I doczekałem sie jeszcze raz w swojej karierze wyróżnienia. A może inaczej. Następny raz zostaję usunięty i niezauważony.
Tak dba o to moja firma. Ale ja już straciłem dumę i przestałem walczyć. Smutne zakończenie kariery. Trzydzieści pięć lat buduję Nowy Jork i nie pierwszy raz inni wykorzystują mój sukces. Wina jest trochę moja, bo nigdy nie potrafiłem się podlizywać a raczej przeciwnie. Zawsze stawiałem to co słuszne na pierwszym miejscu, co nie zawsze podobało się moim zwierzchnikom. Jedynym powodem utrzymywania stanowiska była moja praca i sukcesy. Ale rzadko byłem za to chwalony. Miłe słowa i gratulacje przychodziły przeważnie z zewnątrz. Moi współpracownicy, ludzie prowadzący budowy a reprezętujący Nowy Jork ale nie mój główny szef.
Tak stało się po akcji ratunkowej w Strefie Zero. Firma otrzymywała nagrody i pochwały, właściciel był zaproszony do Białego Domu a ja cicho dostałem nową budowę. Nawet drobniejsze zwycięstwa jak wydobycie i uratowanie sławnej kuli z ruin WTC zostało przyczepione do mojego współpracownika, który brał tylko udział w jej transporcie. Ale jest blisko głównego właściciela. A ja osobiście spędziłem kilka dni w jej wydobyciu. Nikt o to nie prosił, ale uważałem, że dobrze będzie zachować kilka ważnych obiektów z tych gruzów.
Nie wiem jak to się stało. Czy mój szef tą imprezę zignorował, czy zrobione zostało z premedytacją, czy przez przypadek. Ale smutno jest, jak kolejny raz moja ciężka praca i sukces wykorzystana jest przez innych. Niektórzy uważają, że najważniejsze, że wszysycy wokół wiedzą o mojej pracy i talencie. Może to i prawda. Ale nie jest przyjemnie przyglądać się jak inni dostają nagrody za moją pracę. Raczej smutne.