Jesteśmy w części kraju nazwanej od zamieszkującej tu ludności - Damaraland. Według naszego przewodnika, to grupa ludzi, którzy zajmują się więcej żebraniem niż próbą znalezienia pracy. Znajdujemy ich duże grupy, śpiące na wydmach przy plaży. Kiedy nas widzą, podrywają się natychmiast i biegną do nas w celu sprzedania jakiś kamyków lub ich biżuterii.
Także przy drogach spotkać można stragany zbudowane z gałęzi. Tam przesiadują cały dzień licząc że ktoś się zatrzyma i coś od nich kupi.
Niespodziewanie zauważam w małej dolinie stado słoni. Wołam do Henka i każę cofnąć samochód. Wjeżdżamy na pobocze i obserwujemy dużą grupę, pożywiającą się pobliskimi drzewami.
Ponownie jazda i następne ciekawe miejsce. Od pewnego czasu przy drodze widzimy dziwne formacje skał. Wygląda to jakby olbrzymie maszyny, pospychały wszystkie okoliczne kamienie tworząc małe wzgórza. Niektóre z nich mają wymyślne kształty.
Szczególnie jeden, który Henk nam szybko wskazuje i podaje nazwę tego co mu to przypomina. Ciekaw jestem, czy Wy też dojdziecie do tego wniosku?
Stajemy się głodni i postanawiamy zatrzymać się na szybki lunch. Henk ma to dobrze zaplanowane, bo znalezienie miejsca na posiłek nie jest tu łatwe. Restauracja, hotel stoi wciśnięta w pobliskie góry i jest naprawdę orginalna i ładna.
Spotykamy tu kilka drobnych zwierzątek. Ciekawa jaszczurka
Jedno z nich jest po prostu szkołą dla dzieci. Rysunki przedstawiają zwierzęta a obok ślady ich kończyn. To jedna z nielicznych rzeczy, które w tamtych czasach trzeba było się nauczyć.
Kończymy dzień w następnym miejscu Navas Hotel.