Zacznę od historii z moim prywatnym Arsene Lupin (nie wiem czy ktoś to
jeszcze pamięta. Francuski gentelman włamywacz). Ten murzyn nie daje za wygraną.
Wczoraj w nocy znów się włamał. Tym razem trochę mniej szczęśliwie. W czwartek
i piątek miałem ludzi, którzy pracowali przy założeniu nowych okien,
wzmocnieniu krat w naszych biurach. Nie zdążyli skończyć wszystkiego i zostały im
trzy okna. Murzyn zaczął od okna które było wzmocnione, ale po uszkodzeniu
części kraty, nie mógł się przebić. Znalazł więc to nieskończone i przez nie przedostał
się do biura. Alarm zadziałał i firma obsługująca ten system zadzwoniła do głównego
inspektora informując go o włamaniu. Kiedy ten otworzył biuro, murzyn tam
jeszcze był. Na szczęście nie zaatakował inspektora, tylko zaczął uciekać.
Oczywiście jedyną drogą ucieczki było to wyłamane okno. I tu pomogła nam pułapka
którą założyłem. Wokół biura a szczególnie od strony płotu przez który się
zawsze przedostawał, założyłem zwoje drutów. I to nie tylko kolczastego ale jak
my nazywamy żyletkowego. Na drutach są metalowe części, które są bardzo ostre i
jest ich bardzo dużo. W pośpiechu, przedostając się przez te druty, musiał się
bardzo pociąć. Znaleźliśmy dużo krwi a nawet jedną z tenisówkę, zawieszoną na
drucie. Pól godziny później, policja dostała telefon ze szpitala. Zgłosił się
tam ktoś, kto powiedział że został postrzelony, ale lekarz stwierdził, że to
nie ma nic wspólnego z kulą pistoletu. Wygląda na to, że to nasz Arsene. W tej
chwili jest pod ochroną policji i sprawdzają DNA, z krwią znalezioną na miejscu
wypadku. Może wreszcie ten koszmar z włamaniami się skończy. A przy okazji
cieszy mnie, że zadałem mu trochę bólu. To jest ta gorsza strona człowieczeństwa,
która mi w tym wypadku nie przeszkadza.
To nie jedyna zła wiadomość w ten
poniedziałkowy poranek. Trudno mi było dojechać dziś do pracy, bo autostrada w
miejscu mojej budowy była całkowicie zamknięta. Wszyscy musieli zjeżdżać na ulicę.
Okazało się, że był wypadek siedmiu samochodów. Dwoje ludzi zginęło, reszta w
szpitalu. Musieli rozcinać samochody, żeby wydobyć ciała.
Pierwsza moja myśl, to że powodem było coś z mojej budowy. Zaraz po
otworzeniu autostrady udałem się w to miejsce ale na szczęście wszystko z mojej
strony było w porządku. Powodem musiał być jakiś błąd kierowcy.
Mam dwie maszyny pracujące na górze.
Operator jednej się spóźnił dwie godziny. W momencie kiedy zaczął pracować,
druga maszyna stanęła z powodu uszkodzenia jej części. Dopiero po czterech
godzinach zaczęliśmy pracować w normalnym tempie.
Także wiadomości z mojej nocnej zmiany
nie były radosne. Pracujemy na torach kolejowych. Tam możemy dojechać
specjalnym pojazdem, który jest ciężarówką, ale ma także dodatkowe koła i wjeżdżając
na tory może je zmienić i poruszać się po nich. Możemy pracować tylko w
określonych godzinach i nigdy nie wiadomo ile ich będziemy mieli. W czwartek w
nocy pracowaliśmy tylko 2,5 godziny. Zaznaczam, że ja musze wszystkim płacić 8
godzin. W piątek nie dali nam nawet minuty. Po spędzeniu czterech godzin w
oczekiwaniu, odesłani zostali do domu. Nie
mam pojęcia jak będę mógł skończyć tą pracę w terminie, kiedy zamiast 8 godzin,
średnio pracujemy dwie.
Jedyna dobra wiadomość, to że w niedzielę
nie padało i skończyłem świąteczne dekoracje na zewnątrz domu. Na szczęście bo
od jutra ma padać codziennie przez cały tydzień.
I jak tu nie wpaść w chroniczną depresję?
Kiedyś to jeszcze chciało mi się wyskoczyć do baru na drinka a teraz i tego mi
się nie chce.