Wednesday, March 2, 2016

Fatalny dzień


     Zaczął się tak oczekiwany Marzec i pierwszy dzień, nie był to dobry.
Pogoda poprawiła się na tyle, że zdecydowałem się na podjęcie ryzyka i próby wylania eksperymentalnego betonu UHPC. Taki jest skrót na jego nazwę. Jak kiedyś wspominałem w tej chwili są trzy duże budowy, które zaprojektowane, tą najnowszą metodą budowania autostrady. Kluczem do tego jest właśnie UHPC. Beton ten zachowuje się inaczej niż ten popularny, wszystkim znany. Przede wszystkim nie ma w nim kruszonych kamieni a zastąpione są one igiełkami zrobioneymi z brązu. One to powodują spoistość tego betonu i łączą go w całość. Kiedy się go wylewa, zachowuje się jak gęsta kasza manna.


 Zwykły beton po kilku godzinach już jest twardy, ten płynie jak lawa przez nawet 8 godzin. Kiedy więc w formach jest jakaś nawet najdrobniejsza szczelina,  może on po jakims czasie wypłynąć.


      Jego zaletą jest olbrzymia wytrzymałość ale jak obliczyłem wczorajszy koszt, (materiał i pracownicy) to wylanie jednego metra sześciennego kosztowało mnie 6500 dolarów. Czyli dzień wczorajszy kosztował nas 52,000 dolarów, bo wyprodukowaliśmy 8 metrów sześciennych.
      Pierwszy raz coś takiego robiłem i był to więcej dzień nauki niż produkcji. Każda operacja jest powolna i  co chwila napotykałem na nową przeszkodę. Wydawało się do samego końca, że mamy to pod kontrolą.






Skończyliśmy pracę i zabraliśmy się do sprzątania. Wtedy odkryłem że dzieje się coś złego. W jednym z otworów (na najwyższej elewacji) beton zaczął opadać. Bardzo wolniutko ale znikał. Ten ubytek zaczęliśmy odkrywać w następnych miejscach. Sprawdzamy więc każdy najmniejszy szczegół naszych form, szalunków i nie mogliśmy odkryć problemu. 


Dopiero po godzinie, znaleźliśmy tego czego szukaliśmy. UHPC nie wydobywał się na zewnątrz. Nieszczelna była przegroda, która dzieliła dzisiejszą część drogi od tej przygotowanej na następny dzień.
   To był koszmar, żeby to naprawić. Większość ludzi poszła już do domu i zostałem ja ze swoim brygadzistą i dwoma robotnikami. Nie będę opisywał szczegółów, ale jak skończyliśmy byłem wykończony psychicznie.
I jakby dzień się tak zakończył, to już by wystarczyło, ale…
      Musiał być wypadek na autostradzie, bo wszyscy zjechali na ulice i powrót do domu zamiast 20 minut zajął mi 1.5 godziny. Usiadłem, zjadłem i przysnąłem w pozycji siedzącej.
      Obudziłem się po chwili, obejrzałem wiadomości i położyłem się spać.
W środku nocy obudziłem się z wielkim bólem. Złapał mnie skurcz w lewym udzie. Zacząłem dosłownie wyć z tego bólu. Tutaj zaczęła się rozmowa miedzy wierzącym i ateistą.
-       (Ja) O Matko Boska nie wytrzymam.  Co tu zrobić?
-       (Żona, która się obudziła ale była w półśnie) Nic na to nie poradzisz!
-       O Jezu, coś trzeba zrobić, to nie do wytrzymania
-       Na to nie ma rady
-       Jezus Maria to chyba na pogotowie albo coś
-       Wytrzymasz, to przejdzie
-       Jezusie kochany, morze podniesiesz mi nogę?
-       Nie bo mnie kopniesz.
  Trzymało mnie to przez przynajmniej 15 minut. Pomyślałem sobie, dobrze że człowiek ma żonę i nie jest sam, bo co wtedy by zrobił!!!
Wreszcie puściło i zaraz po tym przysnąłem. Ktoś się jednak na mnie mści, źle życzy bo ponownie się obudziłem z następnym skurczem. Tym razem w prawej nodze. I wytrzymałem to w ciszy. Nie. Nie budziłem żony.