Thursday, November 1, 2012


Czwartek  1 Listopad 2012

 

Te dni będą zapisane w historii Nowego Jorku i będzie się długo na ten temat rozmawiało. Spróbuję szybko opisać sytuację, ponieważ jestem w pracy a w domu nie ma prądu i nie mam możliwości dostania się do internetu.
    Wiedzieliśmy o nadchodzącym huraganie i NY był przygotowany na jego uderzenie. Wiele miasteczek było ewakuowanych i wszyscy czekaliśmy na to co się stanie. Nikt jednak nie przewidział wszystkich konsekwencji „Sandy„, bo takie dostał imię. Wieczorem w poniedziałek, siedzieliśmy w domu i nerwowo obserwowałem wyginające się drzewa. Nie bałem się o to, że mogą złamać się i zniszczyć nasz dom, bo wiatr wiał w korzystnym dla nas kierunku i nawet gdyby jakieś wyrwało z ziemi to nie na nasz dom. Prawdę mówiąc, nawet by nam pasowało, żeby kilka z nich padło, bo nam blokują słońce. Na naszej ulicy nic się jednak nie stało i wszystkie domu przetrwały bez uszkodzeń. Byłem w kontakcie ze znajomymi i wiedziałem, że dom po domu zostaje odcięty od prądu elektrycznego. My wytrwaliśmy do 22 wieczorem. Widziałem przez okna jak strzelały transformatory i kiedy jeden z nich ulicę obok wystrzelił, zgasło u nas światło.
   Jak zwykle, byłem dobrze przygotowany i miałem latarki, świeczki, radio, etc. Dziewczyny poszły spać a ja wysłuchiwałem wiadomości do 24-tej. Nic się nie zmieniało, więc poszedłem spać.

     Rano o 4:30, wstałem i ruszyłem do pracy. Wiadomości w radiu nie były pocieszające. Musiałem jednak jechać, bo podawali, że Belt Pkwy (który buduję) jest zamknięty dla ruchu i nieprzejezdny. Pierwszy problem to dostać się do autostrady. Wiele ulic było zamkniętych. Pozrywane kable, przewrócone drzewa. Objechałem wszystko i okazało się, że autostrada prowadząca do Mostu Washingtona też jest zamknięta. Musiałem jechać ulicami. W tym czasie wiedziałem już, że wszystkie mosty są zamknięte ale wiedziałem, że próbować. Kiedy tam dobiłem, wszystkie wjazdy były zablokowane. Szukałem jednak dalej i dostałem się na ostatni, zaraz przy moście. Też był zablokowany samochodem ale nikt w nim nie siedział. Powiedziałem sobie, pieprzyć to i objechałem blokadę. Za kilka sekund zobaczyłem goniący mnie samochód policyjny. Prawie mnie zaaresztowali, ale tłumaczyłem im dlaczego to robię i mnie puścili. Niestety musiałem wracać.
   Teraz zdałem sobie sprawę, że mam mało paliwa w samochodzie i nie wiem czy tak będę mógł długo manewrować. Stacje paliwa były pozamykane z powodu braku energii. Dopiero po godzinie, w jakimś miasteczku udało mi się znaleźć jedną stację, która miała światło i paliwo. Wracam więc do mostu i znów próbuję. Tym razem znalazłem policjanta z troszkę rozumu i po tłumaczeniach, pozwolił mi przejechać. Byłem na Bronksie.
    Dostałem się do następnego mostu, Whitestone Bridge. Tu już się nie dało przejechać. Jeden z policjantów nie chciał niczego słuchać. Przepuszczał swoich, pracowników miasta a mi mówił, że nie miał żadnych rozkazów, żeby przepuszczać budowlańców. Wracał mnie w drugim kierunku a ja objeżdżając autostradę wracałem w to samo miejsce i znów próbowałem. Dzwoniłem też do różnych ludzi, prosząc o pomoc. Wreszcie po 2 godzinach kręcenia się w kółko, policjant ten dostał telefon z kwatery głównej policji. Podali mu moje nazwisko i kazali przepuścić. Byłem tak zdenerwowany, że nie wytrzymałem i zbluzgałem go i ten zaczął mi wygrażać, że mnie nie przepuści. Wtedy powiedziałem mu, że nie ma problemu i niech oczekuje następnego telefonu, że stracił pracę. W końcu mnie przepuścił. Po pół godzinie byłem na budowie.
    Chciało mi się płakać. Moja budowa była zniszczona. Oczywiście główne mosty wytrzymały, ale wszystkie drobniejsze sekcje zostały całkowicie lub częściowo uszkodzone. Nie będę dużo o tym pisał a załączę kilka zdjęć.
 Tak wyglądała moja autostrada, kiedy tam dobiłem. Ocean podniesiony był 5 metrów ponad normalny poziom, plus fale. Woda przeszła ponad drzewami, siatkami, barykadami. Kiedy wody wracały, wszystkie te morskie chwasty i zanieczyszczenia, przyniesione z innych miejsc, zatrzymywane przez moje barykady i zostały na autostradzie i budwie . 
Łódź, która przepłynęła ponad drzewami po prawej i wylądowała na mojej budowie.
Dwa tymczasowe mosty, z których budowaliśmy ten główny. Pokryte były drewnianymi belkami, przymocowanymi do stali. Stały na nich betonowe barykady, stalowe zbrojenia, metalowe płyty. Wszystko zostało zmyte. Nie mamy pojęcia gdzie. Jedynie wiele z drewnianych bel zostało odnalezionych w pobliskiej przystani dla jachtów. Wiele łodzi zostało przez nie uszkodzonych.
Wszystkie te bariery, przymocowane były do drogi metalowymi prętami. Zdjęcie jest zrobione już po naprawie ale były one poprzewracane, przesunięte i blokowały całą autostradę. Ten odcinek drogi jest mniej więcej oddalony 1000 metrów od brzegu oceanu.     

     Wczoraj jechałem przez siedem pobliskich miasteczek. Nie ma jednego człowieka, który by tam pracował przy naprawach. Wszyscy są w ważniejszych miejscach. Metro jest zalane. Trzy główne tunele na Manhattan są zalane. Dół Manhattanu jest zalany. Nie mają też prądu. Rafinerie i główne fabryki przestały działać. Stacje benzynowe zostają zamykane. Brakuje paliwa. W sklepach brakuje żywności. Nie ma dostaw. Większość jest zamknięta z powodu braku prądu. Na Manhattan nie możne wjechać, jeśli nie ma w samochodzie minimum trzy osoby. Wszędzie leżą drzewa i nikt nie sprząta, bo pracują w ważniejszych punktach. Zdarzają się coraz częściej rabunki. Telefony działają, ale nie wszędzie i bardzo złe połączenia. Prawie jak wojna. Nie wiem co będzie jutro. Nawet nie będę mógł dojechać do pracy, bo nie ma benzyny.
     W sobotę miałem mieć Halloween Party. Oczywiście odwołane do następnej soboty i to też niepewne. Przygotowywałem je przez trzy tygodni i choć to nie jest najważniejsze to przykro.
Napiszę więcej później, bo muszę wracać do pracy.