Podczas
pracy, rozmawiałem ze swoimi ludźmi i podczas tej dyskusji, zdałem sobie
sprawę, że pomyliłem daty mojej zabawy świątecznej z firmy. Nie jest ona za dwa
tygodnie, tylko w tą sobotę. Zdałem sobie sprawę, że mam ciche dni z żoną.
Kwestia tylko jak ciche!
Wiadomo, że kobieta potrzebuje kilka tygodni
na przygotowania. Fryzjer, suknia, etc.
Dodatkowym problemem jest jej praca. Dostali w ostatniej chwili nowa pracę
do przebicia i musi być skończona na 30 grudnia. Pracuje więc całe wieczory i
nawet kiedy raz się odezwała do mnie, to jedyne słowa które wyszły z jej ust
to: Sam będziesz gotował jedzenie na święta!
Tak więc, natychmiast dzwonię do niej i delikatnym, dziecięcym głosem
mówię: Kochanie, pomyliłem daty i moja zabawa jest nie za dwa tygodnie tylko w
ta sobotę. Chwila ciszy i: To Ty teraz musisz mi to mówić!!!!! Więc znów grzecznie: No tak, bo jak bym Ci
powiedział później to mógłbym skończyć w grobie. Nie zaskoczyła mnie odpowiedzią:
To lepiej go sobie wykop, bo zaraz tam będziesz i słuchawka została odwieszona.
Namyślam
się teraz czy warto wracać do domu, czy lepiej wykopać ten dołek na wszelki
wypadek.
Wczoraj byłem na przyjęciu związków zawodowych lokal 10-10, robotników.
Tu każdy związek ma swój numer. Nic ciekawego, ale poszedłem, żeby spotkać się
z ludźmi z którymi pracowałem przez różne lata a już nie są ze mną. Piszę o tym
z innego powodu. Już siedząc przy stole, popijając czerwone wino, rozglądałem
się po sali i zdałem sobie sprawę z olbrzymiej zmiany. Dawniej, pracownicy byli
w większości z Europy. Włosi, Portugalczycy, Hiszpanie, Polacy. W tej chwili to prawie 50% Ameryka Południowa
a w większości Meksykanie. Przeraziło mnie to trochę, bo jest to początek
nowego kraju. Kraju w którym będzie żyła moja córka. Ja prawdopodobnie będę w
grobie i to nie wykopanym przez siebie.
W
tej chwili nasz prezydent daje legalny pobyt tym którzy nielegalnie dostali się
do naszego kraju. Jest to liczba olbrzymia, bo około 6 milionów ludzi i
większość właśnie Meksykanie i Ameryka Południowa. Oblicza się, że co roku
dochodzi następny 1 milion. Do tego większość z nich, tych którzy maja rodziny,
ma czwórkę lub więcej dzieci, a średnia wśród białej populacji jest jedno
dziecko. Wielu z nich to ciężko pracujący ludzie i mam ich też wielu między
moimi ludźmi. Nie mam z nimi problemów i
naprawdę bardzo się starają. Nie jest to jednak główny problem.
Olbrzymia część z nich żyje na zapomodze,
czyli na naszym utrzymaniu. Duża grupa nie próbuje i nie ma zamiaru stać się Amerykanami.
Nie uczą się języka angielskiego. Przyjeżdżają tutaj nie dlatego że wierzą w
ten kraj, że chcą być jego częścią. Są tutaj tylko z jednego powodu. Pieniędzy.
Mało tego, większość z nich wysyła te zarobione dolary do swoich krajów, co
dodatkowo szkodzi naszej gospodarce, bo nie wydawane są one tutaj.
Predzej usłyszysz od nich Viva Meksyko, niż God
Bless America. To nie ta sama grupa
ludzi, która budowała ten kraj. Każdy utrzymywał swoje narodowe obyczaje, pielęgnował
język swoich ojców. Tworzyły się dzielnice Włoskie, Polskie. Większość ich łączyła
ich jednak miłość do nowego, Swojego kraju. Teraz to prawie nie istnieje
i jeśli dalej tak pójdzie, to nie wiadomo, czy kiedyś głównym językiem w tym
kraju nie będzie hiszpański. Dobrze że nie będę tego musiał oglądać.