Monday, September 9, 2013

Wtorek 27 Sierpień


                    Wtorek 27 Sierpień.        

      Pobudka o 9 rano. Bardzo szybkie śniadanie i ciąg dalszy naszych wycieczek. Zatrzymujemy się w miejscu, gdzie pod koniec życia zamieszkiwała Maria, Matka Jezusa. Nie będę wchodził w całą historię wiarygodności tego miejsca. Jak dużo miejsc tego typu w naszej historii jest w większości w domysłach a tylko w części udowodnione. Są trzy lokaty w Europie, które sugerują swoje prawa do tego szczególnego miejsca, dwa z nich (jedno w Portugalii i jedno we Francji) oparte są na historiach powiązanych z cudownym objawieniem Marii. Tylko to związane jest z pobytem Świętego Jana i innych apostołów i ma więcej historycznych podstaw. Nikt na prawdę nie wie gdzie jest prawda.
     Samo miejsce jest urocze, na zboczu góry. Pięknie zalesione i bardzo zadbane. Sam budynek to nic wielkiego. Zresztą nikt nie spodziewa się, żeby Maria mieszkała w pałacu. Atmosfera tego miejsca jednak robi swoje. Jest duża ściana przygotowana na przyczepianie życzeń. Tutaj wszędzie jest zwyczaj, w szczególnych miejscach, że ludzie wypisują swoje życzenia i wieszają je w pobliżu świętego miejsca. Nie wiem kogo to praca, Święty Mikołaj ma swoje problemy ale ktokolwiek to nie będzie to ma bardzo dużo roboty żeby je wszystkie spełnić. Tak więc zrezygnowałem z możliwości wygrania w totolotka i zostawiłem miejsce dla bardziej potrzebujących.




    Jak w wielu budynkach historycznych, zabronione jest robienie zdjęć  wewnątrz, mam tylko te przy świetle dziennym.



 Zapaliliśmy świeczki w pobliskich kapliczkach. Ja moje poświeciłem naszym rodzicom.
    Po tej krótkiej wizycie, udaliśmy się do domu naszej przewodniczki. Jest to małe gospodarstwo rolne, ale urocze. Pełno cytrynowych i mandarynkowych drzew oraz przeróżne warzywa. Wszędzie kręcą się zwierzęta. Stół zastawiony w cieniu drzewa a jedzenie przygotowała siostra przewodniczki.



Jeszcze jeden turecki posiłek, czyli przeróżnego rodzaju sałatki, warzywa i mięso. Herbata (zawsze gwarantowana), lemoniada. Po pogawędkach przy jedzeniu i zwiedzenia jej domu ruszamy do głównej atrakcji dzisiejszego dnia.
   Ephesus. Jeżeli się nie mylę to po polsku Efez. Historia tego miejsca jest bardzo bogata i dalej okryta tajemnicami. Nawet powstanie miasta jest nie określone. Jedna z teorii twierdzi, że powstało 900 lat przed nasza erą. Przechodziło z rąk do rąk różnych cywilizacji. Byli tam Hetyci, Kimerowie, Persowie, Macedończycy, Rzymianie. W trzecim wieku Efezu nie ominęły najazdy Gotów, którzy je złupili. Później Efez już nie odzyskał swojej świetności. Zniszczenia spowodowane najazdem Gotów oraz coraz silniejsze zamulanie się ujścia rzeki zapoczątkowały stopniowy upadek miasta. Morze odsuwało się coraz dalej a wąski kanał, który łączył je z portem już nie nadawał się do użytku. Bez dostępu do morza miasto straciło swoje znaczenie jako ośrodek handlowy a na skutek zabagnienia portu miasto stało się miejscem niezdrowym. Szalała malaria. Było tam też duże trzęsienie ziemi i miasto legło w gruzach. Teraz jest to największe w Turcji a może na świecie wykopalisko archeologiczne.
    Miasto ulokowana w dolinie i na zboczach gór, zasypane było gruba warstwa ziemi. Po odsypaniu tysiąca ton piasku, pokazało się piękno tego starożytnego miasta. Tutaj nauczał Święty Paweł i żył Święty Jan. O jego wielkości, świadczy amfiteatr, który mógł pomieścić 25000 ludzi.



 Widoczne części miasta, to tylko malutka jego cząstka. Reszta jest dalej zasypana ziemią. Chodząc tam, zauważyć można kolumny, rzeźby częściowo wystające z ziemi. Wszystko tutaj to wielka łamigłówka dla archeologów. Składają z malutkich kawałków ściany, rzeźby, mozaiki. Praca na setki lat i nigdy nie odkryją całości.


Ja, który kocham się w historii, chodząc po alejach tych ruin, widziałem w wyobraźni tamtejszych ludzi, senatorów, niewolników, rydwany snujących się obok mnie. Wiesia I Elaine, choć im się podobało nie czuły tego samego. Ja byłem zauroczony nie tylko pięknem, architekturą ale jego nowoczesnością i inżynierską wiedzą. Woda doprowadzona była z bardzo odległych miejsc akweduktami. Na szczytach wzgórz zbudowane zbiorniki, które ją gromadziły. Od nich rury doprowadzały ją do każdego domu. Tak więc wszędzie była bieżąca woda pod ciśnieniem. Oglądałem te rury i nie dużo różnią się od tych co ja teraz używam. Widzieliśmy łazienki gdzie były toalety, umywalki, łaźnie. 



    Technika stawiania budowli też ma swoje cuda. Łączenie kamienia z kamieniem zaskakuje pomysłowością. Na przykład kolumny. Na górze pierwszej części, wyżłobiona była dziurka, lub kilka. Wkładano w nie metalowe pręty. Do każdej dziurki drążyli mały rowek na zewnątrz. Druga cześć kolumny też miała takie dziurki, dokładnie w tych samych miejscach. Później nakładano jedna cześć na druga i w ten sposób metalowe pręty łączyły dwie części. Przez żłobki wlewano ołów, który wypełniał szczeliny między granitem i metalem. Kolumna była gotowa.
                         

    Nie chcę zanudzać, bo nie każdego to fascynuje tak jak mnie. Zdjęcia pokażą resztę.

                         
    Wróciliśmy do hotelu i natychmiast na basen i plaże. Tak naprawdę to plaży tu nie ma, bo wybrzeże jest skaliste. Raczej olbrzymie patio, z którego schodzi się do morza. Trochę słońca, chłodzenia się raz w basenie, raz w morzu, prześliczny zachód słońca na wprost hotelu i kończymy dzień obiadem.
 
 
Obowiązkowa herbata, kawa i papieros. Udajemy się na odpoczynek.