Friday, June 23, 2017

Golina

  Po powrocie do naszego miasteczka, spędziliśmy tam kilka dni. Trafiłem na dwa szczególne. Jeden to Boże Ciało. Ostatnim razem w Polsce byłem w tym okresie 40 lat temu. Nie było to już tak bardzo uroczyste jak za dawnych lat, ale przypomniały mi się chwile spędzone z moimi rodzicami. 






  W ostatni dzień przed wyjazdem załapałem się na dni Goliny. Nie spędziliśmy tam dużo czasu, bo musiałem się przygotować do powrotu. Przyjemnie bylo pospacerować po parku i zobaczyć jak bawią się mieszkańcy mojego miasteczka. Nie trzeba wspominać, że dzieci miały więcej zabawy niż my, korzystając z różnych atrakcji zorganizowanych z okazji tych dni.







      Jednego dnia weszliśmy do Golińskiej restauracji. Okazała się bardzo ładnym miejscem i z zaskakująco smacznym jedzeniem. 


    Zaraz obok niej zanjduje się dom w którym spędziłem swoje dzieciństwo. Jest odnowiony


  ale brama od tyłu pozostała z dawnych lat.


Ostatnia wieczerza z rodziną i powrót do rzeczywistości.
Lot do Stanów nie był niestety przyjemnością. Wykupiłem drogi bilet na polskie linie lotnicze a one zamieniły się z jakimiś tanimi liniami Atlantic Airways. Radzę każdemu kto lata, unikać tej przyjemności. Nigdy w życiu nie leciałem w tak kiepskich warunkach. Siedzenia były jak dla dzieci. Nie twierdzę, że jestem chudy, ale nigdy nie miałem problemu wsadzić swój tyłek na siedzeniu w samolocie a tutaj ledwie się zmieściłem. Fotele, może raczej krzesłą, nie miały wyciąganej góry pod głowę, więc przez całe 9 godzin lotu nie mogłem oprzec głowy i po zakończeniu lotu, piekielnie bolała mnie szyja. Także siedzenia nie były rozkładane jak w każdym innym samolocie i przelecieliśmy ten lot w pełnej pozycji siedzącej. Nie dało się więc spać. Makabra!
    Jedyny dobry punkt to że było lepiej niż w drodze do Polski.
Najpierw dostałem się w olbrzymi korek na lotnisko. Ja się nigdy nie spóźniam i wyjechałem dużo wcześniej. W samochodzie jednak siedziałem dwie godziny, zamiast 40 minut. Kierowca nie miał żadnego zamiaru, żeby mi pomoc. Siedzieliśmy na prawej linii autostrady, która się prawie nie ruszała a po prawej obserwowałem samochody, które nas spokojnie wyprzedzały. Wreszcie mu troche wygarnąłem, ale okazało się że za późno. Dojechaliśmy na miejsce godzinę przed odlotem. Wybiegłem szybko i zacząłem szukać LOT-u. Niestety nigdzie go nie było. Po dłuższym czasie znalazłem osobę, która mi pomogła w znalezieniu polskiego personelu i tam okazało się, że sprzedano mi zły bilet. Mój samolot odleciał półtorej godziny wcześniej. Nawet, gdyby nie było korków, nie zdąrzył bym na ten lot.
     Osoba, która mi to załatwiała, była na wyspach Karaibskich. Dodzwoniłem się do jej agencji i tam probówałem coś załatwić. Po zwariowanych rozmowach i problemach dostałem nowy bilet ale z lotniska JFK. Teraz byłem w Newark. Natychmiast biorę taksówkę i następne 1.5 godziny jazdy na inne lotnisko. Szybko oddałem walizkę i wiedziałem, że zdąrzę. Nie byłem jednak szczęśliwy. Już bardzo zmęczony zauważyłem, że połowa pasażerów to dzieci i niemowlaki. Połowa płakała i robiła dużo hałasu. Pięękna perspektywa.
   Wreszcie odlot i relaks. Niedługo było jednak cieszyć się szczęściem. Po kilku godzinach lotu i przelocie nad Kanadą, znalezliśmy się nad Atlantykiem. W pewnej chwili usłyszałem straszne krzyki kobiety: ratunku, pomocy!    Okazało się, że ktoś ma atak serca. Zaczęto szukać lekarza ale niestety nikt taki nie leciał. Po chwili zauważyłem na mapie, że samolot zawraca. Nie mogłem uwierzyć w swojego pecha. Może by się zglosic za lekarza i przydusić tego chorego?
   Wróciliśmy do pierwszego możliwego lotniska w Goose Bay. Było bardzo małe i byliśmy jedynym samolotem. Zajęło trochę czasu, żeby wynieść chorego. I tutaj nastepny problem. Nie było nikogo, żeby dolać nam paliwa. Prawdopodobnie musieli kogoś budzić. Tankowanie zajęło 4 godziny. Wysłałem tylko wiadomość do rodziny, z prośbą o powiadomienie wyporzyczalni samochodów o moim opóźnieniu. Bałem się że pójdą do domu. Miałem rację. Gdyby tego nie zrobili, nikogo bym tam nie zastał. Tym razem jednak mi się udało i czekali na tam na mnie.
Zamiast 8 godzin lotu, z przesiadkami, wyczekiwaniem, miałem 18 godzin. 
Jeden z najgorszych lotów w życiu. Z drugiej strony, lepsze to niż jakiś wypadek, trzeba więc się cieszyć.