Tuesday, September 12, 2017

Namibia - pierwszy dzień

  
 
Dolecieliśmy do stolicy Namibii bez problemów. Jeżeli pominiemy męczarnie siedzenia w samolotowym foteliku przez 18 godzin. Czy ktoś może mi wytłumaczyć, dlaczego samolotowe siedzenia są tak niewygodne? Potrafimy latać na księżyc a nie ma nikogo, kto zaprojektuje wygodny fotel? Nieraz podróżowałem autobusem i nie miałem z tym żadnego problemu. Dzięki lotom, w naszym ciele rozpoznać można kości, których na codzień nie czujemy. Najpierw kość ogonowa, później miednica, kość krzyżowa i tak dalej. Chwila opuszczenia samolotu przynosi więc wielką ulgę.

      Lotnisko bardzo małe. Trzeba po zejściu z samolotu przespacerować się po lotnisku. Odprawa trwa godzinę i po wyjściu spotykamy naszego przewodnika Henka. Mieszka w tym kraju od pra, pradziadka, który przybył tu z Europy. Przez następne dni okazuje się że jest on bardzo inteligentny. Zaczął nawet studiować prawo ale zrezygnował bo lubi podróżować i ta praca mu odpowiada. Ma poczucie humoru i można z nim porozmawiać na każdy możliwy temat.

     Rozpoczynamy naszą podróż. Po wyjeździe z lotniska szukamy miasta, ale nie ma tu żadnych budynków. Okazuje się, że lotnisko jest oddalone od stolicy, siedemdziesiąt kilometrów. Okoliczne tereny są tak górzyste, że nie mogli znaleźć nic w pobliżu.
   Dzisiejszy dzień jest bardzo krótki, bo wyjechaliśmy po południu. Od początku przyzwyczajamy się do wyjątkowych krajobrazów Namibii. Jest to kraj opuszczony przez Boga. Włączył kiedyś ogrzewanie, zakręcił kurki od wody i przestał się nim interesować. Dziewięć miesięcy bez kropli deszczu. Pada tylko od stycznia do marca i nie znaczy, że każdego dnia. Dużo terenów bez najmniejszego znaku życia 


a jeżeli coś tu rośnie to jest wysuszone i wyblakłe.


       Nieraz widać trochę zieleni ale rzadko i przykryte jest to białym kurzem. Woda jest tylko w miejscach, gdzie wwiercono się głęboko w ziemię. Nikogo nie stać na podlewanie ogrodków, więc takie nie istnieją. Jeżeli są miasteczka, a jest ich bardzo mało, to domki stoją poodzielane płotami ale wokół piach. Na pewno nie jest to miejsce, gdzie cywilizowany człowiek chciałby mieszkać. Wszędzie olbrzymie farmy. Mogą one jednak utrzymać pasące się krowy, które potrafią wyżyć konsumując tą suchą trawę. Wszystko inne sprowadzane jest z innych krajów. Trzeba być dobrze przygotowanym na podróż, bo jedziemy sto kilometrów i nie ma żadnego miasteczka. Zdarza się spotkać stacje benzynową z małym sklepikiem ale trzeba wiedzieć gdzie.



    Można także odnaleźć wraki starych opuszczonych samochodów.





    Drogi tylko z piachu i kamieni. Nasz samochód ma podwójny zbiornik paliwa i mamy dwa zapasowe koła. Najdrobniejszy problem z pojazdem to poważne wyzwaniem. Może nie być połączenia telefonicznego. Znikomy ruch samochodowy. W dzień 35 do 40 stopni a w nocy 13-cie. A to jest dopiero koniec wiosny.
   W takich warunkach zaczniemy szukać miejsc, które zaprzeczają logice. Wszystko mówi nam, żeby zawrócić do domu. A my dzień po dniu znajdujemy piękno w tym wypalonym słońcem kraju.
    Po drodze, dowiadujemy się o jednym z  tajemniczych miejsc na świecie. Wszędzie widzimy różnej wielkości kółka. Wewnątrz tylko piasek. Trawa rośnie w idealnym obrzeżu koła. Cały czas trwają dyskusje co jest tego powodem i dalej nie ma jednej konkretnej odpowiedzi.




    Już prawie wieczorem dojeżdżamy do naszego pierwszego przystanku Kulala Desert Lodge. Znajduje się w takiej okolicy.






Nasz domek




    Kiedy po ogarnięciu się w pokoju siadamy przy stole na obiad, zaskoczeni jesteśmy bardzo dobrą jakością posiłków. Mieszkania także bardzo wygodne i czyste. Pytam się czy mamy obawiać się komarów. Odpowiedź bardzo szczera: nie musimy się o nie martwić. Tutaj są tylko skorpiony i żmije! I to jest zapowiedź nieprzespanej nocy!
     Jeszcze przed położeniem się do łóżka, oglądamy zachód słońca.