy by się na to zgodzili.
4.    Dosyć niekontrolowanej pomocy dla nielegalnych i emigrantów. Wydawane są na to miliardy dolarów. Legalni obywatele takiej pomocy nie mają. Za darmo leczenia, mieszkania. Chcesz tu mieszkać? Postaraj się zrobić to co my wszyscy musieliśmy robić przyjeżdżając do tego kraju. Zabrać się do ciężkiej pracy i stanąć samemu na nogi.
5.    Odwrócić Obamacare, czyli państwowej kontroli nad ubezpieczeniami medycznymi. Mieliśmy najlepszą opiekę lekarską na świecie. Tutaj przyjeżdżają ludzie z całego świata, żeby się leczyć. U nas nie czekało się w kolejkach na operacje, badania. Nikomu nigdy nie odmawiana jest pomoc w szpitalach, nawet gdyby nie miał dokumentów, pieniędzy. Najpierw pomoc a potem szukanie metod zapłaty. My jesteśmy przykładem. Córka urodziła się tu w pierwszych tygodniach naszego pobytu i nie mieliśmy żadnych środków na pokrycie kosztów szpitala. Dostaliśmy najlepszą opiekę. Później spłacaliśmy dług temu krajowi naszą pracą.
6.    Przestać  rozdawać pieniądze obcym narodom, bez żadnych korzyści. Co roku dziesiątki krajów otrzymuje miliardy dolarów, bez zobowiązania ich zwrotu.  A kraj nasz znajduje się w coraz większych długach. To nie ma najmniejszego sensu. Pomoc może być dostarczana tylko do tych krajów, które zgadzają się na nasze warunki.  Na przykład. Polacy chcą mieć zabezpieczenie przed Rosją i Amerykanie mogą zainstalować tam system antyrakietowy. Jeżeli rząd polski się na to zgadza i jest to im potrzebne, amerykanie też chcą się zabezpieczyć przed agresją Rosji na Europe Zachodnią. Jest to wspólny interes.
7.    Nasz budżet musi mieć balans. Musimy przestać wydawać więcej niż produkuje. Kiedyś doprowadzi nas to do ruiny. Trzeba obciąć wydatki na bzdurne, niepotrzebne i lukratywne sprawy.
Może muszą wydane być nowe regulacje, prawa, ale dalej tak być nie może. Drobny przykład, może mniej istotny ale pokazujący rozrzutność, głupotę.
     Pracownicy miejscy, stanowi, federalni, mogą iść na emeryturę po przepracowaniu 20 lat. I tak człowiek zaczynający w młodym wieku, mając 40 lat dostaje pensję emerytalną. Ostatnio pisano o takim wypadku. Ale jest ich tysiace.  Mężczyzna był dyrektorem szkoły. Po 20 latach dostał emeryturę, która wynosiła więcej niż jego normalne zarobki. Ustalana jest ona na podstawie ostatnich trzech lat pracy. Oni przez te lata pracują duże ilości ponad godzin i wtedy emerytura rośnie do wielkości przewyższającej ich regularne zarobki. Ten facet, dostał po tym prace, znów jako dyrektor szkoły, w innym regionie. Ponownie po 20 latach odszedł na emeryturę na tych samych warunkach. Teraz został dyrektorem trzeciej szkoły.  No i jak Wam podoba się ten komunizm? My nie dostajemy żadnej państwowej emerytury (nie wliczam tu tzw. Social Security, bo to ma każdy) a on ma trzy. Podawane były jego roczne zarobki w tej chwili i przekraczały 500,000 dolarów. Absurd! My jako podatnicy za to płacimy.
   Na tym właśnie opiera swoją popularność Trump.  Także na odbudowaniu siły tego kraju. Nasza armia została częściowo rozbrojona przez Obamę i ograniczona zostały jej sprawność przez nowe regulacje. Niedawno zaatakować mieliśmy konwój terrorystów. Zamiast to zrobić z zaskoczenia, najpierw ogłoszono przez radio, żeby opuścili pojazdy, bo ich zbombardujemy. Dopiero po ucieczce terrorystów zniszczono pojazdy. Ktoś tu jest najwyraźniej nienormalny. Nigdy nie wygramy wojny z terroryzmem.
     Za kilka tygodni zaczną się wewnętrzne wybory partyjne w pierwszych Stanach. Normalnie po kilku pierwszych, zaczną rezygnować Ci co zdobędą najmniej głosów. Będzie ich coraz mniej i w ostatecznej fazie będzie to rozgrywka między najsilniejszymi. Sam ciekawy jestem co z tego wyjdzie. Na razie wszystko wygląda tak jak przewidywałem wiele miesięcy temu. Wszystko zależy od obywateli  naszego kraju. Oni są ostatecznym głosem i oni zadecydują o przyszłości. Ja mam tylko nadzieję, że tym razem podejmą słuszną decyzję.
     

Friday, January 15, 2016

Miraż

Od wielu lat przestrzegałem o niebezpieczeństwie budowania kraju w oparciu na ekonomii innych narodów. Tworzy to olbrzymi miraż w którym żyjemy i wygląda cudownie do momentu, kiedy coś się nie zmieni. Barwny miraż znika i okazuje się, że wszystko jest szare.
Urodzony w Polsce, żyjący w Stanach mam pecha przyglądając się jak te dwa kraje robią ten sam błąd.
Ameryka. Najpotężniejszy kraj na świecie. Dzień za dniem podkopuje fundamenty swojej siły i nie wiadomo czy będą w stanie uratować się przed nadchodzącą ruiną.
Przez dziesiątki lat ludzie tu stali się narkomanami dobrobytu. Każdy chce mieć wszystko. Nawet Ci leniwi, nygusy. Rząd, przemysłowcy wiedzą dobrze, że podając im te narkotyki, mogą robić co zechcą. Trudno jednak produkować coraz taniej a w tym samym czasie rozpieszczając tych co pracują przy produkcji, płacić coraz więcej. Znaleźli więc wyjście. Dostajemy podwyżki, zwiększane są ilości dni wakacayjnych, chorobowych, personalnych, macierzyńskich.
Niektóre rzeczy stają się tak oczywiste, że gdyby ktoś wspomniał o przesadzie, inni wyzwali by go od faszysty. Kiedyś soboty były pracujące. Przyznajmy się wszyscy, że nawet myśl o pracy w sobotę bez dodatkowej opłaty jest dla nas chorym pomysłem. Kobieta nie dostająca wolnego na wiele miesięcy po urodzeniu dziecka? Myślimy, że standart tych wygód jest już ustalony. Nieprawda. Nasze apetyty rosną. Kiedyś każdy oszczędzał pieniądze, żeby w razie choroby mieć na lekarza. Wtedy chodziło się na takie wizyty co kilka lat. Później przyszły ubezpieczenia, rządowe pomoce. Teraz latamy do doktórka jak mamy czkawkę. Czemu nie!
Następnie doszedł dentysta. Niedługo oparacje plastyczne dobiją do tej samej grupy. Wymyślam?. Już pokrywają koszta odcięcia członka i uformowania cipki.
Pamiętacie piosenkę Wałów Jagielońskich „Pod Gruszą„( Nie jestem pewien czy to dokładnie taki tytuł). Więc leżymy sobie wygodnie w cieniu pod gruszą i jest nam tu cudownie. Do momentu, kiedy ktoś tej gruszy nie wytnie.
Dają nam więc coraz więcej i nikt z nas tego nie ma zamiaru zmienić. Oni jednak musieli wymyśleć coś co pozwoli im na produkcję narkotyków. Dzień po dniu, rok po roku nasze fabryki, zakłady produkcyjne zaczęły znikać. Największe zmieniły miejsce zamieszkania. Najpierw był Taiwan, teraz Chiny. Trudno jest mi coś kupić w Stanach bez napisu Made in China. Pewnik!! Nikt nie narzeka (może kilku coś zamruczy, zaskomli). Mamy po dwa, trzy samochody. W każdym domu kilka telewizorów, dziesiątki elektronicznych robotów. Dywany sprzątają samochodzące odkurzacze, kawa, cappucino wylewa się po naciśnięciu jednego guziczka, fotele z masażami, drapiące nas po dupie jak trzeba. Nikt z tego nie zrezygnuje.
Czy kogoś obchodzi, że miliony chińczyków pracuje prawie za darmo? A gdzie są Chiny?
Stworzyliśmy nowe potęgi ekonomiczne w krajach arabskich. Mając olbrzymie zasoby ropy, gazów, wolimy kupować od innych. Pod płaszczykiem ochrony przyrody, uzależniliśmy się od następnych krajów. Zgadzam się z każdą metodą która pomoże nam w ochronie naszej ziemi. Ale w tym samym czasie Ci od których się uzależniamy wypuszcają w atmosferę chmury zanieszcyszczonych dymów, które powoli wracają nad nasz kraj. W ocean wylewają się rzeki ścieków, chemicznych zanieszyszczeń, które podpływają nad nasze brzegi.
Ekonomia Chin od samego początku jest skazana na klęskę. To nie jest ekonomia, to jest hybryda stworzona przez komunistów. Nie ma pewności, kiedy to wszystko się zawali. Wygląda na to, że zaczęło już coś pękać. Niestety. Jesteśmy jak syjamscy bracia.Kiedy jeden umrze, drugi ma małe szanse na przeżycie. Chyba że ktoś zdecyduje się na operację i rozdzielenie tych dwóch ciał. Już nawet przestałem się zamartwiać, patrząc na moje oszczędności całego życia topniejące każdego dnia. Ktoś kto nie zna amerykańskiego systemu, może pomyśleć, dlaczego nie zabiorę tych pieniędzy z Giełdy Papierów Wartościowych. Niestety. Nasi przywódcy dobrze o to zadbali. Nie mamy takiego prawa. Pieniądze oszczędzane przez plany firm, związków zawodowych nie mogą być ruszone do momentu pójścia na emeryturę. Gdyby komuś udałoby się to wydostać, zabrali mu by przez podatki 60 %.
Zabawne jest, że miliony naiwnych, wierzy, że wszystko jest w porządku. Że tak powinno być. Rząd powinien się nami opiekować. Dać nam za darmo żłobki, szkoły, szpitale, zapomogi.
Nie próbują nawet zrozumieć, że nic nie jest za darmo. Ale jest!! Nasz aranżer cyrku ma bardzo proste rozwiązanie. Zostawił w tym kraju pewien rodzaj fabryk. Produkują one zielone papierki. Miliony, miliardy. Pamiętam z dawnych czasów, że każdy dolar który miałem w ręku był używany. Teraz na codzień dostaje się nowiusieńkie banknoty, pachnące jescze farbą.
Cyrk w którym się znajdujemy, prowadzony jest przez człowieka, którego nie zatrudnił bym nawet jako stróża, bo obawiał bym się że będzie spał. Ale o nim napiszę innym razem.
Nie mogę tyle powiedzieć o Polsce. Z tego co jednak oglądam, Wasz cyrk nie jest uboższy od naszego. Polska wygląda cudownie w porównaniu z tą, którą opuściłem. Ilu z Polaków zastanawia się jak to jest możliwe, że w ciągu kilkudziesięciu lat, zbankrutowany, skoruptowany kraj był to w stanie zrobić? Kraj nasz sprzedany został tak jak Ameryka. Wieki, lata, Polska stawiała opór każdemu najeźdcy. Pokolenia umierały walcząc o jej wolność, niezależność. Nikomu nie udało jej się zniewolić. Przyszły nowe czasy. Może taki będzie nowy świat. Kawałek po kawałku zostaje wyprzedana i nikomu nieprzeszkadza, bo nikt nas nie gnębi. Miraż jest bardzo mocny. Mamy prace, budujemy własne domy, każdy ma co jeść.
Niestety, większość fabryk, banków, przedsiębiorstw należy do Niemców, Anglików, Szwedów. Wszystko w naszym kraju przestaje być Polskie. Złuda dostawania pieniędzy z Unii Eurpejskiej przysłania ludziom fakt, że to się kiedyś skończy. I wtedy wszystko pierdnie. Nie trzeba było wojny, żeby zająć Polskę. Naprawdę ktoś ma złudzenie, że Ci przemysłowcy, bankierzy (nie Polacy) nie będą mieli kontroli nad władzami Polski? Miraż.
Nasi przywódcy mają dużo wspólnego ale też dużo różnic. Nasz jest oficjalny, śmieje się nam w twarz, nie dba o reakcje narodu i ustanawia prawa bez zgody rządu powtarzając, że cały naród się z nim zgadza. Wasz jest cichociemny i chowa się za plecami innych, śmieje się Wam w twarz, nie dba o reakcje narodu (oprócz księdza Rydzyka) i ustanawia prawa bez zgody rządu ale robi to przynajmniej w nocy.
O Waszym jest też dużo więcej kawałów.