Wednesday, November 28, 2012


   20 Listopad



    Pobudka o 5:30. Chwilę później wychodzę na nasz taras i oglądam przepiękny wschód słońca. Przed domem leżą w trawie antylopy. Wstają przy wschodzie i zaczynają swoją codzienną wędrówkę. Wyjeżdżamy na nasze pierwsze safari w tej okolicy. Muszę się powtarzać, ale nie mogę nacieszyć się oglądaniem tutejszej przyrody. Co chwila jakiś przystanek, żebym mógł zrobić dobre zdjęcia spotykanym żyrafom, słoniom, antylopom. Zaczynam powoli widzieć różnice między  ich gatunkami. Impala, Kudu, Gnu, Buszbok, Stenbok.
 
                                              Antylopa szabloroga

    W połowie naszej wycieczki wpadamy na olbrzymie stado Bawołów Wodnych. Przewodnik mówi nam, że to rzadkość w tych okolicach. Obserwujemy je przez chwilę. To są chyba jedyne zwierzęta, może oprócz małp, które się nami interesują. Przyglądają nam się nawet uważniej niż my nim. Może to one wybrały się na safari w poszukiwaniu ludzi?


    Ruszamy dalej w drogę. Nad dużym stawem stoi suche drzewo. Siedzą na nim czaple. Piękny widok.
 
 
Zaczynam się obawiać, że mi te zdjęcia nie powychodzą, a zaraz po tym jak ja przez nie wszystkie przejrzę. Tysiące zdjęć i setki filmów. Ja robię fotki a Wiesia kameruje. Po sprawdzeniu jak jej wychodzą, stwierdziłem, że w ważnych chwilach ja przejmę jej pracę. Jej rączki trochę się trzęsą. Ale trudno robić zdjęcia, film i też mieć przyjemnoć napatrzenia się na te cuda.

    Tradycyjne zatrzymanie się na kawę i ciastko, kilka zdjęć
 
 
 i wolny powrót do kampingu. Mamy kilka godzin dla siebie. Idziemy na basen.
 
 
 Słońce jest dokładnie nad nami. Po pół godzinie opalania, wchodzimy do chłodnej wody. Myślałem, że woda z basenu wyparuje, tacy byliśmy nagrzani. Dłużej nie można wytrzymać. Idziemy szykować się na następną wyprawę.

    Popołudniowe safari zaczęło się od informacji, że w okolicy pojawił się Gepard. Ponieważ to jest rzadkość, wyruszamy natychmiast na poszukiwania. Tym razem nie zatrzymujemy się przy spotykanych zwierzętach. Nieraz mamy ochotę, ale przewodnik odmawia bo nie chce stracić szansy odnalezienia geparda. Chcąc nie chcąc, musimy przystanąć. Drogę blokują nam dwa słonie i nie mają zamiaru ustąpić. Ten bliższy, rusza w naszym kierunku. Zaczynamy się denerwować ale Rain (Takie jest imię przewodnika) nie chce ruszyć. Słoń podszedł na odległość kilku metrów, wydał donośny, długi ryk i zmienił kierunek. UUFFF. Gra nerwów i moje zostały trochę nadszarpnięte. Ruszamy wolno na drugiego. Nie porusza się do ostatniej sekundy. Wreszcie! Poszedł w kierunku swojego kolegi. Odłożyłem kamery i odetchnąłem. Wtedy usłyszałem ryk słonia. Odwracam się a ten z podniesioną trąbą rzuca się biegiem za nami. Podbiegł na odległość od dwóch do trzech metrów. Zatrzymał się. Poruszył gwałtownie łeb, ruszył trąbą, ryknął jeszcze raz. Dobrze, że byłem przed wyjazdem w toalecie! Słoń udowodnił nam, kto jest tutaj panem i zaczął się wycofywać. My ruszamy dalej w pogoń za gepardem. Wreszcie duży sukces. Jest.
 
 
Prawdopodobnie udało nam się go odnaleźć, bo zatrzymał się na odpoczynek. Leżał, nie zwracając na nas uwagi. Rain tłumaczy, że zwierzyna przyzwyczaiła się do pojazdów. Traktują je jako rodzaj zwierząt, które im nie zagrażają, a ludzie w środku, są ich częścią. Natomiast wyjście z samochodu tworzy zagrożenie i może zakończyć się tragicznie. Obserwujemy tego pięknego kotka. Zawsze myślałem, że jest trochę większy. Zasady współpracy z naturą, są tutaj ściśle przestrzegane. Gepard leżał leniwie, więc zażartowałem, żeby rzucić w niego kamieniem, to się ruszy, ale wszyscy trochę się oburzyli.
    Czas przy szczególnych okazach (tak jak gepard, jaguard,lwy) jest ograniczony. Byliśmy z nim około 15 minut. Przewodnicy przekazują sobie informacje o jej pozycji i musimy zrobić miejsce dla innych. Nasza lista poszukiwanych zwierząt, zmniejsza się do kilku. Dalej nie widzieliśmy lwów i lampartów.  Wracając wpadamy na stado żyraf i później zebr.



    Po obiedzie, udajemy się na odpoczynek. Wydawałoby się, że dzień jest zakończony. Siedzę na tarasie i oglądam poważną burzę na horyzoncie. Widać olbrzymie łuny. Pali się. Około 23-ej idę spać. Po godzinie budzę się wystraszony. Dom gnie się w różne strony i pale nas utrzymujące przeraźliwie trzeszczą. Niebo co pół minuty rozjaśniają olbrzymie błyskawice. Dom  wykonany jest w 30% z siatek. Wiatr przenika więc swobodnie  do środka. Wszystko co lżejsze, fruwa po pokoju. Drzwi od łazienki i toalety łomocą się i uderzają w ściany. Wieśka wzięła tabletki nasenne i smacznie spała. Tak przesiedziałem kilka godzin. Czekałem na to co może się stać. Na szczęście nic poważnego nie nastąpiło. Troszkę się uspokoiło, więc poszedłem spać. Najśmieszniejsze, że na drugi dzień, ktoś zapytał się Wiesię jak minęła jej noc a ona mówi, że źle spała. Wtedy ja jej się pytam a jak przeżyła burzę a ona pyta się: jaka burza? Wszyscy zaczęli się śmiać. Była jedyną osobą w towarzystwie, która przespała całą noc.