Monday, January 25, 2016

Już po zamieci


    Trochę się wydarzyło przez ten weekend, ale zacznę od najważniejszego, czyli od zamieci.
   Tym razem nie pomylili się z prognozą. Śnieg zaczął sypać dokładnie w wyznaczonym czasie i spadło tego nawet więcej niż przepowiadali. Na wschodnich terenach przysypało nas metr białego puchu. U nas trochę mniej, w okolicach pół metra.  Kiedy obudziłem się rano w sobotę, była już niezła zawierucha.


Postanowiłem odśnieżyć to co spadło. Bo bałem się, że jak poczekam do końca to będzie tego za dużo. Zajęło mi to wiele godzin. Najgorsze, że trudno jest pracować w czasie burzy. Wszystko co oczyściłem, zostawało natychmiast zasypywane. Zalany potem, zasypany śniegiem, wróciłem do domu na odpoczynek.
     Tydzień temu postanowiłem troszkę zmienić swoje weekendy. Ponieważ w domu wszystko jest już zrobione, odpoczywałem sobie przy telewizji lub komputerze. I nie jest to w mojej naturze. Wyznaczyłem sobie więc nowy plan pięcioletni. Odświeżyć dom. Ale tak na idealny. Zacząłem od głównej łazienki. Dwa dni potrzebne były do jej zakończenia. Wyskrobane i odświeżone fugi w kafelkach. One też wyszorowane i wymyte. Pokryte później specjalną farbą która zabezpiecza przed wodą. Każdy szczegół wyszorowany do błysku. Nawet żaluzje, deseczka po deseczce. W ten weekend, nie pozwoliłem sobie na zmiany i zabrałem się za główną sypialnię. Nie zostało dużo czasu, ale poodsuwałem meble, obkleiłem wszystkie drewniane części taśmami, wymalowałem sufit.
    Za oknami była już poważna wichura. W Nowym Jorku wyszedł zakaz jazdy samochodami. Jest to zawsze poważne wyzwanie, żeby odśnieżyć tą metropolię. W naszym mieście zawsze znajdzie się ktoś oryginalny i tak pan który jeździ na desce (po całym świecie) wymyślił że warto to zrobić na ulicach naszego miasta. Poniżej jego film.

    Kiedy obolały wstałem następnego poranka była już przepiękna pogoda. Niestety trzeba było zabrać się do ponownego odśnieżania. Znów wiele godzin. Z przodu domu, z tylu, droga do garażu. Tak wyglądało już po wszystkim.




      Godzinka odpoczynku i powrót do sypialni. Wymalowałem ściany, odświeżyłem meble, wyczyściłem każdy obiekt. Nawet każdy liść na sztucznym drzewku, które stoi u nas w rogu pomieszczenia. Skończyłem o 20-tej. Wyciągnąłem się zmęczony przy telewizji z myślą „ na członka Ci to było wymyśleć!”.
     Te dwa dni sprawiły mi też kilka nieprzyjemnych niespodzianek. Pierwszą odnalazłem w garażu. Na podłodze były małe kałuże wody. Część już wyschnięta. Nie mam pojęcia co się stało. Ślady prowadzą do ściany z łazienką. Zostawiłem to na razie, bo nic teraz nie wycieka i będę musiał sprawdzić później.
     W piątek kupiłem trochę produktów na obiady, bo spodziewaliśmy się, ze wszystko będzie zamknięte i nie będzie możliwości zamówienia jedzenia. Elaine zabrała się w sobotę za przygotowywania i okazało się, że kuchnia gazowa się zepsuła. Piekarnik nie zapala gazu. Na szczęście palniki działały i tam mogła cos ugotować. Tego nie uda mi się naprawić. Zobaczę czy znajdę kogoś albo będę musiał kupić nową.
      Zmęczony, zdenerwowany, obolały zdecydowałem się na wzięcie polskich pastylek na wszystko. Nie wiecie jakich? Myślałem, że u Was to wszyscy zażywają! Tutaj jest ich reklama.


       Wracając do piątku. Dojechałem na imprezę na czas. Nawet trochę wcześniej. Zaparkowałem samochód w okolicach restauracji. Oczywiście ciężkie opłaty za ten luksus. Trzy godziny kosztowały mnie 55 dolarów.
Pisałem, że miejsce to jest w centrum Manhattanu. Wszystko tu jest bardzo ładne. Przyjemnie jest spacerować po ulicach. Nasze miasto słynie z pomysłowości. Związane jest to także z biznesem. Każdy skrawek jest dobrze wykorzystany. Niezliczona ilość parków i wszędzie można znaleźć coś, co uprzyjemni czas mieszkańcom. Po przeciwnej stronie restauracji znajduje się lodowisko. Można tu przyjść i poślizgać się na łyżwach. Latem zamienione jest to na park.



     Dzisiaj rano zawiozłem Elaine do jej mieszkania. Ma wizytę u lekarza. Główne autostrady zostały dobrze oczyszczone, ale ulice w dzielnicy Queens to już inna sprawa. Można przejechać, ale tam zaparkowane jest tysiące samochodów i stwarza to problemy, gdzie usunąć ten śnieg. Pługi po prostu zasypują zaparkowane samochody i ludzie musza dać sobie radę z ich wydobyciem. Wielu rezygnuje i czeka na odwilż.

    Moje biuro zastałem pokryte lodem. Śnieg topił się od strony słońca i w nocy wszystko to zamarzło. Trzeba było młotkami to usunąć, żeby otworzyć drzwi. 

Budowa jest zasypana i nie myślę, że uda mi się pracować w ten tydzień. Spróbuję usunąć śnieg w pobliżu maszyn i dróg dojazdowych, ale to chyba wszystko.