Friday, March 18, 2016

W poszukiwaniu szympansów.

   Poniedziałek  7 Marca
   Dzisiejszy dzień, to poszukiwanie naszych pradziadków. Pobudka o 6-tej. Opuszczamy nasz domek.


Śniadanie już na nas czeka. Jesteśmy jedynymi klientami w tym miejscu. Cała obsługa jest do naszej wyłącznej dyspozycji. To miłe. Jemy omlety, pijemy kawę, pełno afrykańskich owoców i zrobionych z nich napojów. Mamy wychodzić, ale Marian (oczywiście) musi wrócić do toalety. Już z doświadczenia wiem, że przepadł na minimum 15 minut. Jak usiądzie na królewskim tronie to rozwiązuje krzyżówki. Nawet gdyby się paliło, to swoje przesiedzi.
    Wyruszamy.  Na dojazd do parku, potrzebna była godzina. Na drogach z piachu, mijamy setki dzieci, idących do szkoły. W wieku od kilku do kilkunastu lat. Grzeczne, uśmiechnięte, ubrane w szkolne stroje. Nikt nie dba i martwi się o nie, że idą poboczami głównej drogi.
     Już na miejscu, w Kibale  Park, wchodzimy do biura w którym wyłożone są wszystkie przepisy związane ze spotkaniem szympansów. Nie robić grymasów, nie wydawać dźwięków próbując udawać małpę, nie używać lamp błyskowych, nie zbliżać się na dystans mniejszy niż 5 metrów….
     Następnie dzielą nas na grupy. Trzy pierwsze po 6 lub 8 osób. U nas tylko czwórka. Ja, Marian i dwóch Holendrów (później okazuje się, że są homoseksualistami, bo się bardzo chwalili jak długo u nich trwa seks) i strażnicy z karabinami maszynowymi.


     Wychodzimy i po kilku krokach znajdujemy się w dżungli. Od razu robi się gorąco i duszno. Wysokie drzewa oplecione lianami, a pod nimi mniejsze i krzewy. 




Większość drogi przechodzimy wydeptaną dróżką i cały czas się wspinamy. Im dalej, tym więcej miejsc, gdzie trzeba przeciskać się przez chaszcze. Przewodnik wycina maczetą te które mają kolce.
     Dochodzimy do olbrzymiego figowego drzewa. 
Jego korona porusza się w różnych miejscach. Tam zauważam swojego pradziadka i jego dużą rodzinę. Obżerają się figami. 



Trzeba uważać, bo co chwila spadają na wpół zjedzone figi. Stoimy tam przez pewien czas, dużo jednak nie widać, bo są dość wysoko. Jeden złamał gałąź i zrzucił na dół, prosto na mnie. Uderzyła mnie w ramię i przecięła skórę.
    Postanawiamy pójść dalej. Nagle przewodnik coś usłyszał i kazał się zatrzymać. Odszedł sprawdzić czy to szympansy. Wybrał akurat miejsce, gdzie przebywały mrówki. Nic nie zauważyłem, ale po chwili je poczułem. Dobrały się błyskawicznie do moich nóg. Powyciągałem ich kilkadziesiąt i natychmiast wsadziłem nogawki spodni w skarpety.
    Wrócił przewodnik i posuwamy się głębiej w dżunglę. Wkurza mnie tylko, że z powodu swojego wzrostu staję się ofiarą tutejszej przyrody. Marian idzie za przewodnikiem a ja za nim.  Oni spokojnie przechodzą między krzewami a ja zbieram twarzą wszystkie pajęczyny, które widocznie umieszczone są wyżej i oni mieszczą się pod nimi.
    W dali, przez drzewa przebija się trochę światła i tam znajdujemy szympansy, które tym razem siedzą na ziemi. Pierwszy napotkany to samiec. Nie zwraca na nas uwagi. Stoimy oddaleni od niego o 5 metrów.



Zaraz po nim widzimy następne. Jest ich tu cała, duża rodzina. Niesamowite uczucie, mieć możliwość stać blisko nich i obserwować ich zachowanie. Wszystkie są zrelaksowane. Nie ma tutaj poważnego dla nich zagrożenia. Może tylko tak jak ludzie, kłócą się i walczą miedzy sobą. Co jakiś czas, z niewiadomego powodu, jakiś szympans wyda swój okrzyk i natychmiast włączają się inne. Nie tylko z tej grupy ale wszystkich w okolicy. Wrzeszczą i podskakują.  Używam dużo kamery filmowej, więc naturalnie mam dużo mniej zdjęć
    Jeden z obserwowanych, wkurza się czymś i zaczął strasznie krzyczeć i kopać w drzewo. Wybierają one do tego aktu specjalne pnie, które są puste w środku i brzmią jak bębny. Po tym wariactwie wycofuje się z grupy i znika w lesie.