Monday, February 27, 2012


              
  Poniedziałek 12 Marzec

     No i znów poniedziałek, nieprzyjemny dzień. Trzeba wrócić do pracy. Przynajmniej pogoda piękna, oczywiście jak na marzec. Cały tydzień, temperatura ma się utrzymać w granicach 20 stopni Celsjusza. 
    W piątek miałem wizytę człowieka z firmy, którą wynająłem na wymianę schodów, wewnątrz naszego domu. Pomierzył wszystko i czekam na telefon. Ma mi przekazać ile to mnie będzie kosztowało. Wtedy muszą się spotkać z Wiesią, żeby ustalić detale. Ja oczywiście nie mogę tego zrobić, bo nie ma takiej możliwości, żebym wybrał dobrze. Na przykład jak bym wybrał bardzo jasny kolor to bym usłyszał coś takiego jak: co Cię pokręciło ? Przecież nie pasuje to do naszej podłogi. A jak bym wybrał ciemny, to : Ciemny ? To przecież mamy ciemny i dlatego zmieniamy! No, ale który z nas mężów miał kiedyś rację w dyskusjach z żonami. Nawet nie jestem pewien czy mamy prawo do jakichkolwiek dyskusji. Muszę sprawdzić Konstytucję. 
     Wczoraj skończyłem następny filmik. Niestety jest dłuższy niż planowałem. Kiedy robię coś podobnego z naszych wakacji, próbuje robić do dziesięciu minut. Ponieważ te wakacje były dla nas wszystkich specjalne, szkoda mi czegoś nie wrzucić na komputer. No i tak się wszystko wydłuża. Mało tego. Myślałem, że zrobię z dwóch następnych dni, a tu mi wyszedł tylko jeden. Z wyspy Tortola. Był to może najbardziej wypełniony dzień, bo na katamaranie, nurkowanie i oglądanie  raf koralowych i ryb, wyspa i plaża ni i popołudnie na statku. Krótko mówiąc, film nie wyszedł krótki.
Za to myślę, że będzie Wam się podobał. Moja cenzura (Elaine) obejrzała go po skończeniu i stwierdziła, że jest udany. Jak go robiłem, oglądając poszczególne filmy i zdjęcia miałem dużą ochotę tam wrócić. 
    Wczoraj obejrzałem film, na proste tłumaczenie to: Kraj miodu i krwi. U Was na pewno ktoś przetłumaczy na Wirujący sex. Jest to historia kobiety (muzułmanki) i mężczyzny (katolika). Dzieje się w Jugosławii w latach 90-tych. Krótko. Para zakochana, przed rozpoczęciem ich wewnętrznej wojny. Później, on jest kapitanem w Serbskim wojsku a ona próbuje przetrwać masakrę muzułmanów. Film porusza i zastanawiam się, jak to mogło się zdarzyć w naszych czasach. 
Dzisiaj w gazetach, na pierwszych stronach, pojawił się artykuł o amerykańskim żołnierzu, który zastrzelił kilkanaście osób, w tym kobiet i dzieci, w Afganistanie. Na pierwszy rzut oka, podobna historia. Myślę jednak, że można na to spojrzeć bardzo różnie. Prawdopodobnie żołnierz ten, zostanie skazany na karę śmierci. I jeśli wszystkie fakty się zgadzają, to prawdopodobnie to mu się należy. Ale co mnie trochę męczy to dwulicowość naszej społeczności. Popatrzmy na to, co się dzieje w obecnych czasach. Co chwila, jakiś wariat, wyskakuje z pistoletami, strzela do niewinnych ludzi i morduje wielu. Później znajdują się wspaniali, „bezinteresowni„ prawnicy, którzy w imponujący sposób potrafią wszystkim wytłumaczyć, że stało się to przez ojca, który go bił, albo jeszcze lepiej jak znajdą księdza, który go molestował. No i kończy się na tym, że zamykają go w wariatkowie i nieraz udaje się takiemu po wielu latach wyjść na wolność. Teraz wracam do sprawy tego żołnierza. Ja go nie usprawiedliwiam, bo dla mnie to jest morderca. Ale, np. wyobraźmy sobie, że był on świadkiem jak jego kolegę, muzułmanie zastrzelili i później samochodem ciągnęli ciało ulicami, pośród wiwatującego tłumu (oglądać to było można w telewizji). Inny leży w szpitalu z obciętymi nogami po wybuchu bomby, pułapki. Takich historii można wymyślać dziesiątki. Może, pewnego dnia po prostu nie wytrzymał ? Ale jakoś opinia publiczna w tym wypadku tak tego nie widzi. Bo widzi to tak jak podają gazety, a te piszą to, co im szefowie nakazują. 
     No i proszę, z niewinnego blogu, zrobiła się to strona polityczna. 
                               

- Spotkałem wczoraj kolegę i mówię: zbieraj się i chodź do mnie, pogramy w szachy. 
- Nie mogę, odpowiada. Żona mi zmarła.
- To dam Ci grać czarnymi
     


   Sobota 3 Marzec 2012


    Zebrałem się dzisiaj i kończę pierwszą część filmu z Karaibów. Kilka dni nie mogłem nic robić, bo w nocy nie spałem z bólu i dni też były ciężkie. Coś mi w plecach przeskoczyło, wyskoczyło, pękło. Nie wiem, co a może to tylko starość. Mimo wszystko trochę się nacierpiałem. Teraz Wiesia robi mi codzienne masaże naszą maszynką, robię gorące okłady i jest trochę lepiej.
    Przed chwilą rozmawialiśmy przez telefon i Kaziu wymusił życzenia na swoje urodziny, które według naszego czasu są jutro, ale u Was już było jutro. Wszystkiego najlepszego z okazji 52 urodzin (teraz wszyscy wiedzą, jaki jesteś stary). Spełnienia wszystkich marzeń (zaznaczam, że jeżeli pomyślałeś sobie, żeby mieć częściej wakacje u nas to jest to wyłączone z grupy wszystkich).
     Mam ostatnio trochę kłopotów z moim komputerem. Może mam za dużo tych programów, których używam do robienia zdjęć i filmów, może komputer jest już za wolny na te nowsze. Wiele razy zacina mi się i muszę często zaczynać od nowa. Będzie trzeba pomyśleć o nowszym. Muszę też szybko skończyć te wszystkie filmy, bo zbliża się wiosna a to znaczy, że będę miał bardzo dużo pracy na zewnątrz. Posprzątać po zimie, przyciąć wszystkie krzaki i drzewa i wiele drobniejszych projektów.
     Czas płynie w niesamowitym tempie. Niedawno tu byliście a już minęło tyle tygodni od Waszego pobytu. Zanim się połapiemy, będę w Polsce na Wielką Imprezę urodzinową, najstarszego członka naszej rodziny.
     W momencie pisania, film nagrywa się na ostateczną wersję. Zostało jeszcze 10 minut. Później to już tylko wrzucenie go na YouTube i będziecie go mogli obejrzeć. Następne będą trochę ciekawsze, bo te dwa pierwsze dni były raczej spokojne a najciekawsze wycieczki odbyły się później.
    Kaziu jeszcze raz wszystkiego najlepszego !!! 
                                                                          


Żona wpadła dziś do domu i mówi:
- Wiesz co, ta nasza sąsiadka z domu naprzeciwka, spała już z prawie ze wszystkimi mężczyznami z naszej ulicy, oprócz jednego.
Pomyślałem i po chwili zastanowienia:
- Hmm... to musi być Smith ten z końca ulicy...
I wtedy zaczęła się awantura.



  Środa 29 Luty 2012


     Nie idzie mi!! To wszystko!


      Wczoraj poszliśmy z żoną do restauracji. Ona zaczęła przyglądać się pijanemu mężczyźnie, siedzącego samotnie przy sąsiednim stoliku.
    Spytałem:- Kto to jest?
    Odpowiedziała: - To moja była sympatia. Słyszałam, że gdy przerwaliśmy nasz romans, on zaczęł pić i od tej pory nigdy nie był trzeźwy.
To ja na to: - Kto by pomyślał, że człowiek może coś świętować tak długo?
I wtedy zaczęła się awantura.

     Poniedziałek 27 Luty 2012


    To będzie druga część naszych wspólnych wakacji. Prawdopodobnie ta bardziej relaksująca i oczywiście przyjemniejsza. Z wielu powodów. Słońca, pięknej pogody, krajobrazów i całkowitego luzu. 

Jedyne stresy powodował Wiesiu, okrążając nas bez przerwy, robiąc zdjęcia.  Wiadomo, że w naszym wieku, cały czas trzeba było wciągać brzuch, prostować się i naciągać zmarszczki na twarzy, żeby jakoś na nich wyglądać. Ale to już zostało mu wybaczone.
    Film, zostanie podzielony na trzy części. Podobnie jak ten z Nowego Jorku. Każdy z nich pokryje kilka dni z naszej wycieczki.  Szkoda tylko, że nie przekaże on całej atmosfery naszych przyjemności. Żaden film nie odda tego, co się czuje wdychając gorące powietrze tropiku, kąpiąc się w ciepłym oceanie, czy leżąc na katamaranie, prażąc się w słońcu, czuć powiew morskiego powietrza chłodzącego nasze rozgrzane ciała. Nie mówiąc o piciu przepysznych tropikalnych napojów, oczywiście z nieodzowną domieszką alkoholu. 
    Wczoraj, czyli w niedzielę, zacząłem produkcję pierwszej części. Mógłbym to skończyć dość szybko, ale wtedy byłyby to tylko zdjęcia. Jedno po drugim. To trochę nudne. Muszę więc dobrać odpowiednią muzykę, co wcale nie jest takie proste, no i trochę efektów specjalnych. Wszystko to ma zrobić ten pokaz bardziej interesującym i przyjemnym do oglądania. 
    Teraz w skrócie o naszym tygodniu. Przylecieliśmy do San Juan w południe. Beż żadnych problemów w powietrzu, których spodziewała się Ola. Przetrwała dzielnie i wyglądało, z moich obserwacji, że Grażyna więcej przeżywała lot niż ona. Wszystkie przeprawy przez służby graniczne poszły szybko i w kilka godzin byliśmy w swoich pokojach. Niestety, jeszcze w częściowo zimowych strojach, bo walizki znalazły nas dopiero za kilka godzin. Najpierw spotkaliśmy się w naszym mieszkaniu. Po wypiciu kilku drinków i po obejrzeniu okolic z naszego balkonu, poszliśmy na zwiedzanie statku. Wieczorem obiad. Poznaliśmy naszych kelnerów, bo Ci sami zawsze obsługiwali nasz stół i posmakowaliśmy nasz pierwszy obiad na statku. Nie będę przypominał, co jedliśmy, ale mogę powiedzieć, że zgodziliśmy się wszyscy i chyba jednomyślnie ocenialiśmy jakość, rozmaitość dań na bardzo dobre. 
     Po obiedzie poszliśmy na dyskotekę. Tam też zakończyliśmy nasz dzień. 
     Obudziliśmy się już na innej wyspie. St.Thomas. Na niej nie mieliśmy zaplanowanej żadnej wycieczki. Należy ona do Stanów Zjednoczonych i jest sławna ze sklepów z biżuterią, diamentów, zegarków. Tutaj, ponieważ nie ma żadnych podatków, można dostać wszystko po bardzo niskich cenach. Może źle to napisałem. Niskie to one na pewno nie są, ale 30 do 50% tajniej niż u nas.
Dzień ten przeznaczyliśmy na zwiedzenie miasta, pochodzenie po sklepach i nawet jakieś zakupy. Wiadomo więc, że wszystkie kobiety radośnie spieszyły się do zwiedzania tych miejsc a męska część chodziła z niepewnym wzrokiem, obliczając możliwe straty. Nie było jednak najgorzej i skończyło się na kilku zegarkach i drobnej biżuterii. 
      Dzień w Saint Thomas zakończyliśmy w barze, który odwiedzamy za każdym naszym pobytem. Barman jest polskiego pochodzenia, troszeczkę stuknięty, ale w miły sposób. Po wypiciu kilku drinków, wróciliśmy na nasz statek. 
   To wystarczy na dzisiaj.

Gdy wróciłem wczoraj do domu, żona domagała się, żebym ją zabrał w jakieś drogie miejsce.
Wobec tego zabrałem ją na stację benzynową....
I wtedy zaczęła się awantura.