Sunday, June 24, 2012

           Niedziela 24 Czerwiec


    Dzisiaj był dzień wypoczynku po wczorajszej imrezie u znajomych. Było bardzo przyjemnie i wróciliśmy o drugiej w nocy. Niedziela natomiast, była leniwa. Przepiękna pogoda, więc skorzystaliśmy ze słońca i trochę się opaliliśmy. Oczywiście po południu obejrzałem mecz Włochy - Anglia. Po tym, nie chciało mi się już wracać do ogrodu, więc skończyłem ostatnią część filmu z naszych wakacji. Krótki i może nie jest tak ciekawy jak poprzednie ale był to ostatni dzień na statku, więc nawet nie robiliśmy dużo zdjęć. Jest to jednak cześć naszej podróży i musi być jakieś zakończenie. Następnym razem, obejrzymy już wspólnie całość jak się spotkamy w polsce.
                       

Tuesday, June 19, 2012

        Wtorek 19 Czerwiec             


   No to troszeczkę się naczekaliście. Film z wyspy Barbados został skończony. Wreszcie w ten weekend znalazłem trochę czasu i skleciłem filmik ze zdjęciami z ostatniej wyspy którą odwiedziliśmy. O wszystkim już było napisane kilka miesięcy temu. Teraz tylko można obejrzeć wspomnienia z tego dnia. Dodam, że będzie jeszcze jeden, bardzo krótki z ostatniego dnia, który spędziliśmy na statku i powrotu do domu. Mam nadzieję, że nie zajmie mi to tyle czasu co poprzedni, ale to tylko nadzieja. Miłego wspominania.

                                                                      

Wednesday, June 13, 2012

     Środa  13 Czerwiec 2012




     Codzienność nie zawsze jest bardzo interesująca, trudno więc znaleźć temat o wydarzeniach zwykłego dnia. Żeby utrzymać ciągłość tej strony, zdecydowałem, że nieraz dodam coś odmiennego. Może będą to moje opinie o sytuacji w ameryce, albo wspomnienia z przeszłości.  Mógłbym też Wam opisać na przykład jak poszedłem do sklepu i kupiłem chleb i mleko, ale jest to zbyt prywatne.



   Wrócę dziś do dawnych czasów. Przypomnę Wam, jakie miałem przeżycia z murzynami, których bardzo lubiłem w momencie wyjazdu z polski. Przecież socjalizm uczył nas kochać tych wszystkich, którzy męczeni są przez zachodni brudny kapitalizm. I tak w podstawówce czytaliśmy wiele lat wierszyki o murzynku Bambo. Później wyświetlano nam amerykańskie filmy o biednych czarnych. Na przykład „Korzenie”. Tak zawsze działała propaganda komunistyczna. W gruncie rzeczy nie kłamali. Pokazywali jednak tylko jedną stronę medalu. Nie dochodziły do nas filmy o tym, że oni tez żyją dobrze, ale tylko te jak ich niesprawiedliwie traktowano. Po przyjeździe do Stanów, szybko poznaliśmy prawdę. Tak jak w każdej grupie społecznej są ci dobrzy i źli. Niestety ta gorsza grupa była większością i przez wiele lat trzeba było się trzymać od nich z daleka. Dodam, że obecnie mam wielu znajomych i pracowników tej rasy i są wspaniałymi ludźmi.

   W tamtych czasach „czarna koalicja” dobrze dawała nam się we znaki. Są to zorganizowane grupy, w których jednostki żyją na pracy innych. Prosta rzecz. Wprowadzają swoich ludzi do pracy na budowach. Którzy mają płacone tak jak wszyscy inni ze związków zawodowych. Różnica jest tylko taka, że zobowiązani są oddać 20% swoich zarobków swoim przywódcom. Im więcej ludzi na budowach, tym lepiej im się powodzi. Muszę jeszcze dodać, że 90% z tych wszystkich, jakich kiedykolwiek przyjąłem nie nadawała się do pracy. Albo mieli dwie lewe ręce, albo leniwi. Wielu wcale nie próbowało udawać, że pracują. Wiedzieli, że chroniła ich siła tych grup. Wszyscy się ich bali i nic nie można było im zrobić. Byli nietykalni, tak jak za dawnych czasów Al Capone. W latach osiemdziesiątych, policja trzymała się od tego z daleka. Wszystko było tłumaczone równouprawnieniem.  Przecież czarni też muszą mieć prace. Nikt się nie przejmował się faktem, że są oni wykorzystywani przez kilku.

     Pamiętam dzień, w którym pracowałem dla firmy Edanwald. Było to centrum Harlemu. Przebudowywaliśmy 125-ą ulicę. W miejscu naszej pracy pojawił się żółty autobus. Wyszło z niego przynajmniej 20 czarnych. Ja patrzyłem na to z drugiego końca budowy. Zaczęła się jakaś awantura między nimi a naszymi kierownikami budowy. Pierwsze, co zauważyłem, to wielka ucieczka pracowników. Każdy biegł w inna stronę. Ja byłem w bezpiecznej odległości. Ludzie z autobusu zaczęli ich gonić i widać, że mieli pistolety. Słychać było strzały. Po prawej stronie stały nasze kontenery, które używamy do przechowywania narzędzi i rożnych materiałów. Jeden z robotników otworzył drzwi i wbiegł do środka. Kilku wpadło za nim i zatrzasnęło drzwi. Resztę tej historii znam z opowiadań moich ludzi. Do kontenera podbiegł mój kolega inżynier, Paul. Zaczął walić pięściami w drzwi żeby mu otworzyli. Ale tamci nie mieli takiego zamiaru. Podobno krzyczał, że ich wszystkich wyrzuci z pracy. To też nie pomogło. Po chwili zrezygnował i schował się za nimi. Wszystko to trwało tylko kilka minut. Chodziło więcej o nastraszenie niż jakiś konkretny atak. Podziałało, bo przez wiele miesięcy próbowaliśmy omijać nawet najmniejszy z nimi konflikt.

     Jedno z najgorszych doświadczeń z koalicją miałem na mojej pierwszej budowie z firmą Tully. Walczyły tam dwie frakcje. Każda z nich chciała żebym zatrudnił ich ludzi. Walczyli nie tylko ze mną, ale także miedzy sobą. Było to prawdziwe błędne koło. Na początku budowy, przyjąłem jednego z grupy, która „się mną opiekowała”. To znaczy tak twierdzili. Przyjmij naszego człowieka, to my zagwarantujemy Wam bezpieczeństwo z innymi koalicjami. Po kilku tygodniach zjawiła się druga grupa. Musisz przyjąć naszego człowieka – rozkazali. Zgodziłem się bez walki, tylko zaznaczyłem, że z powodu wielkości budowy (była stosunkowo mała), muszę zwolnić tego z innej grupy. Oczywiście się z tym zgodzili. Następnego dnia wrócili Ci pierwsi z pytaniem, czemu zwolniłem ich robotnika. Spokojnie wytłumaczyłem, że nie miałem wyboru. Tamci mnie zastraszyli. Przyrzekli mi: To się więcej nie zdarzy. I znów wymianka. Przyjąłem tego wyrzuconego a wyrzuciłem tego wczorajszego. Umówiliśmy się, że w momencie pojawienia się drugiej grupy, natychmiast do nich zadzwonię. Spokojnie wytrwałem do końca dnia. Zjawili się następnego poranka. Zanim zaczęliśmy rozmawiać, zadzwoniłem do tych pierwszych. W kilkanaście minut, byliśmy wszyscy razem. Zaczęła się gwałtowna wymiana słów, po czym jeden z tych typów wyciągnął pistolet. W tym momencie zrozumiałem, że robi się gorąco. Powoli zaczęliśmy wycofywać się z placu. W pewnym momencie usłyszałem ostrzegawczy strzał z pistoletu. Dałem więc w długą. Nigdy bym nie pomyślał, że potrafię tak szybko biegać. Słyszałem, że ktoś biegnie za mną. Po kilku chwilach dostałem się na boisko szkole, które ogrodzone było wysoką siatką. Znalazłem się w pułapce. Jedyna droga odwrotu była z tej strony, z której przybiegłem, ale była ona zamknięta przez faceta z pistoletem, który w tym czasie też dobiegł do boiska. Nie namyślając się wiele skoczyłem na siatkę, próbując się wspiąć na górę. Niestety, nie było to łatwe. Oczka tej siatki były tak drobne, że trudno mi było znaleźć oparcie dla stóp. Zawisłem więc bezradnie około metra nad ziemią i nie mogłem się dalej wspiąć. Na czoło wystąpiły mi wielkie krople potu. Myślałem, że wybiła moja ostatnia godzina.

     W tym momencie usłyszałem syreny policyjnych samochodów. Goniący mnie facet z pistoletem też je usłyszał i zawrócił. Kilka sekund później ulica była pusta. Moi ludzie zaczęli pomału wychodzić ze swoich kryjówek i wracać na plac budowy. Skrzyżowanie, na którym zdarzyła się ta strzelanina pokryte było łuskami kul. Policja przy każdej łusce ustawiała numerek i robiła zdjęcia. Wszyscy byliśmy bladzi i przerażeni. Rozluźniłem się dopiero trochę, kiedy podszedłem do naszego operatora maszyn. Siedział on wewnątrz swojej koparki, dokładnie po środku całej tej strzelaniny. Nie zdążył uciec, przeczekał więc tam całą akcję. Wyszedł z tego z życiem, ale niestety nerwy jego zawiodły i się zsikał. 

   Przez tydzień było spokojnie. Następnie zjawili się Ci główni i znów musiałem zatrudnić ich człowieka. Na tej budowie miałem jednak spokój do jej zakończenia. Później okazało się, że FBI pracowało już nad sprawą tych grup. To, co się stało, też było w kartotekach. Ale o tym może innym razem.

Monday, June 11, 2012

           Poniedziałek 11 Czerwiec  

  

     Jak poznaje się swój wiek? Najpierw trzeba zorganizować dużą imprezę i po niej sprawdzić ile dni potrzeba do powrotu sił. Dawniej po każdej imprezie był ból głowy i inne zaburzenia fizyczne, ale po kilku godzinach następnego dnia, wracałem do codziennych czynności. Ostatnio pierwszy dzień po zabawie, to tylko przerzucanie zwiotczałego ciała z łóżka na kanapę albo leżak, jeżeli jest ładna pogoda. Dopiero wieczorem jakieś sprzątanko, ale też w zwolnionym tempie. Nawet na drugi dzień, kiedy trzeba iść do pracy, komunikacja mojego mózgu z innymi częściami ciała jest jakoś ograniczona. Na przykład, mózg mówi idź sprawdź swoich ludzi co robią, a tyłek nie chce się podnieść z fotela. 

    Pozostaje jedynie satysfakcja,  że impreza była udana, bo o to przecież chodzi. Nieudolność organizmu jest w naszym wieku wliczona w koszt organizacji całości.

    A jak udana? Załączę kilka sms-ów przysłanych na drugi dzień.

-  Party było wspaniałe, jesteście najlepszymi gospodarzami i wyglądacie fantastycznie MM - (Dodam,  że jeśli chodzi o wygląd, to na pewno mówią o mnie!)

- Janusz, Nie mieliśmy  okazji z Johnem  Wam podziękować wczoraj za super imprezę.....

Jak zwykle  razem z Wiesia odwaliliscie niesamowita robote.Macie zawsze wszystko tak dopiętą na ostatni guzik, zaczynając od potraw, muzyki, atmosfery, bajecznego ogródka... in nawet udało Wam sie załatwić niezłego barmana...

Nikt Wam nie może dorównać!!!!!! 

- Wasze party, Wasz ogród i Wy jesteście wspaniali. Dziękuję bardzo za najlepszy czas
jaki mieliśmy w życiu.
Love Malgosia i Jurek

  

  Jest także duża ilość podziękowań telefonicznych. Bardzo nam miło z tego

powodu, bo poświęciliśmy wiele czasu i wysiłku, żeby wszystko dobrze

 wypadło i jest to dla nas najlepsza nagroda.

   Wrócę teraz do początku. Cały dzień obserwowałem chmury, bo zapowiadali przelotne deszcze i burze, a to by nam wszystko zepsuło. Kropiło wielokrotnie, ale wieczorem się wypogodziło i tak już zostało.  Jedzenie, z polskiej restauracji, dowiozłem na piątą a Wiesia i Elaine w tym czasie szykowały sałatki. Jak się później okazało wszystko było bardzo smaczne, ale przygotowaliśmy tego za dużo. Teraz moi ludzie w pracy mają załatwione posiłki na kilka dni.


    Wszystko wewnątrz i na zewnątrz przygotowane było już w tamtym tygodniu, także muzyka i inne atrakcje. Ludzie zjawili się nieprzyzwoicie punktualnie. Mówię tak, bo jesteśmy przyzwyczajeni, że zawsze się spóźniają. Tym razem w ciągu pół godziny, byli wszyscy. Czyli 40 osób. Przy barze zakręcił się najpierw George, mąż Ewy. To jest ta koleżanka, która przyjęła nas do swojego domu, kiedy w pierwsze tygodnie pobytu w Ameryce (30 lat temu) nie mieliśmy gdzie mieszkać. Kiedy zjawili się Tarantowie, John przejął natychmiast tą rolę i on serwował nam drinki przez większość imprezy. Mam z tym szczęście. Sam musiał bym siedzieć w barze albo kogoś wynająć. On to lubi i potrafi robić przenaróżniejsze i bardzo wymyślne drinki.

     Większość ludzi wyszła do ogrodu i sprawdzała, jakie są zmiany od ostatniej wizyty. Wszystko się podobało a nawet dwie pary spytały się, czy mogą u nas urządzić wesele dla dzieci. Ha,ha.




Ja przez pierwsze godziny puszczam trochę spokojniejszą muzykę. Aż  do momentu, kiedy widzę, że ludzie gotowi są na tańce. Wtedy puszczam film z ostatniej imprezy. W sobotę jeszcze dodatkowo poszło Koko Euro Spoko a także miałem swój kabaretowy, dziesięciominutowy występ,  który sam przygotowałem. Tego Wam nie opiszę. Nie da się. Ludzie się naśmiali i wtedy zaczęliśmy muzykę disco.

 

 Bawiliśmy się do drugiej rano. I znów wszyscy wyszli w tym samym czasie. My w trójkę posiedzieliśmy jeszcze godzinkę, przyglądając się pobojowisku z myślami, co to będzie jutro. 



     
Oczywiście jest zrobionych dużo zdjęć, ale z obejrzeniem ich trzeba będzie trochę poczekać. Muszę oczywiście zrobić z nich film. A mam już kilka innych projektów w swoim kalendarzu. Na dole załączę tylko kilka z nich.  







Wraca mąż do domu.
- Chleb kupiłeś? - pyta zona.
- Zakupy to nie jest męskie zajęcie! - odpowiada mąż.
- No to zajmij się męskim zajęciem - odpowiada żona podciągając spódniczkę.
- A co, pożartować nie można?! Gdzie ta siatka?

                                ---------------------------------------------------------------
- Co ty tak źle wyglądasz?
- Ach, mąż mnie zdradza i tak chudnę ze zmartwienia.
- No to odejdź od niego!
- Nie mogę!
- Dlaczego?
- Mam jeszcze pięć kilo nadwagi.
                                --------------------------------------------------------------

Friday, June 1, 2012

     

        Piątek 1 Czerwca  

 Wracam do ostatniego piątku. Zacznę od tego,  że jestem ostatnim z kierowników budów, który robi takie party dla swoich pracowników. Może jednym z powodów jest strona finansowa, bo ja sam za to płacę a nie moja firma, ale głównym powodem jest sprawa bezpieczeństwa. Wiecie,  że w Stanach każdy sądzi każdego o najdrobniejszą sprawę. Najgorzej mają firmy budowlane. Wiadomo,  że u nas zawsze będą jakieś wypadki a nie trudno udowodnić,  że to wina firmy. Chyba,  żeby zamiast budować, poświęcilibyśmy 80% czasu na sprzątaniu. Firmy coraz więcej kładą nacisk na BHP a nam coraz trudniej coś zbudować. Tak jest też z BBQ. Wiadomo,  że ludzie coś wypiją i niech zdarzy się jakiś wypadek, my jesteśmy winni. Mnie się boją tego zabronić, ale wszyscy mówią,  że jak odejdę na emeryturę to nikt już tego nie będzie robił. Moi kierownicy od bezpieczeństwa na wszelki wypadek poszli do domu o godzinie dwunastej,  żeby nie być świadkiem przygotowań i całej imprezy. Świat staje się bardzo smutny.

        Tak jak wspominałem, robię to raz na rok. Wiadomo,  że bez dobrych ludzi nigdy bym nie skończył budowy na czas i mój sukces jest też ich zasługą.  Wiedząc o tym, jeśli jest taka potrzeba, walczę o swoich ludzi z firmą i próbuję zapewnić im stałą pracę. A właśnie w ten dzień, przez to małe przyjęcie okazuję im swoją wdzięczność. 

  Impreza zaczęła się na czas o godzinie 14:00. Świnia dojechała za pół godziny. Zawsze na życzenie ma jabłko w pysku a kartofel w tyłku. Nie wiem, czemu nikt nie chce spróbować ziemniaka? Oprócz tego miałem kurczaki i kilka rodzajow kiełbas, nawet kaszankę. Tym szczególnie wszyscy się interesowali, bo po angielsku to jest blood sausage, czyli kiełbasa z krwi, albo jeszcze lepiej krwawa kiełbasa. Większość się zgodziła,  że jest bardzo smaczna. Oczywiście były różne dodatki jak sałatki, ogórki a nawet polskie grzyby. Wszystko to zostało pochłonięte przez moich ludzi przez kilka godzin. Zjedzone zostały nawet takie części (teraz będzie nieprzyjemne), jak oczy i mózg. Portugalczycy uznają to za przysmak. Yaaak! Na poniższym zdjęciu widać mojego brygadzistę, Orlando, który zachwyca się mózgiem.



     Oczywiście nie zabrakło polskiego piwa. A ponieważ oni zwykle piją amerykańskie cieniutkie piwko jak Budweiser, Corona etc, to efekty naszego, pojawiły się już po pierwszej kolejce. I tu okazało się, że nieobecność inspektorów od BHP jest mile widziana. Były więc gry na pieniądze. W tym dominowali stolarze a narodowość - Włosi.


  Po kilku godzinach, inżynierowie wyszli na prowadzenie i z nimi miałem najwięcej kłopotów. Najpierw jeden z nich (syn jednego z właścicieli) wszedł do zamrażarki na lód. Inni natychmiast to wykorzystali i przymknęli go na jakiś czas. Polskie piwo jednak działało i wyszedł z lodówki uśmiechnięty jakby wrócił z plaży.


    Następnie inny - Tom, domyślił się, że powinien pracować w cyrku i trzeba go było gonić z dachów biura, czy balansującego na wszystkich możliwych konstrukcjach.


   Później wywiązała się walka na gaśnice i wodę.  Teraz muszę je powymieniać, bo są puste. 


    Oczywiście większość przebiegła spokojnie przy rozmowach, wspominkach, jedzeniu i muzyce. Całość zakończyła się wieczorem około 19:00. Jeszcze jedna udana impreza. Na zakonczenie reszta fotek.

Przychodzi pedał do sklepu i mówi:                   
- Poproszę salami!
- W palsterkach?
- A czy ja wyglądam jak skarbonka?

 - Panie majster, łopata mi się złamała!
- To oprzyj się o betoniarkę!

 Idzie sobie Czerwony Kapturek przez las,
aż tu zza krzaków wyskakuje Wilk.
- Cześć Wilku! - krzyczy Czerwony Kapturek.
- Co jest, nie boisz się - pyta zdziwiony wilk.
- A czemu mam się bać: pieniędzy nie mam
a pieprzyć się lubię....