Sunday, August 17, 2014

Pakowanie

Prawdopodobnie jest to moje ostatnie wejście na blog przed wyjazdem do Afryki, czyli będzie przerwa przez kilka tygodni. 
       Dzisiaj sporządziłem listę rzeczy, które trzeba zabrać na wycieczkę. Musimy mieć pewność, że nic nie zapomnimy. Jest wiele drobiazgów i większość z nich jest bardzo potrzebna. Tabletki na malarię, inne lekarstwa, sprzęt fotograficzny,lornetka, latarki, transformatory, ciuchy, okulary, kremy na komary, na słońce, paszporty, dokumenty i wiele innych. Wieczorem pakujemy się a dopniemy wszystko we wtorek, czyli ostatni wieczór przed wyjazdem.
   Na początek załączam zdjęcia z mojego ostatniego pobytu w Polsce. Całkowicie o nich zapomniałem. Można je wszystkie zobaczyć na Picasa albo poniżej.
Wejście jest przez kliknięcie na poniższe zdjęcie, pokazujące  jak to w Polsce ładnie pali się w piecach. Trudno powiedzieć co tam jest spalane, ale to na pewno nie węgiel, czy drewno a raczej plastikowe butelki lub inne śmieci. 
 
W Stanach chyba najważniejszym wydarzeniem są protesty w związku z zastrzeleniem przez policję czarnego, nieuzbrojonego nastolatka. Krótko po tym wydarzeniu w miasteczku Ferguson w Stanie Missouri tłumy czarnych wyszły na ulice i zaczęły się demonstracje, rabowanie sklepów i ataki na policję np. przez rzucanie zapalonych butelek z środkiem palnym.
   



    Tamtejsza policja przeszła do ofenzywy i doszło do strzelania z użyciem gumowych kul i użyciem gazów łzawiących.
 
    To wywołało natychmiastowy protest w USA z oskarżeniem policji o nadużycie siły. Gubernator Stanu zastąpił policję miasta - stanową i FBI. Od kilku dni wprowadzono stan wyjątkowy i od północy do piątej rano zakaz poruszania się w grupach. Niestety nie wytrzymało to długo i czarni wrócili na ulice. Wczoraj setki mieszkańców ponownie wyszła z protestami wykrzykując hasła, między innymi „zabijaj policję„.
     W pierwsze dni, nie było wiadomo w jakich warunkach doszło do zastrzelenia chłopaka, ale teraz pokazano dowody, że po prostu rabował sklep. Jest nawet film. Oczywiście rodzina i wielu innych uważają, że to zostało w jakiś sposób spreparowane. 
    Nie wiem co się tam naprawdę stało. Może być, że policjant pośpieszył się z decyzją i popełnił błąd. Po to są jednak sądy i gdyby nie usatysfakcjonowały by poszkodowanych, wtedy mają prawo do protestów. Oczywiście tych zgodnych z prawem. Nigdy palenie sklepów, rabowanie nie ma usprawiedliwienia. Ja jednak mam tego naprawdę dosyć. 
   Dosyć oskarżania białych o rasizm, dosyć pozwalania czarnym na rabowanie i rozruby a niezauważanie obrzydliwych mordów wykonanych przez czarnych na białych. Jeden z nich zdarzył się niedawno u nas, kiedy obrabowano białe małżeństwo w centrum handlowym a na końcu zastrzelono bezbronnego mężczyznę w obecności jego żony. Dosyć szantażowania nas przez grupy czarnych, że musimy ich przyjąć do pracy (często przy urzyciu siły). Dosyć utrzymywania olbrzymiej ich liczby, bo nie chce im się pracować. A wytłumaczenie, że nie mogą znaleźć pracy jest absurdalne. Będąc ponad trzydzieści lat w tym kraju, nie byłem raz na utrzymaniu rządu. Nieraz były to kiepskie prace, ale zawsze coś było. Popatrzmy na Meksykanów. Przechodzą granicę nielegalnie, muszą się ukrywać a dalej jakoś znajdują pracę. I do tego naprawdę ciężko pracują.
Otrzymując za darmo mieszkanie, pieniądze na podstawowe potrzeby ( wierzcie mi że nie są to małe pieniądze. Można to zauważyć, kiedy wychodzą z supermarketów. Ich wózki wypełnione są produktami. Na to nie mogą sobie pozwolić Ci co ciężko pracują, ale mają niskie wynagrodzenie), dostają za darmo telefony i wiele innych form pomocy. Im się nie opłaca iść do pracy. Dostając podstawowe prace, musieliby obniżyć swój standart życia. Oni chcą dostać pracę tylko w tych zawodach w których można byłoby zarobić tyle co inni dostają po kilkunastu latach pracach i  promocji, po ukończeniu szkół. I oczywiście, żeby nie musieć ciężko pracować.
    Mam dosyć tego, że każdy omija ten temat bo nie chcą być w kłopotach. Mam dosyć tłumaczenia tego problemu niewolnictwem sprzed 100 lat. Polacy musieliby się usprawiedliwiać swoje obecne problemy potopem Szwedzkim. Ameryka to kraj w którym każdy ma jednakowe szanse. Nie znaczy że jest to proste. Ale jak ktoś chce i się stara, to są możliwości. 
    No to się wyżaliłem. Ale jak Cię męczą w telewizji, gazetach, inetrnecie na ten sam temat to nieraz krew wrze. I mam tego dosyć, że komuś się nie podoba moje spojrzenie na ten problem. 

Monday, August 11, 2014

Plany wycieczki do Afryki


Ponieważ żyjemy już teraz tylko naszą wyprawą do Afryki, opiszę trochę  program naszej wycieczki.

    W pierwszym dniu (21 Sierpień), po przelocie z Nowego Jorku, lądujemy  na lotnisku Kilimanjaro oddalonego 40 km od miasta Arusha, gdzie po odprawie celnej zostajemy dowiezieni do tego miasta. Zatrzymujemy się w hotelu Kibo Palace Hotel. Tam mamy zarezerwowany obiad i spędzamy noc.


Na drugi dzień szybkie śniadanie. Zaraz po tym wyjeżdżamy do obozowiska w Karatu. To jest pierwszy dzień, kiedy będziemy mieli okazję coś zobaczyć, gdyż sama podróż zorganizowana jest w stylu safari, ale oczywiście będzie to tylko przejazd przez Lake Manyara National Park. Po południu znajdziemy się w Tloma Lodge. Będzie można się rozpakować i dzień ten należy nas.
 
 
   23 Sierpnia, po śniadaniu, udajemy się na cały dzień na dno krateru  Ngorongoro. Ten chroniony obszar znajduje się w Great Rift Valley. Krater ten powstał w wyniku gigantycznego pęknięcia skorupy ziemskiej. Krajobraz składa się z wulkanów, gór, jezior, lasów. Na wysokości 1600 metrów n.p.m. znajduje się dno krateru i usiane jest setkami małych zbiorników wodnych, napełnianych źródłami. Tereny te są miejscem zamieszkania prawie 30,000 zwierząt.  Żyją tam słonie,  lwy, zebry, hipopotamy, bawoły i wiele innych, drobniejszych. Można tam też spotkać rzadkie czarne nosorożce. Oczywiście co spotkamy to niewiadoma i tylko nadzieja, że jak najwięcej. Ptaki są tam sezonowo, a zależy to od ilości słodkiej wody, czyli zależnie od opadów deszczy.
Na samym dnie krateru będziemy mieli piknik i po zakończeniu dnia wracamy na kolację i nocleg.
Makieta krateru.
 
 
 
Jak zwykle zaczynamy dzień śniadaniem i jedziemy do najsławniejszego parku w Afryce – Serengeti. Po drodze zatrzymujemy się w prehistorycznym miejscu  Oluvai George. Tam odkryto kości, szczątki ludzkie z czasów  aż do 2.6 mln lat a także homo sapiens z 17,000 lat.
 
       Dojeżdżamy do parku w południe i po lunchu, przejeżdżamy tereny w poszukiwaniu zwierząt. 
 

 
Zatrzymujemy się na noc w Serengeti Serena Lodge.

    Następne dwa dni, spędzamy w tym samym miejscu i każdego dnia  udajemy się do tego parku w poszukiwaniu przygody.
 
 
 Dzień siódmy to pobudka, śniadanie i przejazd na pobliskie „lotnisko”, a raczej lądowisko. Tam małym samolotem udajemy się do Tarima. Po wylądowaniu jedziemy na granice z Kenią  i znów na małe lotnisko gdzie wsiadamy w następny samolot i lądowanie w Masai Mara.
 
Powinniśmy być tam w południe. Później przejazd do następnego obozowiska i następna możliwość oglądania tutejszej przyrody. Rozkładamy się w nowym miejscu, czyli Governor’s Camp.
 
 
 
Dzień ósmy  i dziewiąty to następne safari, tym razem w Masai Maara. 
 
 
 
    Mam nadzieję, że oprócz zwierząt, będziemy też mogli zajrzeć do wioski z tubylcami. To są Ci których zawsze można zobaczyć w filmach podróżniczych, który są bardzo wysocy i tańcząc, bardzo wysoko podskakują.
 
 
       Niestety, już mi smutno, bo w dziesiąty dzień po śniadaniu trzeba będzie jechać na lotnisko i wylot do Wilson. Tam pojedziemy do jakiejś sławnej restauracji Carnivore na lunch.
 
 
A po tym przejazd na lotnisko Jomo Kenyatta International i wylot do Amsterdamu.  Tam, jak już pisałem, wpadamy do Hilton Hotel na odświeżenie i jedziemy na kilka godzin do centrum. Później już powrót do Nowego Jorku.
    Następnie wiele dni spędzonych przy komputerze. Przeglądanie zdjęć i filmów. Złożenie tego w coś co będzie można oglądać. Wbicie szpilek na mapie w miejsca które zwiedziliśmy i planowanie następnej wycieczki.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Saturday, August 9, 2014

Zwierzyniec

     Ostatni weekend, przed naszym wyjazdem, w który musimy wszystko załatwić. Będzie jeszcze jeden, ale to dwa dni przed wylotem i  nie chcę zostawiać niczego na ostatnią chwilę. Dzisiaj więc poszedłem do fryzjera, ostatnie zakupy. Chyba  wszystko już mamy. Czekamy tylko na wizy. Z tego co słyszałem, załatwione są już do Tanzanii i została jeszcze Kenia. 
     Wczoraj dograliśmy problem z powrotem. Po 9 godzinach lotu z Kenii do Amsterdamu, mamy 8-śmio godzinną przerwę przed wylotem do Nowego Jorku. Załatwiłem więc hotel pod lotniskiem. Po wylądowaniu wpadniemy tam na godzinę. Weźmiemy prysznic, odświeżymy się. Oddamy pokój i pojedziemy do centrum Amsterdamu. Nie będziemy przejmować się dużo tym co zwiedzić, lecz raczej pochodzimy po centrum, posiedzimy w jakiś kawiarniach, zjemy coś i spokojnie wrócimy na lotnisko i tak zakończymy naszą wycieczkę.

    Po południu wyszliśmy do naszego ogrodu. Tym razem nie miałem żadnych projektów do skończenia, więc pełny relaks na słońcu, przy nie zmieniającej się idealnej pogodzie.
Wyszedłem z ogrodu na zewnętrzny trawnik, żeby trochę podlać trawę i  krzaki. Stojąc na środku jednego z nich, usłyszalem jakieś dziwne dzwięki. Tak jakby pisk małego zwierzaka. Spojrzałem pod nogi ale nic nie znalazłem. Pomyślałem, że może wąż ogrodowy wydał taki dzwięk ale po sprawdzeniu wykluczyłem tą wersję. Jeszcze raz przyjrzałem się trawie i zauważyłem malutki plac, bez trawy. Tylko ziemia, ale tak jakby ktoś ją wysypał. Obok niej malutka plama uschniętej trawy, która się poruszała. Odsunąłem wolno trawę i znalazłem malutki dołek, wypełniony noworodkami jakiegoś zwierzątka. Musiałem na nich stanąć i zaczęły piszczeć. Na szczęście nic im sie nie stało, bo były we wgłębieniu. Wygląda na to, że to malutkie zajączki. Mamy ich tu bardzo dużo. Są one dużo mniejsze niż te które znałem w polsce. Przykryłem je szybko trawą i teraz obserwuję, kiedy matka wróci, żeby je nakarmić. Myślę, że później wieczorem, lub w nocy.



    W ogrodzie jak zwykle cały zwierzyniec i kiedy się opalaliśmy, cały czas coś się pojawiało, bo w karmiku mieliśmy ziarna słonecznika. 
 



 
Jak zwykle coś na rozweselenie. Moim ulubionym tematem jest małżeństwo, więc dzisiaj też o tym.
 
 
Facet dał ogoszenie do gazety „Szukam żony„. Jeszcze tego samego dnia otrzymał mnóstwo odpowiedzi. Zdecydowana większoć zaczynała się słowami: Weź pan moją!

Żona do męża:
Wychodzę do znajomej na pięć minut. Jak byś mógł, to przemieszaj bigos co pół godziny.

Dlaczego ty na swoją żonę mówisz flanelka?
Bo to jest zdrobniale od słowa szmata.

Dzwoni telefon.
- Dzień dobry, czy mogę z Jolą?
- Niestety małżonki nie ma w domu.
- To wiem, jest u mnie. Ja pytam, czy mogę.

Wchodzi staruszek do konfesjonału i nawija:
- Mam 92 lata. Mam wspaniałą żonę. która ma 70 lat. Mam dzieci, wnuki i prawnuki. Wczoraj podwoziłem samochodem trzy nastolatki. Zatrzymaliśmy się w motelu i uprawiałem seks ze wszystkimi trzema...
- Czy żałujesz synu tego grzechu?
- Jakiego grzechu?
- Co z Ciebie za katolik?
- Jestem Żydem...
- To czemu mi to wszystko opowiadasz?
- Wszystkim opowiadam!

W barze toczy się rozmowa o brzydkich połowicach. Pewien mężczyzna podnosi głowę znad kufla i mówi:
- Moja żona jest taka brzydka, że jak ostatnio postawiłem ją w sadzie zamiast stracha na wróble, to ptaki oddały mi zeszłoroczne czereśnie...
- A moja ma wymiary 90/60/80 mówi inny.
- Super - klaszczą panowie - to prawie idealna!
- Taak... - wzdycha facet - A druga noga jest taka sama....

- Co Ty sobie myślisz, ja też chcę mieć jakieś kieszonkowe!
  W związku z tym od dzisiaj za seks w pościeli płacisz mi 100 zł a na dywanie 30 zł.
Na to mąż:
- A żeby Cię babo szlak jasny strzelił...- po czym wyszedł
z domu.
W celibacie wytrzymał tydzień, po tym czasie przychodzi
w milczeniu do żony kładzie stówkę na stół i patrzy na nią.
Żona bez słowa zaczyna się rozbierać i kieruje się w stronę
pościeli.
Mąż widząc to odpowiada szybko:
- Nie, nie, nie kochana, nie myśl sobie.... trzy razy na dywanie
i dycha z powrotem !

       Spotykają się trzy rozwódki: Amerykanka, Rosjanka (jeszcze z ZSRR) i Polka i wspominają swoje rozwody.
Amerykanka mówi:"
       - Mój Johnny - jak mnie zdradził - niczego się nie spodziewał. Udawałam, że o niczym nie wiem, ale wynajęłam prywatnego detektywa. Detektyw zrobił mu mnóstwo zdjęć, ja te zdjęcia wzięłam na uroczystość jego urodzin i wręczyłam mu je jako prezent przed wszystkimi członkami klubu golfowego. Musiał w dowód przeprosin przepisać na mnie udziały w fabryce konserw, akcje z pól naftowych i naszą posiadłość
w Nebrasce.
       Jak mnie drugi raz zdradził, to znów wynajęłam prywatnego detektywa, ten narobił zdjęć, ja te zdjęcia wzięłam i zaniosłam na zebranie zarządu jego spółki. To go wykopali z zarządu. Na przeprosiny musiał przepisać na mnie naszą posiadłość, kolekcje klejnotów rodzinnych, stadninę koni i resztę akcji.
       A jak mnie trzeci raz zdradził, to się rozwiodłam, bo to przecież wstyd z takim gołodupcem żyć.

Na to mówi Rosjanka:
- Witia - jak mnie pierwszy raz zdradził, to wzięłam starą Soczkinę, ta go spiła, przesłuchała, o wszystkim mi powiedziała. No to poszłam do jego brygadzisty
i poskarżyłam mu się. Wytknęli go palcami na zebraniu aktywu robotniczego, zmusili do samokrytyki i publicznego przyrzeczenia poprawy. Jak mnie drugi raz zdradził, to napisałam skargę na okręgowy zjazd partii - to go wyrzucili z partii. A jak mnie kolejny raz zdradził, to się musiałam rozwieść, bo to wstyd z bezpartyjnym żyć.

Na to Polka:
- Jak mnie mój Franek pierwszy raz zdradził, to ja go dwa razy.
Jak mnie drugi raz zdradził, to ja go cztery razy. Ale jak mnie trzeci raz zdradził, to musiałam się rozwieść, bo przez tego palanta przecież kurwą bym została.....


 
 
 
 
 
 

Friday, August 8, 2014

Ciąg dalszy lat 70-tych PRL-u

   
Dzisiaj kontynuuję temat -  lata PRL-u.  Pisałem o produktach tych czasów, ale naprawdę najważniejszy jest sam system w którym się wychowaliśmy. Najtęższe głowy komunistycznego świata, od rosyjskich do polskich, wymyślały jak ten absurdalny, sztuczny świat można kontrolować i sztucznie przedłużać jego życie. Najprostszym wyjściem jest oczywiście terror, ale musi on być całkowity a wiadomo że nie wytrzymuje to na bardzo długi okres. A oni myśleli o wieczności. Tworzone były wiec przeróżne scenariusze i wprowadzane były one w zależności od środowiska i czasów.
      Rosja miała większy kłopot, bo musieli trzymać straż nad wieloma krajami. Pierwsza rzecz jaka stworzyli to nienawiść do siebie, sąsiednich krajów. To było dość łatwe, bo już sama historia do tego doprowadziła, ale chcieli żeby tak zostało. Jeżeli jakiś kraj podnosił głowę, to natychmiast wkraczały wojska sąsiadów. I tak my do Czechosłowacji, Czesi do Węgier, etc.  Przez to my bardzo lubiliśmy Węgrów, co nie miało żadnego znaczenia a nikt nie lubił „pepiczków”, czy „Szwabów”.
     Rosja kontrolowała też każdy kraj w inny sposób.  Wiedzieli, że Polakom nie można zabronić religii, bo to bardzo szybko skończyło by się  protestem i walkami. Także Polacy, mieli pewną swobodę w podróżach zagranicznych. Trudno by było tego zabronić, jak prawie każdy z nas ma rodzinę gdzieś po za granicami polski. Kraj nasz za to miał największą kontrole nad artykułami codziennego użytku. Brakowało wszystkiego. I dawali nam poczucie radości, kiedy raz na raz wyrzucali na półki sklepów lepsze produkty.
     Niemcy, Węgrzy i nawet Czesi nie mieli takiego problemu. Za to pozbawieni byli innych przywilejów. Niemcy nie mogli wyjeżdżać z kraju aż do wieku emerytalnego. Wtedy pozwalano im odwiedzić rodzinę po drugiej stronie muru. Dlatego tak nas nienawidzili, kiedy my jeździliśmy do Zachodnich Niemiec do pracy. Pamiętam dobrze jak przechodziłem granice Berlina Wschodniego i Zachodniego, zawsze robili nam jakieś problemy. W większości wypadku bez powodu. Tu opowiem krótką historie, która mi się zdarzyła.
      W czasie studiów, dostałem paszport i wizę do Niemiec Zachodnich, oczywiście w zamiarach pracy. Zanim przeszedłem granice w Berlinie, zatrzymałem się u koleżanki (Ani Gadzinowskiej), która w tym czasie mieszkała w Berlinie Wschodnim. Oczywiście skończyło się to spotkaniem przy alkoholu i zostałem tam na noc. W następny dzień, udałem się na granicę i tu niespodzianka. Straż graniczna Niemiec Wschodnich, zabroniła mi przejścia, bo okazało się, że miałem przejść przez ten kraj w ciągu 24 godzin, na zasadzie wizy tranzytowej, chociaż my nie musieliśmy mieć wiz do NRD. Zachowywali się jak Gestapo.  Ja zrozpaczony, nie wiedząc co się dzieje błagałem o pozwolenie przejścia, a Ci dosłownie wyrzucili mnie z powrotem. Udałem się do polskiej Ambasady i tam dowiedziałem się o powodach tego zatrzymania i powiedziano mi, że nic nie mogą mi pomóc. Byłem załamany, bo miałem nadzieje, że będę mógł zarobić trochę pieniędzy, nie tylko pieniędzy ale zachodnich Marek. Wróciłem do Anki i przy alkoholu wymyśliłem co mogę zrobić.
    Udałem się na dworzec kolejowy i kupiłem bilet do Pragi. Nie miałem żadnych pieniędzy ani bagażu. Chciałem tylko wyjechać z Niemiec i potem wrócić i natychmiast przejść do Niemiec zachodnich, czyli w czasie krótszym niż 24 godziny. Nie byłem pewien czy to się uda, ale nie miałem innego wyjścia. Na granicy Niemiec i Czech, wpadli celnicy i pytaj się czy mam bagaż. Mówię że nie, bo jadę do kolegi na jeden dzień i nic mi nie potrzeba. Na pytanie czy mam pieniądze, odpowiadam że nie bo kolega mnie zaprosił i płaci za wszystko. Popatrzyli trochę podejrzliwie ale puścili. W Pradze wysiadłem i natychmiast kupiłem bilet do Berlina.
     Przestraszyłem się kiedy na tej samej granicy, do przedziału weszli Ci sami „gestapowcy”. Teraz już mi nie wierzyli. Na te same pytania, odpowiedziałem, że dojechałem do Pragi ale kolega się nie pojawił, a ponieważ nie miałem żadnych rzeczy ze sobą ani pieniędzy, postanowiłem wrócić. Przeszukali, cały przedział, zaglądali w każdą dziurkę, ale oczywiście nic nie znaleźli. Jeszcze jak pociąg ruszał, stali pod oknem i  myśleli,  jak i co ja przemycam.
    Plan okazał się prawidłowy i beż żadnych problemów przeszedłem granicę do Berlina Zachodniego. Zostało mi tylko w pamięci ich spojrzenia, pełne nienawiści i chamskie zachowanie.
       W krajach tych także wolność religii, prawie nie istniała.

    Propaganda pracowała na pełnych obrotach. Powstawało nowe słownictwo, historia polski i świata zostawała zmieniana już w podręcznikach szkoły podstawowej.  Codziennie wpajano w nas miłość do Związku Radzieckiego i udowadniano jakimi wrogami są kraje zachodnie. Jedną z broni dużego kalibru była nasza ulubiona Kronika Filmowa. Kto nie lubił oglądać jej przed seansem filmu fabularnego na który wybraliśmy się do kina? Pamiętam dobrze jedną z kronik, gdzie pokazywano nam jak amerykanie zrzucają stonkę ziemniaczaną na pola uprawne w Związku Radzieckim i walka rządu i rolników a tą plagą. Oczywiście wytłumaczone było natychmiast, dlaczego brakuje w sklepach towarów rolnych. To przez tych obrzydliwych kapitalistów.
      Z drugiej strony, musieli nas czymś zająć, zabawić. Najważniejszą bronią był alkohol. Tani, wszędzie dostępny. Tworzono więc święta, zabawy, różne okazje, żeby można było się rozprężyć, pobawić i zapomnieć o codziennych problemach. Doprowadziło to też do poważnego alkoholizmu.
 
 


   Mieliśmy więc nowe święta – 1-go Maja, Święto Odrodzenia Polski, 22 Lipca. Były Dożynki, Dzień Kobiet, Barbórka, Dzień Młynarza i innych zawodów. To tylko państwowe okazje do spotkań. Ale rozwijano też prywatne, czyli przyjęcia imieninowe, przyjęcia w zakładach pracy, dansingi, bale (od sylwestrowych do studniówek), zabawy szkolne i oczywiście prywatki. Przypomnijcie sobie ile tego było. Będąc w średniej szkole, był okres w którym byłem co tydzień na innej zabawie. Od szkoły medycznej do Ogólniaka w Koninie. Morzysławiu, Technikom Górniczego i wielu innych. Zawsze coś się działo.
    Każde spotkania, od partyjnych do zakładowych, kończyły się wyciąganiem butelek wódki i przekąsek.

 
   Nikt nie protestował, bo niby dlaczego. To były czasy! Oczywiście alkoholizm ciągle się zwiększał.

      Wpajano w nas też dumę z naszego przemysłu. A tak naprawdę, to zaczęło się to chyba od „Syrenki”. Powstała w 1957 roku i pierwsze egzemplarze  wykonywane były dosłownie ręcznie. Karoserie wyklepywano drewnianymi młotkami. Rok później ogłoszono, że samochód ten będzie produkowany masowo.  Milicja też je dostała.
 

Wielu Polaków stało się dumnymi właścicielami cudownego dziecka polskiego przemysłu samochodowego.
Pojawiła się Warszawa. Większa, wygodniejsza a nawet wykonana w kilku modelach.



Później przyszedł czas na polskiego Fiata 125P. I chyba najciekawszy samochód w historii światowego przemysłu – NRD-owski Trabant. 



Samochód wykonany z plastiku. Śmiano się zawsze, że szczury bardzo lubiły ten materiał i wyjadały dziury w samochodzie. Silnik dwusuwowy powodował, że z rury wydechowej wylatywały kłęby dymu.
    Zbiornik paliwa, umieszczony był nad silnikiem, ponieważ bez pompy, paliwo dostawało się do silnika na zasadzie grawitacji. Stworzyło to też problem, że przy wypadkach często dochodziło do zapalenia się samochodu. Mimo wszystko, posiadanie jakiegokolwiek samochodu znaczyło o tym, że albo ktoś miał kasę, czyli pieniądze albo miał pozycję w komunistycznym rządzie. Innym pozostawały rowery.
         „Turystyka powinna wywierać coraz większy wpływ na podnoszenie poziomu politycznego i kulturalnego szerokich mas całego społeczeństwa” tak przemówił Włodzimierz Raczek przewodniczący Komitetu Turystyki. Wtedy żeby wyjechać na eleganckie wakacje, trzeba było mieć specjalne skierowanie. Ci szczęśliwcy mogli się udać do specjalnych hotelików, domków kempingowych, domów wypoczynkowych. A Ci najlepiej ustawieni, pozwalali sobie na ekskluzywne wakacje w Bułgarii, Rumunii, Jugosławii. A reszta? Potrafili znaleźć miejsce na wypoczynek w każdym miejscu. Rozkładano się nad rzeczkami, jeziorami w lasach. Wyjeżdżano na jeden dzień albo na dłużej, to już z namiotami. Każde miejsce było dobre. Matki przygotowywały jedzenie, kanapki, jajka, pomidory. W termosy brało się herbatę i przepiękny wypad rodzinką do lasu. Rozkładało się koc i wszyscy byli szczęśliwi. Nikt nie narzekał, że można było wyjechać do Bułgarii. Cieszyło się z tego co się miało.




 

         Na zakończenie krótko o innych pamiątkach tych lat.

-         Czyn społeczny. W ramach czynu grabiono trawniki, sadzono drzewka (pamiętam, w teraz dużym lesie za Goliną, zasadziłem 13-ty rządek drzew).  Szło się na wykopki, w szkole podstawowej szliśmy na nagonki na zające, które łapano w rozstawione siatki i później sprzedawano do krajów zachodnich.
 
-  TPPR – czyli Towarzystwo Przyjaźni Polsko Radzieckiej. Zawsze podnosiło to pozycję ucznia, kiedy się tam zapisał a jak miał wystąpić na akademii to zwalniano go z lekcji.

  -  Niewidzialna Ręka – prowadzona przez Telewizję Polską. Wszyscy chcieli do tego klubu należeć.  Trzeba było tylko zrobić jakiś dobry uczynek, pomoc komuś i zostawić kartkę ze znakiem odciśniętej ręki. Ja też zapisałem się z kuzynami ale pamiętam, że mieliśmy problem w wymyśleniu jak i komu pomoc. Na chęciach zakończyliśmy naszą działalność w klubie.

  -  Akcja zbierania makulatury. Zbieraliśmy też my. Można było zarobić kilka złoty za sprzedany papier. W telewizji, w przerwach wyświetlano plansze, które informowały że 1 tona makulatury to dwa drzewa.
 

  - Tablice informacyjne

    - Sąsiedzie, ucz swoje dziatki dbać o czystość klatki

    - Do pracy przychodź trzeźwy i wypoczęty

    - Pozdrawiamy kobiety pracujące dla pokoju i rozkwitu ojczyzny

    - Przestań pić. Chodź z nami budować szczęśliwe jutro!

    - Sklep nieczynny. Wolna sobota.

    - Klient nierozpłaszczony nie zostanie obsłużony

    - Pamiętaj! Zakład pracy Twoim drugim domem.

    - Nie stwarzaj zagrożeń. Pracuj bez pośpiechu.
 

- Tarcze szkolne. Dostawaliśmy dwie. Jedna na rękaw mundurka szkolnego ( w podstawowej granatowego, nylonowego paskudztwa z odpinanym białym kołnierzykiem) a druga tarcza na kurtkę.  Przy drzwiach szkoły czekał na nas wyznaczony dyżurny, który sprawdzał czy je mamy. Gdyby jej nie było, odsyłani zostaliśmy do domu. Wymyślało się metody przyczepiania agrafką, kleju, tak żeby po wyjściu ze szkoły można to szybko zdjąć.

Wiesia pierwsza od lewej


 - Pochody pierwszomajowe. Wysłuchiwanie długich przemówień, przejście przez ulice miasta. Dostawaliśmy flagi, chorągiewki. Pamiętam na studiach, rzucaliśmy się szybko na stanowisko gdzie były one złożone. Chodziło o to żeby złapać szybko flagę Polski. Jak zostały te czerwone to już nikt ich nie chciał brać i zostawały rozdawane pod przymusem.

Wiesia po lewej stronie nauczycielki.
 - Lista przebojów. Wyczekiwałem zawsze na ten program w radiu z ciekawością, która piosenka prowadzi na liście. Oddawać można było glos na najnowsze piosenki, wysyłając kartkę pocztową do polskiego radia.




Na tym zakończę te wspominki. Śmieszne jak bieda może zrobić z ludzi szczęśliwych. Każda rzecz cieszyła. Podobno najszczęśliwsi ludzie (brano pod uwagę jak się oni się czują, a nie warunki materialne) żyją w Ghanie w Afryce. Kilka następnych krajów na liście to też kraje ubogie. Prawdopodobnie jest w tym trochę racji. Potrafiliśmy się cieszyć, bawić i  korzystać z życia  dużo lepiej niż teraz. Czy bym do tego chciał wrócić. Oczywiście że nie. Przyzwyczajamy się do luksusów zbyt łatwo. Czyli tak naprawdę, sami się unieszczęśliwiamy i nie ma drogi powrotnej.