Wednesday, June 10, 2020

Nieznane Polskie Historie - Polacy na wyspie Haiti

W czasie zamieszkania w Stanach Zjednoczonych, miałem szczęście odpoczynku i zwiedzenia wielu z Karaibskich Wysp. Na jednej z nich spotkałem się z ich mieszkańcami i dowiedziałem się ciekawej historii. Wtedy dla mnie nieznanej i jak się spodziewam, tak samo dla wielu Polaków.
    Jednym z mieszkających na tej wyspie był murzyn o nazwisku brzmiącym bardzo podobnie do Polskiego. Okazało się, że jest potomkiem naszych ziomków. A tutaj jest ich historia.
    Kiedy Polska traciła niepodległość, zajmowana przez Rosję, Prusy i Austrię, wielu Polaków emigrowało do zachodniej Europy. Przez następne wiele lat, zaciągają się do obcych armii, walcząc w ten sposób o wolność swojego kraju. Wierzyli że to robią, ale historia pokazała, że w większości wypadków, zostali tylko wykorzystywani przez inne narody. Tak powstały Legiony Polskie w armii Napoleona.
W 1802 roku, Francuzi wysyłają 20000 żołnierzy, żeby stłumić rewolucję na wyspie Haiti. Wśród nich jest 5200 Polskich żołnierzy. Lądują w Saint Dominque. Poinformowani, że mają stłumić bunt na wyspie. Szybko dowiadują się, że sytuacja jest inna. To była walka niewolników o ich wolność. Ci którzy sami walczyli o wolność swojego kraju, nie zgodzili się z Francuzami i wielu przeszło na stronę buntu.
                                                                     

     Pod dowództwem Jeana Dessalinesa, podjęli walkę z armią Napoleona.
Przez następne dwa lata, polscy żołnierze będą walczyć i umierać wraz z siłami haitańskimi co zakończy się ich zwycięstwem. W tym samym czasie Europa kontynentalna płonęła ze Wschodu na Zachód, gdy na kontynencie szalała wojna. Wznowienie działań wojennych między Francją i Wielką Brytanią oraz narastające długi doprowadziły Napoleona do wycofania się z wielu swoich kolonii na półkuli zachodniej.
Jego siły na Haiti, zdewastowane wojną, malarią i żółtą gorączką, wycofały się z wyspy i wróciły do ​​Europy.
    Większość z Polskich legionistów zginęła w walkach i z powodu chorób tropikalnych. Z pozostałych żołnierzy 700 powróciło do Europy. Reszta, około 400-stu, pozostało na Haiti.
Kiedy Francuzi opuścili wyspę po zwycięstwie armii niewolników Dessalines, nad wyspą zapanował niespokojny czas. Wielu białych mieszkańców, którzy pozostali na wyspie, zostało zamordowanych za wsparcie francuskich kolonizatorów. Kiedy w 1805 r. opracowano nową konstytucję haitańską, zawierała ona zakaz posiadania przez białych mężczyzn ziemi na Haiti. Jedynie dwa wyjątki to Niemcy, którzy pozostali neutralni w walce i pozwolono im pozostać w ich małej społeczności. Drugi wyjątek: Polacy.
    Przed przyjęciem konstytucji haitańskiej z 1805 r. pozostali polscy żołnierze, którzy walczyli o niepodległość kolonii, obawiali się o swoje bezpieczeństwo. Wielu z nich uciekło do odległych części wyspy i tam prowadzili spokojne życie na Haiti. Wioska Cazales, położona 45 kilometrów na północ od Port-au-Prince na wyżynach Haiti, stała się bastionem dla polskich żołnierzy. Wierzy się, że wioska wywodzi się od kombinacji słów polskich i kreolskich. Creole słowo kay, oznaczające dom, zostało połączone z Zalewskim, popularnym polskim nazwiskiem żołnierzy. Kay Zalewski, przetłumaczony z haitańskiego kreolskiego, oznacza „dom Zalewskiego”. Z biegiem czasu wieś stała się znana jako Cazales. Dziś wieś pozostaje centrum społeczności polsko-haitańskiej. Wiele osób, które tam mieszkają, wykazuje wyjątkowe cechy fizyczne. Mają jasną skórę i niebieskie oczy, cechy rzadko spotykane w haitańskich społecznościach kreolskich.
                                                                     



Mieszkańcy Cazales pozostali w dużej mierze odizolowani od reszty Haiti po odzyskaniu niepodległości przez kolonię. Jednak przez lata odrobinę polskiej kultury religijnej udało się odcisnąć na haitańskim Voodoo. Haitańskie Voodoo wywodzi się przede wszystkim z czci bóstwa i przodków, praktykowanej w zachodniej Afryce podczas szczytu handlu niewolnikami w Atlantyku. W haitańskim Voodoo, istnieją duchy,  które nie istnieją w voodoo praktykowanym w Afryce w tym okresie. Niewolnikom żyjącym na wyspach karaibskich pod kontrolą Francji zakazano praktykowania religii innych niż katolicyzm. Na Haiti miał miejsce proces zwany synkretyzacją, w którym święci katolicy utożsamiali się z voodoo loa (duchami). Niektórzy święci katolicy stali się nawet loa. W szczególności dotyczy to polskiej kultury, to Czarna Madonna z Częstochowskiej  łączy obie społeczności.
    Erzulie Dantor loa voodoo ma niezwykłe podobieństwo do Czarnej Madonny. W Polsce Czarna Madonna mieści się w klasztorze na Jasnej Górze. Legenda głosi, że obraz został stworzony przez św. Łukasza na blacie, który należał do Marii i Józefa.  W haitańskim Voodoo mówi się, że Dantor była obecna podczas rytuału voodoo w 1791 r., który wywołał bunt niewolników. Mówi się, że Dantor przejęła ciało czciciela voodoo i powiedziała Haitańczykom, by „zabili nieznajomego”. Uważa się, że wywołało to rewolucję, która doprowadziła do niepodległości i rzezi wszystkich pozostałych Francuzów na wyspie. Wizerunek Dantor przedstawia kobietę z bliznami na twarzy.

                                                                              

    Wiedza Voodoo mówi, że Erzulie Dantor kochała noże i otrzymywała swoje blizny w walce z siostrą, Erzulie Fredą. Haitańczycy postrzegają te blizny jako znak siły. Dantor jest ranna, ale kontynuuje walkę o ochronę swojego dziecka. Nie wiadomo dokładnie, jak powstały te dwa dzieła sztuki. Wielu uważa, że ​​ciemna skóra Czarnej Madonny sprawiła, że ​​łatwiej ją zaakceptować dla Haitańczyków. Inni uważają, że było to po prostu kwestią wielu kopii obrazu krążącego na wyspie po rewolucji. Uważa się, że 5 200 polskich legionistów, którzy przybyli na Haiti w 1802 roku, aby stłumić mityczny bunt, przynieśli ze sobą niezliczone obrazy Czarnej Madonny. Dziś pozostaje jednym z nielicznych przypomnień o związku Polski z Haiti oraz źródłem tożsamości dla polskich Haitańczyków zamieszkujących wspólnotę Cazales.