Wednesday, June 26, 2019

Historia Nowego Jorku - Czarne Koalicje

    Wspominałem, że znalazłem na internecie wiadomości o dawnych czasach. Lata osiemdziesiąte i dziewiedziesiąte to panowania Koalicji. Tak się nazywały grupy czarnych, którzy pod płaszczykiem pomagania grupom mniejszościowym, organizowały pewnego rodzaju mafie.
    Polegało to na wymuszaniu pracy. Przyjeżdżali na budowy autobusami. Wychodziło z nich kilkunastu lub kilkudziesięciu czarnych. Okrążali pracowników budowy i z groźnymi minami, obelgami, zatrzymywali prace. Często mieli broń. Przewodnik grupy wzywał szefa budowy i kiedy on się pojawiał, zmuszali go do zatrudnienia jednego lub kilku z ich ludzi. Płace w Nowym Jorku są ustalone i wysokie. W większości byli to ludzie nie potrafiący nic w naszym zawodzie. Musieli oni oddawać część swoich zarobków tym koalicjom i w ten sposób liderzy grup stawali sie bogaci. Dochodziło często do bójek a nawet do morderstw. Tak został zastrzelony jeden z brygadzistów znanej mi firmy.
    Wielu zauważyło tą “łatwą“ formę zarobków i grup takich powstawało coraz więcej. Nazywały się bardzo efektownie. Czarno Hiszpańskie Przetrwanie Gospodarcze, Czarna Moc, Zjednoczona Koalicja Robotników z Brooklynu, Walka Przeciwko etc. Po pewnym czasie, każda dzielnica miała jednąówną, silniejszą i wiele mniejszych. Tym dużym nie wystarczyło panowanie na własnych terenach. Wiadomo, że najwięcej budów jest na Manhatanie i tam zaczęły się walki. Póżniej przeniosły się na inne dzielnice.
    Kiedy odmawialiśmy ich przyjęcia, następowały ataki. Najpierw sprzęt. Maszyny zostały niszczone w nocy. Jeżeli to nie pomogło, ataki na ludzi.
Kiedy pracowaliśmy w najgorszej dzielnicy, na Harlemie, byłem w jednej z takich operacji. Podjechał autobus i wyskoczyło z niego przynajmniej dwudziestu murzynów. Od samego początku krzyki, groźby. Broni palnej nie było widać, ale każdy miał coś w ręku jak na przykład kije bejsbolowe. Nie wiem z jakich powodów, ale ktoś z naszych musiał się postawić, bo rozległy się strzały i wtedy zuważyłem pistolety. Wszyscy wpadli w panikę i ucieczki. Część robotników wpadła do stalowego pojemnika, w którym przechowujemy narzędzia i zamknęło się od wewnątrz. Ja pobiegłem w stonę sklepów. A mój parnter, inżynier w kierunku tego kontenera. Kiedy tam dobiegł, drzwi były już zatrzaśnięte. Krzyczał, żeby otworzyli ale Ci byli tak przetraszeni, że nikt nie zareagował. Paul tylko wykrzyczał, że ich wszystkich wyrzuci jutro z pracy i schował się z tyłu. Ja już w bezpiecznym miejscu, zacząłem sie śmiać, bo mimo tej groźej sytuacji, wyglądało to trochę zabawnie. Po chwili wszyscy wskoczyli do autobusu i odjechali.
    Najgorsze lata ich działalności to lata czarnego burmistrza Dinkinsa, który nic nie robił, żeby ich działalność ukrócić.
    Wtedy powstała nowa funkcja w firmach. Te większe, jak nasza, zatrudniły tak zanego koordynatora. A był to po prostu jeden z przywódców. Miał dbać o nasze bezpieczeństwo. W zamian za to miał dodatkową pensję. Kiedy pojawiała się jakaś nowa grupa, mówiliśmy im, że już mamy pracowników z innej. Przeważnie mniejsze grupy rezygnowały wtedy i odchodzili spokojnie. Jeśli nie, to dzwoniłem do koordynatora i on pojawiał się ze swoim autobusem i gonił tą nową grupę. Wszystko było proste, jak były to mniejsze grupy. Niestety te też się rozwijały. I tak pod koniec lat dziewiędziesiątych, zacz
ęły się poważne walki między nimi.
    Na szczęście, nowy burmistrz Guliani, postanowił z tym skończyć. Do pracy wzięła się FBI. Trwało wiele lat, żeby nazbierać wystarczająco dowodów. Ja znalazłem się w jednej z akcji, która była częścią rozprawy sądowej. Wielu z nich zostało aresztowanych i w 2001 roku, zostali skazani na dwadzieścia lat więzienia. Jednym z oskarżeń, było także morderstwo.
Tutaj są urywki z tej sprawy.
Sąd postanowił: 01 listopada 2001
Oskarżeni - Dennis McCall, Daniel Hunter, Trevor Johnson i Robert Carnes, należeli do Brooklyn Fight Back („BFB”), koalicji związanej z pracą, która wymuszała pieniądze i miejsca pracy, działających w Nowym Jorku. Po tym, jak ława przysięgłych skazała oskarżonych o spisek, sąd rejonowy (Richard Conway Casey, J.) skazał ich na kary pozbawienia wolności od siedemnastu do dwudziestu lat. Te surowe wyroki wynikały ze stwierdzenia sądu okręgowego, że zabójstwo rywala koalicyjnego przez współsprawcę oskarżonych Erica Muldera było właściwym postępowaniem w celu obliczenia wyroków każdego z oskarżonych


   BFB twierdzi, że wykorzystali taktykę ruchu robotniczego, aby uzyskać pracę dla członków grup mniejszościowych w projektach budowlanych. Dowódy przedstawione podczas rozprawy wykazały jednak, że przynajmniej w okresie objętym aktem oskarżenia - od 1990 r. Do 1998 r. - BFB wymusił na właścicielach firm budowlanych zapewnienie pracy robotnikom członkom BFB, którzy następnie zapłacili liderom BFB część swoich wynagrodzeń. Chociaż członkowie koalicji zatrudniali mniejszości, w zapisie nie ma żadnej wzmianki o tym, że działalność BFB zwiększyła obecność mniejszości w sile roboczej w firmach, które wymuszały lub że firmy, w których umieszczali pracowników, dyskryminowały. Przywódcy BFB wykorzystywali także groźby spowolnienia lub przestojów w pracy, a czasem polegali na reputacji koalicji w zakresie przemocy, aby uzyskać dla siebie koordynatorów koalicji. Jedyną funkcją koordynatorów koalicyjnych było odpieranie rywalizujących koalicji, które również chciały pracować na miejscu. W trakcie spisku członek BFB Eric Mulder zabił członka rywalizującej koalicji Ericka Riddicka.

Budowa Tully
    Johnson pracował jako koordynator koalicji Tully Construction i nazywał ich swoim „chlebem i masłem”. W 1990 r. McCall przyjechał do Brooklyńskiego projektu na Union St z dwudziestoma, trzydziestoma osobami i zaczął intonować „chcemy pracy“. Tully obawiał się o swoje bezpieczeństwo, powiedział McCallowi, którego nie zdawał sobie sprawy, że jest związany z Johnsonem, że nie może zatrudnić nikogo bez rozmowy z Johnsonem. Tully zadzwonił do Johnsona, który poprosił o rozmowę z McCallem. Po rozmowie, grupa opuściła scenę. Johnson później powiedział Tully'emu, żeby zatrudnił jednego z robotników McCalla.

   Jan Szumański, nadzorca Tully Construction przy Union Street w Queens, zatrudnił dwóch robotników pod kierunkiem Johnsona, chociaż nie potrzebował żadnego pracownika. Okazało się później, że jeden z nich należał do grupy Love, „Miłość”. Dostał nakaz zwolnienia go i przyjęcia człowieka z grupy Johnsona. 
    Tu zaczęła się zabawa. Co chwila pojawiała się jedna z tych grup i żądała zatrudnienia ich parcownika. Ja, żeby nie dostać kulki w plecy, zwalniałem pracownika innej grupy i zatrudniałem tego nowego i odwrotnie, jak pojawiała się inna grupa. 
    21 maja 1996 r. Szumański zadzwonił do Johnsona i poinformował, że to się musi skończyć. Johnson powiedział Szumańskiemu, żeby nie zatrudniać nikogo z Love grupy. Gdy Szumański wyraził strach przed przemocą, Johnson odpowiedział, że „jeśli chcą działać głupio, to mogą działać głupio“. 
3 czerwca 1996 r. Szumański powiedział Johnsonowi, że został zmuszony do ponownego zatrudnienia jednego z pracowników Miłości po tym, jak Miłość przerwała pracę na Union Street przez pół godziny. Johnson powiedział mu, żeby zwolnił pracownika Love. Dziesięć minut później Johnson ostrzegł Love: „Zrobię to, co muszę zrobić”, a Love odpowiedział w naturze. Kilka minut później Johnson rozmawiał z Danielem Hunteriem, który ma brata bliźniaka o imieniu Rodney. Obaj zgodzili się, że próba negocjacji z Miłością jest bezużyteczna, a Hunter powiedział: „Widzę tego czarnucha jutro, będę szczekał na tego czarnucha. Na niego i wszystkich innych.
    Następnego dnia miała miejsce strzelanina na miejscu. Funkcjonariusze policji przybyli zbyt późno, aby schwytać sprawców.
    Skrzyżowanie na którym pracowaliśmy, pokryte było łuskami nabojów. Na szczęście nikt z naszych nie został trafiony. Ale sprawdziliśmy swoje możliwości i uciekając, okazało się, że potrafię bardzo szybko biegać.

    Musiałem prać udział w sprawie sądowej jako świadek. Nie było to takie proste, bo obawiałem się ich zemsty. Unikałem niektórych pytań, odpowiedziami nie pamiętam, ale FBI było dobrze przygotowane do sprawy. Puścili mi taśmę nagraną podczas moich rozmów telefonicznych. Okazało się, że mieli podsłuch telefonów koalicji. W sądzie musiałem więc wysłuchać swojej kłótni z Johnsonem i rzucania na siebie błotem. Wtedy ponownie prokurator zapytał mnie czy pamiętam i już nie było wyjścia tylko powiedzieć że tak.

    Grupy dalej istnieją, chociaż nie są już takie groźne. Ale dla tych co ich nie znają, dalej na takie wyglądają. Ja jestem już traktowany prze nich jako “kumpel”, przez wszystkie te lata i wspólne przejścia. Ostatnim razem, grupa pojawiła się na mojej budowie strasząc. Nikogo nie znałem. Powiedziałem, żeby pocałowali mnie w zadek i zadzwonili do ich szefa. Ten przyjechał i powiedział ze śmiechem swoim ludziom, żeby zostawili mnie w spokoju. Dosłownie powiedział: Zostawcie go w spokoju, to jest Crazy Polack, on jest w porządku. Przywitał się, porozmawiał i wszyscy odjechali.