Sunday, August 14, 2016

Olimpiada



Wi
ększoć z nas w większym lub mniejszym stopniu, przygląda się zmaganiom sportowców na olimpiadzie.
Nieraz zastanawiam się czy to warto poświecać swoją młodość, żeby raz stanąć na podium zwycięzców. Gorzej. Większość z nich nigdy tam nie stanie. Jeżeli trenują ten sport który przynosi zyski materialne to przynajmniej jest ich zawód, tak jak każdego z nas. W ich wypadku dochodzi talent i poświęcenie w nieskończonych treningach.
Jest jednak wiele sportów, które mogą dać tylko satysfakcję. Kiedy chodziłem do Technikum w Koninie, na naszym szkolnym stadionie biegal jakiś chłopak. Ktoś mi powiedział, że to Jan Pusty. Nawet nie wiedziałem czy chodził do naszej szkoły, czy tylko tutaj trenował. Dalej nie mam pojęcia. Pochodzi on z Koła, czyli z naszych okolic. Kiedy my się bawiliśmy, on biegał. Później sta
ł się najszybszym biegaczem w Polsce na 110 metrów przez płotki. Został nawet wicemistrzem Europy w 1978 roku. Osiągnał coś czego nikt z nas nie ma szans zrealizować.
Od samego początku pobytu w Stanach znaliśmy Jacka Bojańczyka. Nasz dobry przyjaciel. Spotykaliśmy się wielokrotnie i bywaliśmy wspólnie na wielu imprezach. Troszkę później poznałem jego brata, Piotra. Bardzo skromny, nic nigdy nie mówił o sobie. A jest wielu wśród nas, którzy szczycą się nowymi ciuchami, czy zegarkiem.
Piotrowi nie powodziło się dobrze i postanowił przenieść się do Kanady. Nie miał nawet czym tam dojechać. Ja też wtedy zaczynałem swoją karierę zawodową. Miałem stary samochód i zamierzałem go zmienić na lepszy. Postanowiłem go podarować Piotrowi. Był to stary grat, ale dalej jeździł. On nie chciał tego przyjąć i zgodziliśmy się, że zapłaci mi 100 dolarów. W jednym z ostatnich spotkań, zaczęliśmy rozmawiać na temat sportu i zapytałem się czy znają parę taneczną na lodzie Teresę Wejna i Piotra Bojańczyka. Wtedy sam się zapytałem: zaraz, ty masz takie same nazwisko, czy go znasz? Okazało się, że to był on. Przez dziewięć lat był mistrzem polski w parach tanecznych. Zajmował wysokie miejsca w mistrzostwach świata i 9-te na Olimpiadzie w 1976 roku.
   Szczególnie w komunistycznych czasach, sportowcy nie mieli dobrze płacone. Byłem zaszczycony, że go poznałem, ale przykro mi było, że znajduje się on w takiej sytuacji. Mimo wszystko kraj powinien zadbać o tych którzy reprezentowali nas, szczególnie tych z sukcesami. Po wyjeździe, kontakty się urwały. Wiem że znalazł dobrą pracę i dawał sobie jakoś radę, ale to wszystko. Życzę mu większych sukcesów w życiu osobistym niż w sportowym.
Jest coś w ludziach, co zmusza nas do zdobywania rzeczy, miejsc nieosiągalnych. Do bicia rekordów, nie do pobicia. Dzięki temu cywilizacja bez przerwy się rozwija i doskonali. Sportowcy są tylko częścią tego całego dążenia do doskonałości. Podziwać trzeba ich za wytrwałość i ciężką pracę. Prawdopodobnie możliwość stania na tym najwyższym podium jest dużo ważniejsza niż nasze przyziemne przyjemności dnia codziennego.


Można się też nieraz pośmiać. Na przykład z tych dwóch Filipinczyków. Nie tylko z wykonania ich skoków. Przypatrzcie się ich zachowaniu po skokach. Oni prawdopodobnie przyjechali na te zawody dobrze się pobawić i po skokach trzepnęli się po dłoniach mówiąc: no wreszcie skończone, idziemy na dyskotekę!