Saturday, August 9, 2014

Zwierzyniec

     Ostatni weekend, przed naszym wyjazdem, w który musimy wszystko załatwić. Będzie jeszcze jeden, ale to dwa dni przed wylotem i  nie chcę zostawiać niczego na ostatnią chwilę. Dzisiaj więc poszedłem do fryzjera, ostatnie zakupy. Chyba  wszystko już mamy. Czekamy tylko na wizy. Z tego co słyszałem, załatwione są już do Tanzanii i została jeszcze Kenia. 
     Wczoraj dograliśmy problem z powrotem. Po 9 godzinach lotu z Kenii do Amsterdamu, mamy 8-śmio godzinną przerwę przed wylotem do Nowego Jorku. Załatwiłem więc hotel pod lotniskiem. Po wylądowaniu wpadniemy tam na godzinę. Weźmiemy prysznic, odświeżymy się. Oddamy pokój i pojedziemy do centrum Amsterdamu. Nie będziemy przejmować się dużo tym co zwiedzić, lecz raczej pochodzimy po centrum, posiedzimy w jakiś kawiarniach, zjemy coś i spokojnie wrócimy na lotnisko i tak zakończymy naszą wycieczkę.

    Po południu wyszliśmy do naszego ogrodu. Tym razem nie miałem żadnych projektów do skończenia, więc pełny relaks na słońcu, przy nie zmieniającej się idealnej pogodzie.
Wyszedłem z ogrodu na zewnętrzny trawnik, żeby trochę podlać trawę i  krzaki. Stojąc na środku jednego z nich, usłyszalem jakieś dziwne dzwięki. Tak jakby pisk małego zwierzaka. Spojrzałem pod nogi ale nic nie znalazłem. Pomyślałem, że może wąż ogrodowy wydał taki dzwięk ale po sprawdzeniu wykluczyłem tą wersję. Jeszcze raz przyjrzałem się trawie i zauważyłem malutki plac, bez trawy. Tylko ziemia, ale tak jakby ktoś ją wysypał. Obok niej malutka plama uschniętej trawy, która się poruszała. Odsunąłem wolno trawę i znalazłem malutki dołek, wypełniony noworodkami jakiegoś zwierzątka. Musiałem na nich stanąć i zaczęły piszczeć. Na szczęście nic im sie nie stało, bo były we wgłębieniu. Wygląda na to, że to malutkie zajączki. Mamy ich tu bardzo dużo. Są one dużo mniejsze niż te które znałem w polsce. Przykryłem je szybko trawą i teraz obserwuję, kiedy matka wróci, żeby je nakarmić. Myślę, że później wieczorem, lub w nocy.



    W ogrodzie jak zwykle cały zwierzyniec i kiedy się opalaliśmy, cały czas coś się pojawiało, bo w karmiku mieliśmy ziarna słonecznika. 
 



 
Jak zwykle coś na rozweselenie. Moim ulubionym tematem jest małżeństwo, więc dzisiaj też o tym.
 
 
Facet dał ogoszenie do gazety „Szukam żony„. Jeszcze tego samego dnia otrzymał mnóstwo odpowiedzi. Zdecydowana większoć zaczynała się słowami: Weź pan moją!

Żona do męża:
Wychodzę do znajomej na pięć minut. Jak byś mógł, to przemieszaj bigos co pół godziny.

Dlaczego ty na swoją żonę mówisz flanelka?
Bo to jest zdrobniale od słowa szmata.

Dzwoni telefon.
- Dzień dobry, czy mogę z Jolą?
- Niestety małżonki nie ma w domu.
- To wiem, jest u mnie. Ja pytam, czy mogę.

Wchodzi staruszek do konfesjonału i nawija:
- Mam 92 lata. Mam wspaniałą żonę. która ma 70 lat. Mam dzieci, wnuki i prawnuki. Wczoraj podwoziłem samochodem trzy nastolatki. Zatrzymaliśmy się w motelu i uprawiałem seks ze wszystkimi trzema...
- Czy żałujesz synu tego grzechu?
- Jakiego grzechu?
- Co z Ciebie za katolik?
- Jestem Żydem...
- To czemu mi to wszystko opowiadasz?
- Wszystkim opowiadam!

W barze toczy się rozmowa o brzydkich połowicach. Pewien mężczyzna podnosi głowę znad kufla i mówi:
- Moja żona jest taka brzydka, że jak ostatnio postawiłem ją w sadzie zamiast stracha na wróble, to ptaki oddały mi zeszłoroczne czereśnie...
- A moja ma wymiary 90/60/80 mówi inny.
- Super - klaszczą panowie - to prawie idealna!
- Taak... - wzdycha facet - A druga noga jest taka sama....

- Co Ty sobie myślisz, ja też chcę mieć jakieś kieszonkowe!
  W związku z tym od dzisiaj za seks w pościeli płacisz mi 100 zł a na dywanie 30 zł.
Na to mąż:
- A żeby Cię babo szlak jasny strzelił...- po czym wyszedł
z domu.
W celibacie wytrzymał tydzień, po tym czasie przychodzi
w milczeniu do żony kładzie stówkę na stół i patrzy na nią.
Żona bez słowa zaczyna się rozbierać i kieruje się w stronę
pościeli.
Mąż widząc to odpowiada szybko:
- Nie, nie, nie kochana, nie myśl sobie.... trzy razy na dywanie
i dycha z powrotem !

       Spotykają się trzy rozwódki: Amerykanka, Rosjanka (jeszcze z ZSRR) i Polka i wspominają swoje rozwody.
Amerykanka mówi:"
       - Mój Johnny - jak mnie zdradził - niczego się nie spodziewał. Udawałam, że o niczym nie wiem, ale wynajęłam prywatnego detektywa. Detektyw zrobił mu mnóstwo zdjęć, ja te zdjęcia wzięłam na uroczystość jego urodzin i wręczyłam mu je jako prezent przed wszystkimi członkami klubu golfowego. Musiał w dowód przeprosin przepisać na mnie udziały w fabryce konserw, akcje z pól naftowych i naszą posiadłość
w Nebrasce.
       Jak mnie drugi raz zdradził, to znów wynajęłam prywatnego detektywa, ten narobił zdjęć, ja te zdjęcia wzięłam i zaniosłam na zebranie zarządu jego spółki. To go wykopali z zarządu. Na przeprosiny musiał przepisać na mnie naszą posiadłość, kolekcje klejnotów rodzinnych, stadninę koni i resztę akcji.
       A jak mnie trzeci raz zdradził, to się rozwiodłam, bo to przecież wstyd z takim gołodupcem żyć.

Na to mówi Rosjanka:
- Witia - jak mnie pierwszy raz zdradził, to wzięłam starą Soczkinę, ta go spiła, przesłuchała, o wszystkim mi powiedziała. No to poszłam do jego brygadzisty
i poskarżyłam mu się. Wytknęli go palcami na zebraniu aktywu robotniczego, zmusili do samokrytyki i publicznego przyrzeczenia poprawy. Jak mnie drugi raz zdradził, to napisałam skargę na okręgowy zjazd partii - to go wyrzucili z partii. A jak mnie kolejny raz zdradził, to się musiałam rozwieść, bo to wstyd z bezpartyjnym żyć.

Na to Polka:
- Jak mnie mój Franek pierwszy raz zdradził, to ja go dwa razy.
Jak mnie drugi raz zdradził, to ja go cztery razy. Ale jak mnie trzeci raz zdradził, to musiałam się rozwieść, bo przez tego palanta przecież kurwą bym została.....