Dokończenie wczorajszego dnia.
Jeszcze wczoraj, późno
wieczorem, śnieg zamienił się w deszcz i rozpętała się burza z błyskawicami i
grzmotami. Trwało to dwie godziny i później zamieniło się jeszcze raz w śnieg. Gdzieś
o 21-ej Wiesia zwróciła uwagę na to że nasz górny taras jest zawalony śniegiem
i lodem i cały deszcz w to wsiąka, boi się więc, że może się to wszystko
zawalić. I jak tu z takim postawieniem sprawy polemizować. Gdyby się naprawdę zawalił,
miałbym poważny problem. Znów więc złapałem łopatę i w pełnym deszczu musiałem oczyścić
wszystko z tego „białego gówna”. Wróciłem do domu jak po kąpieli. Na zewnątrz
zlany deszczem a wewnątrz potem. Po małej toalecie, połamany, poszedłem
natychmiast spać.
Rano powtórka z rozrywki. Wszystko pokryte
jest 10-cio centymetrową warstwą nowego śniegu. Przed domem znów ten Pług,
zasypuje mi moją drogę dojazdową do garażu. Po oczyszczeniu samochodu wyruszam
w drogę do pracy. Niestety. Po przejechaniu kilku kilometrów, dojeżdżam do
skrzyżowania z drogą, która ma mnie doprowadzić do autostrady. Przez środek
ustawione są barykady z napisem: Droga zamknięta. Skręcam więc w prawo i mam
zamiar dojechać tą trasa do samego Mostu Washingtona. Na następnym skrzyżowaniu
znów barykada z tym samym napisem, tylko w przeciwnym kierunku. Tego już za
dużo. Zawracam samochód w miejscu i wracam do punktu pierwszej barykady. Przejeżdżam
przez ustawione pachołki z nadzieją, że mnie nikt nie aresztuje. W połowie
drogi znajduję powód zamknięcia. Po deszczu, cała woda spłynęła w niżej położoną
część drogi i zablokowana z każdej strony przez śnieg, stworzyła małe jeziorko.
Tak jest zresztą wszędzie, jak się później przekonuję. Mnie już wszystko jedno.
Wjeżdżam w to i bez problemu przebijam się na druga stronę. Dobrze jest mieć duży
samochód.
Na autostradzie mało samochodów. Niestety,
dziur w drodze jest olbrzymia ilość. Tak jest do samego końca. Nie wiem jak oni
to wszystko naprawia. Sól, śnieg, deszcz, niskie i wysokie temperatury dopięły
swego. Tysiące dziur. Już później na budowie mamy tego dowód. Moje biuro jest
przy okrężnicy, z której się wjeżdża, albo zjeżdża z autostrady. Przez cały
dzień stoi tu dziesiątki samochodów z rozwalonymi oponami. Przeważnie te z
drogimi małymi oponami.
Tutaj inne miejsce. Przynajmniej 12 samochodów z uszkodzonymi oponami.
Tutaj inne miejsce. Przynajmniej 12 samochodów z uszkodzonymi oponami.
Dalej pada śnieg, ale widać, że to końcówka.
W radio podają wiadomość, że jutro mam spaść następne 10 centymetrów. Co chwila
tworzą się korki. Z różnych powodów. Wypadki, woda zebrana w niższych częściach
dróg, dziury w drodze. Teraz to jeszcze mało samochodów, ale powrót do domu
będzie makabryczny.
W pracy wszyscy jak na zawołanie wyzywają
tych od pługów śnieżnych. Widać nie tylko ja mam ten problem. Mój kolega Paul,
opowiada historie, jak żona go zmuszała do odśnieżania górnego tarasu. Tylko, że
on kategorycznie odmówił. Tak sobie myślę, czy czasem kobiety, zanim się nie urodzą,
ich dusze, nie są w jakiej specjalnej szkole w której głównym temat to: Metody
zatruwania życia swojemu mężowi, z uśmiechem na twarzy.
Na zakończenie podaję mój bardzo opóźniony
film z wakacji w Turcji Jest to część z Istambułu . Tylko ze zdjęć. Więc został
mi jeszcze film.
I jeszcze dla wszystkich Pan, które zaglądają na tą stronę, wszystkiego najlepszego w dniu Walentynki. I nawet kiedy chodziłyście do tych szkół, żeby nam utrudniać życie, życzę wspaniałego dnia i całego roku. A jak nie ma tej osoby, która Wam tego życzy, to zawsze można na mnie liczyć, chociaż już starszy i zgryźliwy. Wszystkiego naj…, naj…
HAPPY VALENTINE’S DAY!!!!