Od niedawna zaczął się u nas okres przygotowania do wyborów prezydenta, które odbędą się w Listopadzie 2016 roku. Oznacza to burzę w politycznym życiu tego kraju. Ważne jest, że wreszcie odejdzie Obama. Pytanie, kto znajdzie się na jego miejscu.
W przeciwieństwie do Polski, mamy dwie główne partie i tylko między nimi toczy się bitwa. Jest jednak niebezpieczeństwo, że zjawi się niezależny kandydat. Dlaczego jest to groźne? W Stanach jest teraz pewna równowaga, czyli 50% za Partią Republikańską i druga połowa za demokratyczną. Niezależny kandydat przeważnie odłącza się od swojej partii, kiedy przegra wewnętrzne wybory. Grozi więc to zabraniem wielu głosów swoim kolegom i pozwala zdobyć przewagę przeciwnikom.
Wygląda na to, że w Partii Demokratycznej sprawa jest dość jasna, choć nigdy nie wiadomo. Główną kandydatką jest Hilary Clinton i ona prawdopodobnie będzie walczyła o tron.
Jej problemem będzie tłumaczenie się z wielu skandali, które ją otaczają. Jest też grupa ludzi, która zmęczona jest wybieraniem tych samych nazwisk. Chociaż wśród demokratów, ma ona wyrobioną, silną pozycję. Jednak w ostatnich sondażach, więcej niż połowa pytanych, określała ją jako człowieka któremu nie można wierzyć.
Z mojej strony, czyli Partii republikańskiej, sprawy są bardziej skomplikowane. Po pierwsze mamy już dwudziestu dwóch kandydatów a może być więcej. Większość jest nie licząca się ale połowa z nich ma jakieś szanse.
Jeb Bush – następny z rodziny poprzednich prezydentów. I tu jest jego słabość. Ja sam jestem nimi zmęczony. Nie chce mi się wierzyć, że tak potężny kraj zależny jest tylko od rodzin Bush i Clinton. Nieważne jakie ma poglądy. W większości mi odpowiada, chociaż jego zdanie na temat przyjmowania nielegalnych imigrantów jest dla mnie nie do przyjęcia. Liczy na głosy Polaków, bo wypowiedział się, że zniesie wizę. Ile już było takich co to mówili. Po drugie, nigdy nie patrzę na to co dotyczy tylko mnie, ale raczej na to co może wzmocnić nasz kraj. Nie będę na niego głosował, chyba, że wygra i pójdzie w szranki z Hillary.
Ted Cruz – młody senator z Teksasu. Jest jednym z tych na którym cały czas używa sobie prasa. Tutaj muszę napisać o polityce demokratycznej (czyli prawie całej) prasy. Jeżeli znajdzie się ktoś, kto może stać się groźny dla ich partii, robią z niego głupka. Ośmieszają o byle co, powtarzają to tak długo, aż ludzie w to uwierzą. Stara teoria Goebbelsa i Nazistowskich Niemiec. On jest jednym z takich i rozmawiając nieraz z ludźmi, już słyszę podobną opinię, że Cruz troszeczkę pokręcony. Pytając ich gdzie to widzą, nie mają żadnej odpowiedzi na ten temat ale są pewni, że to „głupek”. Prasa wybiera sobie kandydata republikańskiego i w czasie wewnętrznych wyborów, jemu trochę popuszczają a nawet nieraz chwalą. Udaje się im często i to on właśnie staje w ostatecznej walce o stołek prezydencki.
Cruz nie jest jednak taki głupi. Skończył najlepsze szkoły w Stanach. Jako prawnik, ogłoszony został jednym z 25-ciu najlepszych, w ostatnich latach, Stanu Texas. Ma też bardzo konkretne plany na rozwiązanie problemów naszego kraju.
Donald Trump - którego wszyscy znają. Multimilioner. Wypowiedział się, że przynajmniej nikt nie musi się martwic, że zrobi coś, żeby zarobić kilka dolarów, bo ma ich wystarczająco.
To jest główny kandydat na króla błaznów w naszej prasie. Muszę się zgodzić, że te jego włosy to trochę przesada i za wygląd bym na niego nie głosował. Jedyny kandydat, który nie boi powiedzieć się czegoś, bo może to kogoś urazić. I nawet tylko za to, oddał bym za niego głos, bo zmęczony jestem ukrywaniem się wszystkich za pięknymi słowami a robieniem wszystkiego na odwrót. Jego program jest całkowicie zgodny z moim. Może właśnie trzeba człowieka biznesu, żeby wyprowadził nas na dobrą drogę. Nie myślę jednak, że ma on szanse i to właśnie z powodu „błazna”.
Rand Paul – Senator z Kentucky. Lekarz, okulista. Też z rodziny polityków. Konserwatywny. Najważniejsza rzecz proponowana przez niego i z którą się zgadzam, to wprowadzenie „flat tax” czyli równych podatków. Wszyscy płacą tyle samo (oczywiście jakiś procent). I jak zarabiasz 100 dolarów to płacisz (np. 12 procent) 12 dolarów a jak 10000 to 1200 dolarów. W przeciwności do teraz, kiedy 50 procent Amerykanów nie płaci żadnych podatków. Bogaci płacą mało, bo maja różne metody odciągania wydatków a średnia klasa płaci większość. Jedynie nie podoba mi się u niego podejście do wykorzystywania wojska. Brzmi jakby chciał wycofać wszystkich i zostawić świat samym sobie. Wiadomo do czego by to doprowadziło. Olbrzymiej agresji Rosji, Chin i innych krajów.
Marco Rubio – urodzony na Florydzie z rodzicami z Kuby. Podobne poglądy do Rand Paul. Młody i energiczny. Wiele dokładniejszych rzeczy dowiemy się od nich, kiedy zaczną się debaty i będą musieli dokładnie określić swoje poglądy. Teraz niektóre z nich są chowane w szafach.
George Pataki – dawny Gubernator Nowego Jorku. Nieraz się z nim spotykałem i mam wiele wspólnych zdjęć. Z tego powodu fajnie jak by został prezydentem, może bym mógł go odwiedzić w białym Domu. Ha ha. Nie myślę że ma szanse.
Mike Huckabee – próbował już poprzednio i nawet miał dobrą pozycję. Ale później szybko odpadł i z tego powodu też nie daje mu dużo szansy. Ale jest jednym z tych możliwych do wygrania.
Rick Perry – dawny gubernator Teksasu. Ma dla mnie kilka słabych punktów a szczególnie liberalne podejście do problemu z nielegalną imigracją. Nie myślę że ma szanse.
Rick Santorum – były senator z Pensylwanii. Też już próbował. Inteligentny, miły, wiele dobrych punktów w jego programie. Oglądając go poprzednio uważam, że nie ma przebicia i charakteru, żeby pokonać innych.
Kto na nich będzie głosował? MY! Ja dzielę wszystkich na trzy grupy.
Pierwsza to pasożyty. Ludzie przyzwyczajeni do dostawania. Zawsze będą głosować na tych co więcej dają i obiecują. Niestety to tak jak ze zwierzętami. Jak zaczniesz karmić psa jedzeniem ze stołu, to już nigdy nie będzie chciał jeść suchego jedzenia. Niebezpieczeństwo jest takie, że ta grupa jest coraz liczniejsza. Duża część jest niewykształcona, nie czytająca a jeżeli to śmiecie w codziennych gazetach. Trudno od nich wymagać zrozumienia polityki.
Druga to bardzo bogaci. Na tych nie ma co liczyć. Każdy z nich ma jakiś cel. Głosują nie na to co lepsze, tylko to na tego co może im pomóc. Własnie od nich idą nawjększe wpłaty na konta wyborcze kandydatów, próbując zrobić sobie drogę dla prywatnych, przyszłych planów. I dotyczy się to zwolenników obydwu partii.
Trzecia to ta środkowa grupa, ludzi pracujących. Od nich właśnie zależy przyszłość naszego kraju. Szkoda że świadomość polityczna jest bardzo niska. Nieraz probuję rozmawiać z ludzmi o przeróżnych przkonaniach i pytam się dlaczego głosują na wybrana partie. Bardzo mała grupa wie dlaczego. Większość powtarza przeczytane frazesy z gazet, lub opinie wygłoszone przez innych. Z tego wynika, że skazani jesteśmy na loterię a nie na logiczne myślenie i prawidłowy wybór.
Oczywiście to tylko jeden z podziałów. Można patrzeć pod względem narodowościowym, rasowym, demograficznym, etc. Jedna z tych grup bardzo mnie zastanawia. Mogę zrozumieć, że na przyklad Meksykanie głosują na demokratów. Wiadomo, że to od tej partii dostają największą pomoc. Ale czemu Żydzi głosują na nich? Nie potrafię pojąć. To Republikanska partia stoi twardo za Izraelem. Większość z nich jest bogatsza, więc to od republikanskiej partii dostają obniżenie podatków i pomoc w rozwijaniu biznesów. Większość jednak staje po stronie Partii Demokratycznej. Ale czy ktokolwiek, kiedykolwiek zrozumiał ten naród?
Ja na pewno nie głosuję na demokratów. Nie zgadzam się jednak z republikanami. Szczególnie z powodu zakłamaniu i nie wykonywaniu tego co przyrzekali w czasie wyborów. Dlatego chciałbym zobaczyć kogoś, kto nie obawia sie opinii publicznej, tylko robi to co najlepsze nie dla jednostki tylko dla siły kraju. I nawet gdyby to znaczyło, że w prywatnym życiu obniży to troche mój standart życia, wierzę że tylko taka polityka może wyprowadzić ten kraj na szczyt i wtedy wszyscy na tym skorzystają.
Niestety, w tym świecie jest to prawie niemożliwe, więc musimy cieszyć się w najlepszym wypadku tym lepszym z gorszych.