Przeżyliśmy najgorszy dzień,
wiec teraz można powspominać te pozostałe. Przed wyjazdem znałem te tereny z filmów,
zdjęć. Byłem też w Zion Park, ale tylko przejazdem. Bardzo mi się to wszystko podobało,
ale rzeczywistość zaskoczyła i przewyższyła wszystkie oczekiwania. Nieraz wyobrażamy
sobie dziwne, odlegle planety. Jak piękne mogą one być. Okazuje się że nie
trzeba. Spacerując po tych parkach spotkać możemy to wszystko na naszej Ziemi.
Polecieliśmy samolotem do Las
Vegas. Sam lot jest bardzo ciekawy. Kiedy niebo jest bezchmurne, a tak było, oglądać
można góry i wąwozy z okna samolotu. I tu widoki są już niezwykłe.
Miasto hazardu i rozpusty, w satnie Nevada, zobaczyliśmy tylko z okien samolotu i samochodu.
Byliśmy już tutaj i tym razem przyjechaliśmy w innym celu.
Byliśmy już tutaj i tym razem przyjechaliśmy w innym celu.
Początkowo droga na pustynnych terenach. Zachaczyliśmy o kawałek stanu Arizona.
Dopiero po dwóch godzinach jazdy, w stanie Utah, zauważyć można było zmiany w ich wyglądzie.
Dopiero po dwóch godzinach jazdy, w stanie Utah, zauważyć można było zmiany w ich wyglądzie.
Zabawne jest to, że zachwyceni górami zatrzymaliśmy się przy drodze na
pierwsze zdjęcia.
A to było tak jakby obejrzeć kościół w Koninie zamiast Notre Dame w Paryżu. Filmuję cały przejazd na kamerze w samochodzie. Jest coraz ładniej.
A to było tak jakby obejrzeć kościół w Koninie zamiast Notre Dame w Paryżu. Filmuję cały przejazd na kamerze w samochodzie. Jest coraz ładniej.
Dobiliśmy na miejsce bardzo
wcześnie. Wystarczy czasu na szybki wypad w pobliskie góry. Hotel który wybrałem wygląda trochę jak w
starych westernach.
Wewnątrz jednak bardzo ładnie i
czysto. Jedzenie okazało się później bardzo kiepskie. Raz tylko skorzystaliśmy
z ich restauracji.
Rozpakowujemy się szybko i wsiadamy w samochód. Już w domu zaplanowałem
wyjazd do Czerwonego Kanionu (Red Canyon), który znajduje się pół godziny od
naszego miejsca.
Szybki dojazd i natychmiastowe
wow!, ach!, och! z naszej strony.
Parkujemy samochód z boku drogi i idziemy na pieszo w góry. Wspinamy się
na sam szczyt. Po drodze oczywiście robimy pełno zdjęć. Nie będę tu opisywał
wspinaczki. Myślę że obejrzenie zdjęć przekaże całość naszych zachwytów.
Po zejściu jest nam mało wrażeń.
Jedziemy troszkę dalej. Przejeżdżamy pod bramą ze skały i następny przystanek.
Tym razem spokojny spacer w
rzadkim świerkowym lesie i tych czerwonych skałach.
Teraz możemy wracać do pokoju na
odpoczynek. Myślimy, że widzieliśmy wszystko, ale to tylko ciasto. Krem i
rodzynki czekają na nas w kolejnych, nadchodzących dniach.