Friday, January 13, 2017

Przelot z Kauai na Hawaje

    Czas upływał błyskawicznie. Doszliśmy juz do ostatniego dnia w tym hotelu. Ta część wakacji przeznaczona była na wypoczynek. Wyprawy nasze były więc bardzo krótkie i tylko w naszej okolicy. Nie chcieliśmy jednak spędzać wszystkich dni tylko na plaży. Ostatni wyjazd odbył się w okoliczne, górskie tereny.
      Na wyspach nie ma żadnych autostrad. Chociaż na mapach zaznaczone były nazwami, okazały się zwykłymi drogami dwukierunkowymi. Dystanse do jazdy na Hawajach są bardzo krótkie ale jeździ się wolno, bo nie ma jak wyprzedzić tych najwolniejszych. To co w Nowym Jorku trwa 10 minut, tutaj jest dwa razy tyle.
      Wyspy powstały z wybuchów wulkanów. Na Big Island, która jest aktywna, tereny pokryte są wyschniętą lawą. Na Kauai, przez setki lat, ostatnia warstwa zamieniona została w żyzną glebę. Jest ona koloru czerwonego. Prawdopodobnie zawiera dużo metali. Widoczne jest to w górach gdzie zbocza, nie zostaly porośnięte zielenią. 







     Przystajemy w kilku miejscach i spacerujemy po szczytach tych gór. Wiele z nich sławnych jest z wodospadów. 


Widać je wszędzie. Bardzo wysokie, tworzą na dole małe jeziorka. Później odpływająca woda zamienia się w strumyki, rzeczki, które szybko znikają w porowatych, wulkanicznych skałach.
     Dzień kończymy w tym samym miasteczku, gdzie jemy dobry, drogi obiad i ponownie latanie po tutejszych sklepikach.
    Następny to przedostanie się na wyspę Hawaje. Wylatujemy z Kauai trochę opóźnieni i to oznacza problem. Na Maui mieliśmy tylko pół godziny na przesiadkę. Dolatujemy w ostatniej minucie i wpadamy do drugiego samolotu w momencie zamykania drzwi. Niestety, kiedy wyszliśmy na lotnisku na Hawajach, dowiadujemy się, że nie zdążyli przeładować walizki. Wypełniamy potrzebne dokumenty i jedziemy do hotelu.
     Olbrzymia różnica w wyglądzie między tym co widzieliśmy na Kauai. Lawa, lawa i tylko lawa. Wygląda to jak z filmów katastroficznych. Czarna, popękana powierzchnia. 



Widać miejsca z których wypływała gorąca lawa, i inne, rozległe gdzie się rozlewala i ciągnące się w każdym kierunku. Wszystko popękane na mniejsze i większe kawałki.
Tylko w miejscach zamieszkałych przez ludzi, pojawiają się małe wysepki roślinności.
Takim jest miejsce naszego hotelu. Jest to cały kompleks. Hotel Marriott, centrum handlowe i wioska z domami wypoczynkowymi.
      Hotel jest inny od poprzedniego. 


Nie ma tej klasy. Dostajemy osobny domek z tarasem. Z niego można wyjść prosto na plażę. Jak zwykle najpierw przejść trzeba przez tutejszą lawę. 
    Basen też mniejszy od poprzedniego i plaża nie ta sama. Żeby wejść do oceanu trzeba pogimnastykować się na podwodnych kamieniach wulkanicznych.
Nie zrozumcie mnie źle. Dalej jest to ładne miejsce, ale jak się zje świeżą bułeczkę, to chleb mniej smakuje.
       Rozpakowywujemy się a po trzech godzinach dostajemy telefon z wiadomością o przybyciu walizek. Wracam na lotnisko, odbieram je i ponownie do hotelu. To załatwiło cały mój dzień. Został tylko czas na obiad.
      Przechodzimy przez centrum handlowe. Sklepy jak w Nowym Jorku ale ceny większe. W hotelu jest tylko jedno miejsce do jedzenia i nie mamy zamiaru tutaj jeść. W centrum kilka. Ceny nie do przyjęcia. Ile można wydać na jedzenie!
Wchodzimy do najtańszej (dalej 600 złoty) i ponownie jedzenie zimne i niesmaczne. Nie do uwierzenia. Po tym decyzja. Koniec z restauracjami. Znajdujemy olbrzymie delikatesy. Jest tu wszystko. Kanapki, sałaty, jedzenie na gorąco. Tu będziemy się żywić. 
     Jest też Starbucks! Rozkoszujemy się dobrą kawą i wracamy do hotelu na odpoczynek. 

Och, jeszcze jedna historia. Gdziekolwiek się nie poszło na tej wyspie, na drogach, ulicach spotkać było można kury i koguty. Dopiero po kilku dniach dowiedzieliśmy się powodu tej sytuacji. W 1992 roku przechodzący huragan zniszczył tamtejsze budynki z hodowanymi kurczakami. Nie zdołano ich wyłapać i tak już zostało. Sa wszędzie i wielu z tubylców narzeka, że są jak u nas króliki i powodują wiele zniszczeń na prywatnych posiadłościach. Trzeba poparzteć na to z innej strony. Jesteś głodny, brak pieniędzy? Łapiesz kurczaka i masz dobry obiad.