Friday, October 10, 2014

Cena sukcesu

Ciąg dalszy.

    W styczniu 2002 roku, moja firma wygrała przetarg na odbudowę metra, które zostało zniszczone pod gruzami WTC. Moi szefowie chcieli, żebym poprowadził tą budowę. Nie bardzo mi się to uśmiechało, bo byłem wykończony fizycznie i psychicznie. 
 W ciągu okresu 5 miesięcy, trzy razy pogotowie ratunkowe próbowało zabrać mnie do szpitala. Dwa razy straciłem przytomność. Pierwszym razem im się to udało. Za drugim razem, odmawiałem. Wzięli mnie jednak mimo wszystko. Po dowiezieniu do celu, wyszedłem z karetki, wziąłem taksówkę i wróciłem do Strefy Zero. Za trzecim razem, udało im się przetrzymać mnie w tymczasowym budynku w Strefie Zero przeznaczonym na pierwszą pomoc dla pracowników Strefy. Karetka odjechała pusta. Ja wróciłem do pracy. Po czterech miesiącach pracy, chodząc kilkanaście godzin po gruzach, odmówiły posłuszeństwa kolana. Spędziłem kilka miesięcy na terapii fizycznej z zastrzykami na ból. Pracy nie przerwałem, ale skróciło to mój czas na odpoczynek, bo pracowaliśmy 16 godzin dziennie, sześć lub siedem dni w tygodniu.

     Tully obliczyła, że może budowę metra wykonać w ciągu 8 miesięcy. Kiedy to usłyszałem zacząłem się śmiać, bo wydawało się to całkiem nierealne. Po wielu rozmowach z moimi szefami przyjąłem w końcu kierownictwo tej budowy i oddałem metro do użytku w ciągu 6 miesięcy.
     Ten rok spędzony w „strefie zero”, dał mi też dużo możliwości do rozważań nad moim polskim pochodzeniem i moim obecnym statusem jako obywatela amerykańskiego. W wywiadach z dziennikarzami i telewizją, jednym z głównych pytań jakie mi zadawano było to, czy czuję się bardziej Polakiem czy Amerykaninem. Odpowiadałem na to różnie. Nieraz dawałem taką odpowiedź jaką spodziewał się usłyszeć redaktor. Często zastanawiałem się jednak nad tym pytaniem i doszedłem do wniosku, że nie ma na nie prostej i jednoznacznej odpowiedzi. Ameryka jest teraz oczywiście moim domem i jej problemy i cierpienia, tak jak to co się stało w World Trade Center, są moimi cierpieniami. Również sukcesy tego kraju odczuwam jak swój osobisty sukces i dumny jestem kiedy swoją pracą mogę przysłużyć się do wzrostu siły i dobrobytu tego państwa. Ale jestem w dalszym ciągu w pełni świadomy mojej polskości i czuję, że moje więzy z ojczystym krajem są nadal takie silne jak były zawsze. Przykładem tego może być historia z polską flagą w WTC.
      Przy odgruzowywaniu „strefy zerowej” pracowało ze mną wielu Polaków. Niektórych z nich ja przyjąłem do mojej firmy kilka lat wcześniej, inni pojawili się już po ataku na WTC. Przychodzili na ochotnika, żeby w czymś pomóc i zwykle ich zatrudniałem. Nawet moja żona pracowała ze mną przez trzy tygodnie, bo jej biuro, które było w pobliżu WTC zostało tymczasowo zamknięte. W pobliżu strefy zerowej spotkałem też kilku Polaków, którzy stracili kogoś w tej katastrofie. Krążyli oni po tej okolicy właściwie bez większego celu. Przychodzili tam, żeby być bliżej tego wszystkiego co się tam działo, choć wiedzieli doskonale, że nikomu to nie pomoże i niczego to już nie zmieni. Rozmawiałem z nimi często i widziałem ich cierpienie. Wtedy właśnie postanowiłem wywiesić Polską flagę nad gruzami. Zrobiłem to z moimi polskimi pracownikami. Postawiliśmy polską flagę obok amerykańskiej, na zgliszczach Budynku Numer 6, który był wtedy najwyższym punktem na gruzach WTC. Przez kilka dni było cicho, ale po tygodniu zaczęły mnie dochodzić słuchy, że inne grupy narodowościowe się buntują, zwłaszcza Włosi. Po kilku tygodniach były już oficjalne skargi. Niektórzy twierdzili, że polska flaga wisi wyżej niż amerykańska. Ja wprawdzie tego nie zauważyłem, ale żeby uspokoić sytuację obniżyłem polską flagę o kilka centymetrów. Nie było to jednak wystarczające, bo wiele osób domagało się, żeby polską flagę zdjąć. Doszło w końcu do tego, że przedstawiciel władz miasta wezwał mnie do siebie i kazał się wytłumaczyć. Kiedy opowiedziałem mu o tej całej sytuacji, zdecydował że Polacy zasłużyli na to żeby ich flaga wisiała nad gruzami WTC i pozwolił ją zostawić Nie zmieniło to jednak opinii publicznej i nadal naszą flagę próbowano zerwać. Doszło nawet do tego, że umieszczałem swoich ludzi w pobliżu, żeby jej pilnowali. W końcu zdałem sobie sprawę z tego, że nie mogę pilnować jej 24 godziny na dobę i postanowiłem ją zdjąć. Zabrałem więc naszą flagę do domu, gdzie trzymałem ją na pamiątkę tego wydarzenia. Trzy lata temu, przy okazji wywiadu prowadzonego przez Piotrem Karśko z TVP, z okazji 10 rocznicy wydarzeń sierpnia, przekazałem ja Telewizji Polskiej.
     Polskę odwiedzam co roku. Moja rodzina i znajomi pytają mnie zawsze, kiedy wrócę na dobre. Nie raz się zastanawiałem nad tym czy wrócić do Polski. Z każdym rokiem coraz mniej mi się to wydaje realne. Powody na to są różne. Przede wszystkim, wracając po latach musiałbym znów wszystko zaczynać od początku. W Polsce wiele się zmieniło i ja nie jestem z tymi zmianami na bieżąco. Na pewno początki nie były by łatwe. Nie myślę że miałbym na to siły, żeby swoje życie jeszcze raz zaczynać od początku. Najważniejszym chyba jednak powodem jest to, że Stany Zjednoczone stały się moją nową ojczyzną. Przeżyłem tu wiele trudnych chwil. Kraj ten jednak dał mi możliwości zrealizowania moich marzeń. Przygarnął mnie, jak to się mówi, kiedy byłem bez niczego, bez pieniędzy, bez zawodu, nawet bez znajomości języka, Przygarnął mnie, kiedy właściwie byłem bez przyszłości i pozwolił mi tą przyszłość tutaj zbudować, taką jaką chciałem. Nie tylko byłem przez ten kraj przygarnięty, ale też od pierwszych dni, czułem się tu jak u siebie. Nie pogardzano mną, nie dyskryminowano. Najlepiej to można podsumować parafrazą Marksa – „Każdemu według jego wysiłku, pracy i możliwości”. Dzisiaj mamy z żoną wyrobioną pozycję w naszych zawodach. Mamy dobre płace, ładny dom i dość pieniędzy, żeby trochę podróżować. Po latach trudów i ciężkiej pracy nadszedł wreszcie czas kiedy możemy cieszyć się życiem . Także nasza jedynaczka, Elaine, jest tutaj urodzona i tutaj układa sobie życie. Nie moglibyśmy zostawić jej tu samej. 
Są jednak plany, że po zakończeniu kariery zawodowej i pójściu na emeryturę, wybuduję dom w moim miasteczku Golinie i tam będę spędzał kilka miesięcy w roku.

   Nie znaczy to jednak, że jesteśmy w pełni zamerykanizowani. Byłoby to niemożliwe. Nasze polskie korzenie są zbyt głębokie. Nasza rodzina i najbliżsi koledzy są dalej w Polsce. Nasze nawyki, sposób myślenia i zachowania, oparte są na polskiej kulturze. Nasza córka potrafi znakomicie rozmawiać po polsku. Co ciekawsze, sama nauczyła się pisać i czytać w polskim języku. To prawda, że tworzy nieraz fantastyczne słowa, które brzmią trochę jak polskie ale nie istnieją w naszym słowniku.
    Tak więc życie naszej rodziny, choć zostało zbudowane w naszej nowej ojczyźnie, oparte jest na wspomnieniach i tęsknocie za Polską. Ja zawsze byłem i zostanę marzycielem. Teraz jednak już wiem, że każde z marzeń może być spełnione, kiedy nasze pragnienie szczęścia i sukcesu zwycięży strach przed nieznanym i niewiarę we własne siły. Niestety prawda jest taka, że nigdy nie można mieć wszystkiego. Osiągnęliśmy swoje marzenia, ale musieliśmy przy tym poświęcić wiele rzeczy, które były dla nas cenne. Była to cena, którą musieliśmy zapłacić za nasz sukces.