Tuesday, November 26, 2013

GRAFFITI


    Ostatnio pisałem o przyjemnych rzeczach, takich jak świętach, zabawy. Dzisiaj wrócę trochę do tych nieprzyjemnych, czyli polityce.
Nowy Jork codziennie się zmienia. Raz na dobre raz na złe. W wielu przypadkach jest to niezależne od nas, ale w większości jest to wpływ czyjegoś działania.
     Przez ostatnie kilkanaście lat, zwyciężyliśmy wojnę z graffiti, czyli tworzeniem obrazów, podpisów lub rysunków, które są umieszczane w przestrzeni publicznej lub prywatnej za pomocą różnych technik. Wspominam o tym, bo jest to moim problemem na budowach. Do momentu, kiedy miasto nie przejmie moich budów, czyli do ich ukończenia, my jesteśmy odpowiedzialni za te malowidła i jeśli ktoś coś namaluje to muszę to usuwać. Ostatnio pojawia się ich coraz więcej. Wojnę tą rozpoczął i wygrał burmistrz Giuliani a Bloomberg dobrze dał sobie radę z jej kontynuacją. Niestety powoli się to zmienia i uważam, że pogorszy się w najbliższym czasie. Pierwszym powodem jest nasza prasa. Zwróciliście chyba uwagę na psychikę  społeczeństwa obecnych czasów.
   Po pierwsze to uważanie, że demokracja, równość to jest coś co daje wszystkim równe prawa, bez różnicy jaki jest ich wkład w rozwój swojego miasta, kraju, cywilizacji. I nie daleko rożni się to od komunizmu i starego polskiego powiedzenia: „Czy się stoi, czy się leży dwa patyki się należy!”.
O tym już pisałem.
     Po drugie, szukanie w każdej sytuacji niefortunnych przypadków, czy nie można tego wykorzystać do sadzenia kogoś o coś.  Wielu normalnych obywateli nie robiło by tego, ale dochodzą do wniosku, że wszyscy inni to robią to czemu oni maja pozostać w tyle. Dawniej, ktoś idący na spacer, potknął się o nierówność na chodniku, przewrócił się i złamał nogę. Jedną z jego reakcji byłoby wyzwanie siebie samego o głupotę i nieuwagę. Poszedłby do lekarza, noga w gips i sprawa zakończona. Teraz oczywiście, pierwsza reakcja to rozejrzenie się wokół i wyszukanie wszystkich możliwych sprawców jego nieuwagi. Czyli właściciela domu obok chodnika, bo nie zadbał o jego naprawę, władze miasta bo oni też powinni to zrobić. Może producenta butów, bo mogły być więcej elastyczne, kontraktora który wybudował ten chodnik i tak dalej. W tej samej chwili zjawia się prawnik, który całkowicie zgadza się z pretensjami poszkodowanego i ta drobna usterka pozwala rozruszać ekonomie. Prawnicy, sędzia, poszkodowany zarabiają olbrzymie pieniądze. Także rząd, bo zbiera podatki od wygranych pieniędzy. Wszyscy są szczęśliwi, bo płaci za to ubezpieczenie! I nawet nikt nie pomyśli, ze ubezpieczenia na następny rok podskakują o 10 procent i że sami są tego powodem.
    Następny powód, (od czego zacząłem) czyli zafascynowanie sławnymi ludźmi, gwiazdami. Główna winę za to ponosi prasa, która rozdmuchuje każdą sprawę. Wszyscy czytają jak ubiera się Lady Gaga, gdzie jadł obiad Tusk, czy Kaczyński ostatnio urósł. Śledzą ich kamery i reporterzy i nikt nie chce czytać o poważniejszych rzeczach, tylko o tych tak mało istotnych rzeczach. Ta fascynacja doprowadza do tego, że każdy też chciałby być jednym z nich. Wszyscy posiadają teraz kamery, aparaty fotograficzne, bo są umieszczone w zwykłych telefonach komórkowych. Każde wydarzenie zostaje więc filmowane i natychmiast pokazywane na Youtube. Może spowodować to, że osoba która to sfilmowała, zostanie sławna. Mordercy, kryminaliści piszą książki w więzieniu i zarabiają na tym olbrzymie pieniądze.  Jeżeli jakiś pomyleniec, zboczeniec, wyjdzie na ulice, w szkołach, miejscach publicznych i zabije dziesiątki osób, to prasa robi z niego sławnego człowieka. Dla tych niezrównoważonych, staje się to nieraz bardzo atrakcyjnym powodem do powtórzenia tego aktu.
Tak też dzieje się tutaj ostatnio z graffiti. Banksy jest pseudonimem angielskiego artysty, politycznego aktywisty. Chociaż, nie może on sprzedawać swoich „dzieł”, to robi o tym filmy (jeden był nawet nominowany na Oskara za dokumentalny film) i stał się bardzo sławny. Rożni się od zwykłych artystów graffiti, bo jest naprawdę oryginalny i wielu ludzi zatrudnia go do namalowania czegoś na ich budynku.



 Inni próbują na tym zarabiać pieniądze i sprzedawać te dzieła na aukcji, nie martwiąc się o to jak ten co wygra przetarg zdejmie to dzieło ze ściany budynku. Ostatnio było pełno informacji w gazetach o jego dziele, które znajdowało się przy płocie ogradzającego teren naszej firmy. Nałożył on kilkanaście bloków cementowych na siebie, dorzucił trochę cementu i nazwał to Sfinks. 

Pewnego dnia, jakaś osoba zwinęła to z ulicy i ma być wystawiona na aukcji za kilkadziesiąt tysięcy dolarów.
     Innym przypadkiem jest  opuszczony budynek w dzielnicy Queens, Long Island City. Budynek ten był miejscem, gdzie „artyści” graffiti z całego kraju, nawet świata umieszczali swoje malowidła. 

Ostatnio, ktoś wykupił ten teren i przygotowuje się do jego wyburzenia. Prace takie trwają pewien czas, doszedł on chyba do wniosku, że może mieć kłopoty z tymi ludźmi, broniącymi swoich dzieł i pewnej nocy, wynajął firmę, która zamalowała większość „dzieł” białą farbą. 

Już na drugi dzień, cała prasa pisała o tym co się stało. Artyści dawali wywiady i nawet płakali. Oburzeni, że ten wandal (właściciel) powinien być ukarany za takie zniszczenia. Jedna dziewczyna, wypowiadała się i nie mogła się nadziwić, jak można bez żadnego pozwolenia wymalować budynek? Parodia? Farsa?
     Do czego jednak dążę. Wszyscy o tym czytają na co dzień. Także „artyści”. Zdaja sobie coraz więcej sprawę, że wielu doszło do sławy dzięki tym dziełom, wiec może jemu też się uda. Zaczynają wychodzić z powrotem na ulice i uwieczniać swoje prace na budynkach, mostach, etc. Choć mogę się zgodzić z tym, że niektóre z tych prac są naprawdę interesujące,

 to większość jest po prostu wandalizmem i nie ma nic wspólnego ze sztuką. 




Nie mówiąc nawet o szkodach materialnych dla osób prywatnych jak i miasta. Wszystkie mosty, metro, budynki pokrywane są specjalną, przezroczystą farbą, która pozwala na łatwiejsze usunięcie tych malowideł i jest bardzo droga. Wszystko to oczywiście opłacane jest przez nas samych, bo pokryte z naszych podatków.