Monday, September 30, 2013

Kapadocja - filmy i zdjecia





    Przede wszystkim, nie bardzo chciało mi się dzisiaj pisać, ale słyszałem, że mój szwagier obgaduje mnie przed rodziną, że ostatnio jestem leniwy. Nie mam więc wyboru, tylko muszę coś umieścić na moim blogu. No i co Kaziu! Jest Ci teraz głupio? Ha, ha.
     Udało mi się skończyć film z pierwszej części naszej wycieczki, czyli z Kapadocji. Chociaż były to tylko trzy dni, miejsc do zwiedzania było bardzo dużo i z tych dni mamy najwięcej zdjęć. Trudno było mi zmieścić wszysto w 15 minutach, bo taki jest limit na YouTube. Wycinałem, wyrzucałem i wreszcie coś skleiłem. Musiałem nawet pozbyć się wielu specjalnych efektów, bo te też zabierają sekundy. Mam nadzieję, że nie zrobi to dużej różnicy, bo miejsca na zdjęciach są naprawdę piękne. Wszystko już poprzednio opisałem, teraz więc załączam film.

 

Do tego dorzucam wszystkie zdjęcia, które podzieliłem na kilka grup.

Gamirasu Cave Hotel i Ayvali Village


Lot balonem


Dolina Wyobraźni i Dolina Mnichów


Goreme i Dolina Gołębi


                                     Podziemne miasto i wytwórnie ceramiki i dywanów





Tuesday, September 24, 2013

Ludzki świat


      



  Już dawno po wakacjach. Teraz siedzę w pracy i nic nie robię. Może nic to za dużo powiedziane, ale przyzwyczajony jestem do ciężkiej pracy, to teraz tak jak na wczasach. Mam tylko kilkunastu pracowników. Wykańczamy drobnostki, które wyliczyli inspektorzy, że nie są wykonane tak jak trzeba i mam małą dodatkową pracę, którą dorzuciło nam miasto do oryginalnego kontraktu. Ponieważ jest to płacone za czas i materiał, czyli każdą osobę, maszynę, materiał, która wprowadzę na budowę mam opłaconą i dodatkowo 20 procent. Znaczy im dłużej, tym więcej zarobimy. Nie spieszy mi się więc, tym bardziej, że nie mamy żadnej innej pracy.
Mam nadzieję, że wygramy jakiś projekt i powrócę do narzekania, że mam za dużo obowiązków.
     Wczoraj jadąc przez moją budowę, zauważyłem kogoś leżącego przy drodze do rowerów. Nie wiedziałem czy ten człowiek żyje, czy nie. Zadzwoniłem natychmiast na pogotowie i podjechałem do możliwego nieboszczyka. Na szczęście nie. To tylko ciało szczęśliwego człowieka, czyli zapitego alkoholem. Pytam się czy wszystko w porządku? Tylko ruszył głową, że tak. Mówię: A co, Ty na wakacjach, odpoczywasz? Znów przytaknięcie głową.



     Strażacy przyjechali pierwsi, potem karetka. Zabrano go do szpitala. Tutaj jest przykład, jak zmienia się nasz świat. Jesteśmy coraz więcej „ludzcy” i powoli kręcimy sobie stryczek na którym się sami powiesimy. Dawniej takiego pana, zabraliby policjanci, wsadzili za kratki. Przespałby się tam 24 godziny i wrócił do codziennego życia. Teraz pogotowie, straż, 10 osób na wysokich pensjach. Później do szpitala, łóżko, pielęgniarki, kroplówki i wiele innych rzeczy, za co my nieludzcy obywatele, grzecznie za to płacimy. A jak nam coś się stanie, to nie ma miejsca w szpitalu i płacimy za to wszystko sami. A niech ktoś spróbuje zakwestionować ten nasz system, to natychmiast Ci ludzcy okrzyczą go barbarzyńcą, zwierzę nie człowiek, nieludzki etc.
     Kilka dni temu w gazetach pisali o historii jaka zdarzyła się w naszej okolicy. Właściciel domu wakacyjnego, przyjechał tam na weekend i znalazł zdemolowane wnętrze. Zniszczenia oszacowane są na 20000 dolarów.  Nie miał pojęcia, kto tego dokonał, ale będąc na Internecie znalazł na Twitter zdjęcia tych młodych ludzi, którzy chwalili się przed znajomymi jaką wspaniałą zabawę mieli w tym domu. Ten skopiował te zdjęcia i umieścił je na Facebook skąd wszyscy, także prasa mogła się dowiedzieć, kim byli Ci wandale.



 I tutaj znów przykład jak zmienia się świat. Pomyślmy co by się stało, w dawniejszym czasie. Rodzice tej młodzieży, wzięli by pasy i zmienili kolor ich tyłków na czerwony i dodatkowo wymyśliliby kary za ten głupi wyskok. No ale przecież to nieludzkie. Dzieci nie wolno bić, karać. My jesteśmy teraz ludzcy! Co więc robią teraźniejsi rodzice. Składają sprawę do sadu, skarżąc tego właściciela o niszczenie przyszłości swoich biednych dzieci. Teraz będą mieli problem z dostaniem się do dobrej uczelni, bo wszyscy ich znają. I wiele innych problemów. Jak on śmiał umieścić ich zdjęcia na stronach Internetu!? Nie wiem jak ta sprawa zakończy się w sądzie ale nasz wymiar sprawiedliwości jest tak ludzki jak wszyscy inni i nic nie wiadomo. Nikt nawet nie wspomni, że te zdjęcia umieszczone zostały przez ich dzieci a ten tylko je skopiował i rozpowszechnił. Te pierwsze z Twitter, zostały natychmiast usunięte przez rodziców, ale te z Facebook, dalej są.
     Jak się okazuje, to nie jest odosobniony przypadek. To jest moda, że młodzi znajdują jakiś opuszczony dom i urządzają w nim szampańską zabawę, nie dbając o wnętrze. Niszczą wszystko i później chwalą się tym na Internecie. To jest przyszłość naszego kraju. Tak teraz wychowuje się dzieci.
     Jeszcze jeden przypadek. Właściciel domu, po otwarciu drzwi, znalazł wewnątrz czterech kilkunastolatków z młotkami, niszczącymi wszystko co im wpadło do ręki. Poradził sobie z nimi i zamknął ich do szafy, dzwoniąc w tym samym czasie na policje. Chuligani zostali aresztowani i tutaj historia powinna się zakończyć. Nie! Ludzcy rodzice, dowiadując się o tym wszystkim, natychmiast złożyli skargę na policje o maltretowaniu młodych ludzi. Przecież zamknięcie w szafie jest nieludzkie. Policja musiała zareagować i przyniosła nieludzkiemu właścicielowi wezwanie do sądu. Tu na szczęście sędzia był tez nieludzki i sprawę odrzucił jako bezsensowna. Na razie na tym się skończyło. Ale też nie wiadomo, bo zawsze znajdzie się ludzki prawnik i poradzi rodzicom odwołanie do wyższego sądu.
     Nie wiem jak wam, ale we mnie krew się gotuje i nie potrzebnie, bo nie ma z tego żadnego wyjścia. Ludzkie prawa doprowadzają nas do absurdów i ruiny w każdej dziedzinie naszego życia. I nie jest to tylko wymysł gazet. Wszędzie po kraju szwendają się „ludzcy”, którzy szukają sytuacji, gdzie można ukarać tych, którzy nie zgadzają się z ich kierunkiem myślenia.
    Dawno temu, kiedy mieliśmy trochę problemów z Elaine i była w szpitalu, zgłosiła się do niej taka pani i nie wiadomo skąd, zaczęła jej zadawać pytania, nawet więcej insynuować, ze ja musiałem ja molestować seksualnie. I teraz, kiedy moja córka miałaby ze mną kłótnie, nieporozumienie i przytaknęłaby to ja bym siedział w więzieniu.
A ile takich przypadków zdarza się naprawdę. Oskarżenia o gwałty, prześladowania bez żadnych świadków, dowodów. Jeśli naprawdę się zdarzyły, to ja uważam, ze za gwałt na kobiecie powinny być dużo cięższe kary niż teraz są, ale jest masę przypadków, udowodnionych ze historie były wymyślone przez kobiety, które szukały zemsty albo po prostu chciały zarobić pieniądze. Ale to już całkiem inna sprawa.
    Dla mnie powrót do kabelka od żelazka, który wisiał u nas przy kuchennych drzwiach i w większości straszył niż był w użytku, nie jest złym pomysłem. I to kabelkowe wychowanie miało swoje dobre strony, a że zdarzą się historie nadużycia, to niestety zawsze takie będą i nigdy nie będzie pełnej kontroli nad każdym ludzkim czy nie ludzkim obywatelem. Ale absurdem jest aresztowanie rodziców za danie klapsów po tyłku w miejscu publicznym, kiedy rozkapryszone dziecko kładzie się na podłodze i krzycząc kopie nogami. A takie zdarzają się coraz częściej.
Witamy w ludzkim, nowym świecie. 

Monday, September 16, 2013

Turcja - Ostatnie dni



          Niedziela – 1 Wrzesień

    Ostatni pełny dzień w Turcji. Po opuszczeniu hotelu, zatrzymujemy się w porcie, gdzie wsiadamy na prom. Płyniemy po Bosforze, który rozdziela Europę i Azję. Widać stąd dobrze, jak pięknie położony jest Stambuł. Obie strony rzeki to wzgórza. Wygląda to imponująco, bo można obejrzeć całe zabudowanie miasta, gdzie przy płaskim terenie byłoby to niemożliwe. Powoli przesuwają się przed nami pałace, zamki, hotele i zwykłe domy tych co tu mieszkają. Po przepłynięciu pod drugim mostem, zakręcamy i oglądamy drugą stronę miasta po, azjatyckiej stronie.
   




 
 Po tej godzinnej wycieczce, wracamy na ląd i udajemy się do drugiego z ważniejszych muzeów chrześcijańskiej historii. Holy Savior of Chora, czyli Kościół Swietego Zbawiciela na Chorze, co znaczy na zewnątrz. Tak się nazywał bo znajdował się on poza murami miejskimi.
   
 
 Wszędzie zobaczyć można kolorowe mozaiki na marmurowych podłogach i ścianach. Wykonane są z drobnych kamyków w różnych kolorach tak dokładnie, że z daleka wygląda to jak obraz namalowany pędzlem. Nie jest to duża świątynia, ale zachwyca pięknem tych dzieł, które przedstawiają całą historię naszej religii. Od urodzenia Matki Boskiej aż do jej śmierci. Z tym związana jest jedna z ważniejszych mozaik.
 
 
Znajduje się nad drzwiami wejściowymi i przedstawia śmierć Marii. Leząca Maria, wokół jej łoża stoją apostołowie i aniołowie a w centrum Jezus trzyma niemowlę (symbol duszy Marii). Całość jest kolorowa ale centrum skąd wychodzi Jezus jest szara, to tamten świat, tylko Jezus jest w kolorze, bo wyszedł na nasz świat, żeby przyjąć dusze Marii. Przechodzimy od mozaiki do mozaiki i przewodniczka opowiada nam historie związane z każdym z tych dzieł. Cześć informacji przekazana przez te mozaiki związana jest z Biblią a część z historii przekazywanych ustnie z pokolenia na pokolenie.

    Ciekawostką, jest mozaika trzech kapłanów. Elaine zauważyła bardzo duże podobieństwo do współczesnego artysty Klint. Uznawany jest za nowatora w swojej dziedzinie. Malował tak jak nikt inny. Elaine uważa, że może on też to widział i dało mu to pomysł na jego obrazy. Pokaże te mozaiki i jedno z dzieł Klinta.











    Zaraz po wyjściu z kościoła, zatrzymujemy się w pobliskiej restauracji na pizzę i herbatę. Siedząc tam na świeżym powietrzu, oglądamy mury kościoła Chory, bo jesteśmy obok niego.
 
 
 Szukamy naszego samochodu i jedziemy do ostatniego zaplanowanego miejsca w Turcji. Bazar z przyprawami, ziołami.

    Podobny do wczorajszego, ale tutaj wchodzi się do korytarzy wypełnionymi zapachami. Znaleźć tu można wszystko co potrzebne dobrej kucharce i więcej. Herbaty o każdym smaku. Kupiliśmy kilka z nich. Jedna jest niesamowita. Jest to kwiat jaśminu. Mała kulka zamkniętego kwiata. Po zalaniu gorąca woda, kwiat się rozwija. Nie dość ze dobrze smakuje to i pięknie wygląda. Przechodzimy obok straganów ze wszystkimi możliwymi przyprawami, od zwykłych jak papryka czy pieprz do orientalnych jak imbir, szafran, gałka muszkatołowa, etc. Podoba mi się, bo lubię takiego rodzaju zapachy.



    Znaleźć tu można także rożnego rodzaju słodycze, suszone owoce, mydła i inne przeróżne cudeńka. Niestety to już koniec. Musimy wracać do hotelu.
    Po drodze mijamy setki policjantów ustawionych szpalery albo czekających w autobusach. Przygotowani są na ogłoszone protesty przeciwko możliwej wojnie w Syrii. Na razie wszystko przebiega spokojnie i pokojowo. Zegnamy się z naszą przewodniczką i wracamy do pokoju.
    Wychodzimy jeszcze raz na spacer. Znajdujemy Starbuks i pijemy dobrą kawę. To jest jeszcze jedna rzecz która mnie zaskoczyła. Myślałem ze tutaj będą mieli dobrą kawę (zawsze mówi się kawa po Turecku, czyli jakiś specjał), ale kawa w większości jest fatalna. Herbaty przepyszne, ale miło jest wypić dobra kawę w Starbucks.

Poniedziałek – 2 Wrzesień

Koniec, trzeba wracać. Kilka myśli na podsumowanie tej wycieczki.

    Najpiękniejsze tereny to niewątpliwie Kapadocja. Ludzie tam też byli bardzo mili. Czysto, wszystko zadbane. Turcu zaskakują wychowaniem i uczynnością. Pamukalle trochę zawiodło, bo spodziewaliśmy się moczenia w tych pięknych, naturalnych zbiornikach, ale jak wspominałem, zmienili przepisy i teraz jest zabronione. Stambuł to już inna Turcja. Miasto jak każde, dzieli się na piękne, czyste z zabytkami i te brudniejsze, gdzie ludzie meczą Cię, natrętnie wciskają cos do zakupu, wciągają do każdej mijanej restauracji. To męczy i trzeba przed tym uciekać. W wielu miejscach, nie czuję się bezpiecznie. Powietrze w Stambule jest zanieczyszczone. Oddycha się częściowo spalinami, choć nie tak strasznie jak np. W Casablance. Jeździć samochodem bym się bał. Kierowcy są bardzo agresywni. Dużo trąbią, każdy się wciska bez ostrzeżenia. Chcesz czy nie, musisz mu ustąpić. Trąbienie i krzyki z okien samochodów to normalka. Mało świateł regulacji ruchu na skrzyżowaniach, więc trudno przejść przez ulice. Ludzie ubierają się tak jak w innych krajach i nie jest to kraj arabski, chociaż 99 procent Turków to muzułmanie. Widzi się trochę ludzi w typowych muzułmańskich strojach, zakrytych twarzy, ale jest to mały procent. Mało tego. Po rozmowach, domyślamy się, że oni arabów raczej nie lubią. Turcy mają dużo więcej kultury.

Mamy kilka godzin do wyjazdy na lotnisko. Oddajemy nasz pokój, zostawiamy walizki w portierni i udajemy się na ostatnie godziny zwiedzanie okolic, jednak z myślą pożegnania się z tym krajem i powrotu do naszego domu.
 


 




Friday, September 13, 2013

Turcja Istanbul


           
 


Piątek – 30 Sierpień


   Jedziemy na lotnisko. Tym razem wszystko poszło bardzo sprawnie i o godzinie 13 jesteśmy w Stambule.
    Przedmieścia miasta są brzydkie, chociaż dość zadbane. Bliżej hotelu, przejeżdżamy przez dzielnicę z małymi uliczkami i nie wygląda to na miejsce gdzie chciałoby się pospacerować. Jeszcze kilkanaście minut i podjeżdżamy pod hotel. Tytanic. Tak się nazywa. Mam nadziejęże nie zatonie, czy rozpadnie się w czasie naszego pobytu. Na szczęście jest to nowy budynek. Pokój bardzo ładny i wygodny, ale nie można tu palić i nie ma balkonu. Na papierosa trzeba więc wjechać na 11 piętro i wyjść na zewnętrzny taras. To trochę duży kłopot. Same okolice tez nie bardzo ciekawe.


   Wychodzimy na miasto. Nie ma tu dużo do zobaczenia, ale większość hoteli jest w tej dzielnicy. Jest to dzielnica handlowa i dużo ulic ze sklepami. Dochodzimy do tej głównej. Nie ma tam pojazdów mechanicznych, oprócz tramwaju. Idziemy w tłumie tysiąca osób.
 
 
Nie zależy nam na żadnych zakupach, więc nie jest to dla nas atrakcyjne miejsce. Postanawiamy wracać. W drodze powrotnej wstępujemy do jednej z restauracji. Trochę znudzeni tureckim jedzeniem Elaine i ja zamawiamy pizzę a Wiesia rybę.
 
 
Okazuje się później, że nas naciągnęli i dostała rybę na kilka osób. Oczywiście koszt też dorównywał wielkości dania i portfel został uszczuplony o 120 dolarów. Teraz wiemy, że tutaj panują inne prawa niż w podmiejskich terenach i trzeba uważać. To nie jest ta sama Turcja, która poznaliśmy w pierwsze dni.

Sobota 31 Sierpień

    Dzisiaj mamy zobaczyć najważniejsze i najpiękniejsze zabytki Stambułu czyli dawnego Konstantynopola skąd pochodzi sławna Konstantynopolitanczykiewiczowna (ha, ha). Jeszcze to pamiętam.
    Pierwsza osada notowana przez historię powstała tu 680 lat przed nasza erą. Początkowo miasto nazywało się Bizancjum a w roku 330 po przebudowaniu zostało nazwane Konstantynopol. Dopiero w 1930 nazwę zmieniono na Stambuł. Położony jest nad cieśniną Bosfor. Mała część leży w Europie a większość po Azjatyckiej stronie. Cieśnina z morzem Marmara łączy Morze Śródziemnomorskie z Morzem Czarnym
    Dojeżdżamy do pierwszego celu - Błękitny Meczet. Zbudowany w 1615 roku a budowa jego trwała 7 lat. Ilość minaretów, wież, zależna była od tego kto go budował. Tylko władcy mieli prawo do postawienia czterech minaretów. Ten ma aż sześć i chociaż wybudowana została przez sułtana, wzburzyło to wszystkich wiernych. Przebaczyli mu dopiero po tym, jak wysłał swoich ludzi i wybudował dodatkowy minaret (siódmy) w najświętszym dla nich miejscu – Haram Meczet w Mekce.
 



Ponieważ to jest nie tylko atrakcja turystyczna ale czynny meczet, można tam wejść tylko zgodnie z tradycją muzułmańską. Trzeba zdjąć buty a kobiety musza okryć ramiona i głowę, do czego służą błękitne chusty wypożyczane przy wejściu. Jest też wydzielona cześć na modlitwy. Imponująca budowla różniąca się bardzo od naszych katedr i kościołów.


    Zaraz po tym idziemy do pałacu Topkapi. Była to rezydencja sułtanów przez ponad 400 lat od 1450 roku. Sławę w naszym świecie dał mu amerykański film o tej samej nazwie Topkapi, gdzie złodzieje planują kradzież sztyletu wysadzanego szmaragdami. Oczywiście odnajduję go w jedynych z galerii z bronią i biżuteria. 


    Przechodzimy przez różne pomieszczenia gdzie można oglądać stroje w które się ubierali, bron, biżuterie. Także budynki haremu, przyjęć i różne inne.




    Zaraz obok znajduje się jeden z cudów architektury. Agia Sophia. Zbudowany przez Cesarza Justyniana w 537 roku a budowa trwała tylko 5 lat. Jako inżynier nie mogę się nadziwić. Nawet teraz byłoby to trudne do wykonania. Główna kopuła to arcydzieło. Wznosi się na wysokość 55 metrów a jego średnica 33 metry. Przez lata była jedna z najważniejszych świątyń chrześcijańskiej religii. Później przeszła w ręce muzułmanów. Na szczęście nie zniszczyli oni większości oryginalnych mozaik tylko przykryli je warstwą cementu i na to nałożyli swoje. Kiedy Ataturk, stworzył obecną Turcję, postanowił oddać ten obiekt dla wszystkich. Zdjęli większość muzułmańskich mozaik i odkryli chrześcijańskie ornamenty. Teraz jest to muzeum i można podziwiać dekoracje związane z obydwoma religiami.
 



 
    Wychodzimy i udajemy się do podziemia. Tutaj były olbrzymie zbiorniki wodne. Na wypadek wojny, Konstantynopol miał przez to olbrzymie zapasy wody pitnej, której tylko w tym miejscu mogło być aż 80000 ton. Dziesiątki, setki kolumn o wysokości około 20 metrów, podtrzymujące sklepienie a nad nimi zbudowane jest miasto. Teraz jest tu tylko woda na metr głęboka ale kiedyś była do samego sklepienia.

    Czas na krótki przystanek i lunch
 

 
 i kończymy wycieczkę w największym bazarze w Turcji. Całość to olbrzymi budynek, złożony z kolumn, ścian i dachu. Tysiące sklepików w których można wszystko znaleźć. Złoto, srebro, kosztowności, antyki, wyroby ze skory, metalu etc. To naprawdę labirynt i bez przewodnika łatwo by było się zgubić.






 
 


Wednesday, September 11, 2013

Rocznica






Dzisiaj opuszczę relacje z Turcji. Obchodzimy rocznice 11 września. Dla większości społeczeństwa to już historia i dla wielu zapomniana. Dla niektórych co to przeżyli, dotyczy też to mnie, jest to historia usunięta w katy naszej pamięci i próbujemy o tym nie myśleć. Kiedy przychodzi następna rocznica tego wydarzenia, wiele obrazów z tamtejszych dni powraca do naszej rzeczywistości.

Pisząc przez kilka dni o historii, o którą się otarłem zwiedzając Turcje, zastanawiam się, ile w tym wszystkim jest prawdy. Oczywiście główne fakty są prawdziwe, ale większość detali to opowieści różnych ludzi a pamiętamy z dziecięcej gry w głuchy telefon, jak można zmienić prawdę, przekazując ja sobie od osoby do osoby. A już sam początek może być pomijający się z prawdą. Więc jaki jest jej koniec? Faktem jest, że budynki zostały zniszczone przez samoloty, które wbiły się w ich fasady. Faktem jest że tysiące osób zginęło, miliony były w szoku, wielu próbowało ratować innych i też zginęli. Ale wszystko po tym to tylko opowieści jednych i tworzone w sposób żeby je sprzedać. Minęło dwanaście lat i dalej ani jednego słowa o tym co się w tym miejscu naprawdę działo. Jak politycy wykorzystywali to dla swoich celów. Ile przestępstw materialnych tam się zdarzyło. Nie mogę ścierpieć słowa bohater tak wyeksploatowanego w tym miejscu. Nie mogę znieść faktu, że jeszcze do tego dnia ludzie próbują wykorzystywać te dni dla własnego dobra. Sądzenie innych, miasta o to że był tam przez 10 minut, kilka ulic dalej i przez to nie jest zdolny do życia i inni muszą płacić za jego personalną tragedię. Niestety fakty które znam dalej muszą pozostać ukryte, bo jest strach, że jakaś ważna figura może mnie (lub innych) próbować zniszczyć finansowo. I nie jest to tylko mój wymysł tylko fakt, bo już mi się to zdarzyło, kiedy wzięto moja wypowiedz z cytatu książki napisanej o Strefie Zero, bez mojego zezwolenia i sprawa szła do sądu. Jakoś z tego wyszedłem, ale nauczyło mnie to trzymania języka za zębami. Dla mnie oprócz przeżycia tej tragedii był to najważniejszy okres w moim profesjonalnym życiu, zdania egzaminu z narzuconego na mnie ciężaru wykonania tak trudnej pracy jak odgruzowanie terenów WTC, który myślę ze zdałem. I choć kredyt za to zabrało mi wielu ludzi wyżej postawionych, ja mam ta świadomość i satysfakcje, że sam podołałem temu wyzwaniu. Dziś stanęliśmy w pracy w minucie ciszy i modlitwie za tych, którzy tam zginęli i jeszcze raz zamykam te chwile w zapomnienie do następnej rocznicy.

Na zakończenie trochę zabawniejsza historia. Wczoraj szukając czegoś w moim samochodzie, zauważyłem rozerwany na strzępy papierowy ręcznik. Widać, ze porwany na kawałki został przez jakieś zwierzę. Mysz albo szczur? Pod tylnym siedzeniem, odkryłem duża kupkę tych kawałków papieru. Przeszukałem cały samochód i nic nie znalazłem, ale zostaje pytanie czy ta mysz siedzi dalej w kanale wentylacyjnym, albo za deska rozdzielczą? Czy może już wydostała się na zewnątrz. Boje się że wyskoczy gdzieś w czasie jazdy i ja w panice spowoduje wypadek. Jeżdżę teraz i cały czas rozglądam się po samochodzie. Dzisiaj założyłem pułapkę na szczury i czekam czy coś się złapie. Mam jednak nadzieje, że się wyprowadziła.

Tuesday, September 10, 2013

Turcja - Dzien 6



Środa 28 Sierpień.

Wyjeżdżamy po śniadaniu. Tym razem dłuższa podróż, bo aż trzy godziny. Na szczęście jedziemy bardzo wygodnym mercedesem. Jak zwykle są przystanki na herbatę i papierosa. Później na lunch w napotkanym małym miasteczku. Tutaj nie ma żadnych korków na drogach więc dojeżdżamy zgodnie z planem do Pumakalle. Po wyjściu z samochodu, przechodzimy przez bramki tych terenów i znajdujemy się w pierwszej części następnego archeologicznego wykopaliska. Dziewczyny ubrane w stroje kąpielowe, bo oprócz tego że jest bardzo gorąco to mamy skorzystać z tutejszych naturalnych basenów z gorących źródeł.
     Jesteśmy w starożytnym mieście Hierapolis. Można by je nazwać jednym z pierwszych na świecie ośrodków wypoczynkowych. Sprowadzali się tutaj ludzie starsi, żeby leczyć się w tutejszych basenach, lub po prostu na emeryturę, jeśli kiedyś coś takiego istniało. Musiało ich oczywiście na to stać, więc było tu dużo bogatych starszych panów.
     Miasto powstało w około drugim wieku przed nasza erą. Niestety miejsce to nawiedzane jest często przez trzęsienia ziemi i miasto niszczone było kilkakrotnie przez ten kataklizm. Ostatnim razem w 1354 i po tym już nigdy się nie odbudowało. Jak zwykle, położone jest na zboczu góry.
     Ponieważ mieszkało tu bardzo dużo starszych ludzi, pogrzeby były bardzo częstym obrzędem. Jest to pierwsza cześć terenów, które zwiedzamy a ich powierzchnia jest olbrzymia. Większość jest dalej przysypana ziemia i wszędzie widać pracujących archeologów. Jest to nietypowy cmentarz. Wszystkie nam znane, związane są zazwyczaj z jakąś religią. Tutaj tego nie ma. Wszystko jest wymieszane. Każda religia miała inny rodzaj chowania zmarłych. Jedni w sarkofagach, inni zasypywali tylko ziemia (podobnie jak nasze cmentarze), jeszcze inni stawiali kapliczki.


W tamtych czasach pochowanie ze zmarłym jego kosztowności, było normalną i bardzo ważną zasadą. W grobach tych, można było wiec znaleźć majątek. Wyjaśnia to sytuacje z tutejszymi grobami. Wszystkie są zniszczone. Mogło to się stać przy trzęsieniach ziemi ale widać, że większość zniszczona była przez ludzi, którzy dobierali się do tego bogactwa. Przez setki lat wszystkie groby zostały zniszczone i ograbione.
    Przechodzimy przez olbrzymia bramę i zaczyna się prawdziwe miasto. Największy obiekt, który przetrwał, to oczywiście amfiteatr, na 12000 osób.

    Jest powyżej 40 stopni i często chowamy się w cieniu. Oglądamy jeszcze kilka ciekawych miejsc. Wielkie Łaźnie. Oprócz budynku łaźni z pomieszczeniami z basenami na zimną i gorącą wodę, salami do wypoczynku, w skład kompleksu wchodził także duży budynek w którym znajdowały się dwie sale do ćwiczeń gimnastycznych. Ulica Frontiniusa, główna ulica miasta o długości ok. 1,0 km, dzieliła miasto na dwie części. Była to ulica handlowa, wzdłuż której mieściły się oprócz domostw i sklepów ważne dla miasta budynki, których fragmenty, podobnie jak utwardzający nawierzchnię ulicy bruk, zachowały się do dzisiaj.
    Nimfeum, dwukondygnacyjny budynek na planie litery U. Nisze w ścianach zdobiły posągi, a basen z wodą połączony był systemem rur z domami mieszkańców Hierapolis. I wiele innych miejsc.



Po tej nauce historii, dobijamy do części, która służyła miastu jako termy. Tutaj moczyli się wszyscy w tych gorących źródłach. Pływamy w jednym z nich. Woda jest za ciepła. Wygląda jak szampan, bo z dna wydobywają się jakieś gazy i wypełniona jest unoszącymi się bąbelkami. Większość turystów w tym miejscu to ruskie I trochę Polaków. Podobno jest to ulubione miejsce Rosjan z terenów Syberii.
    Po kąpieli udajemy się do miejsca, dla którego tu przyjechaliśmy. Tarasy, stworzone przez wypływająca ze skał wody i osady wapnia. Spotyka nas mały zawód. Nie można po tym chodzić. Kiedyś można było, ale turystów jest coraz więcej i zaczęli dużo niszczyć. Możemy wiec tylko oglądać to, chodząc na wyznaczonych trasach. W niektórych miejscach widać ludzi (na pewno Rosjanie), którzy łamią te prawa, ale oni są bez przewodników i ryzykują. Nasza pani jest bardzo tym oburzona i nieraz próbuje zatrzymać tych którzy tam chcą wejść.




Gdyby woda przestała tutaj płynąć, w bardzo krótkim czasie te białe skały zmieniłyby się na szare. Woda kontrolowana jest więc i raz wylatuje na lewą cześć, raz na prawą. Nie wszystkie miejsca wypełnione są wiec wodą, która szybko wyparowuje.

Podziwiamy te cuda przez pewien czas, robimy zdjęcia ale czas na powrót. Następne trzy godziny i jesteśmy w hotelu.
   Udajemy się natychmiast na obiad, bo wygłodzeni i wracamy do pokoju. I tutaj ciekawostka. Co kraj to obyczaj. Zdarzało mi się oglądać filmy, gdzie w scenach miłosnych, te interesujące części naszego ciała zostały zamglone. Tutaj włączyliśmy film i w jednym z nich Kevin Costner palił papierosa. Papieros był zamglony, tak że nie było widać że pali. A tutaj wszyscy palą papierosy. W telewizji zabronione jest pokazywać ten obrzydliwy habit. Żeby dzieci się nie uczyły. To że na ulicach wszyscy palą, nie ma znaczenia ale Kevin Costner nie może! Jak by tak przełożyć na nasze i u nas zamglone są sceny seksu to na ulicach powinno to być legalne.

Czwartek – 29 Sierpień

Dzisiaj tylko odpoczynek. Basen, Morze Kaspijskie, opalanie. Trochę zdjęć i bardzo przyjemny relaks przed ostatnią częścią naszej wycieczki w Istambule.