Monday, May 18, 2015

Dziki zachód


       Ponieważ nic ciekawego się nie wydarzyło, wrócę dzisiaj do wspomnień.
     W każdym okresie życia, nasze zachowanie jest często kontrolowane przez otoczenie i warunki w których żyjemy.
I tak w czasie dzieciństwa a dokładnie w podstawówce, byłem grzecznym chłopcem a w szkole tym którego bito i wyśmiewano. W klasie miałem kilku takich, co znęcali się nad mną przez wiele lat. Przyjąłem to za normalne i chowałem się w cieniu.  W szkole średniej nie pozwoliłem sobie już na to i odbiłem sobie za poprzednie lata. Znalazłem się w grupie, która potrafiła się bawić i szukać metod jak podwyższyć sobie poziom adrenaliny.
    Studia to znalezienie się w grupie rządzącej a w tamtych czasach znaczyło to także niekończące się imprezy, alkohol. Ostatnie lata zmieniły się w poważną działalność polityczna i zejście do „podziemia”.
      Po wyjeździe do Stanów Zjednoczonych, zaczął się okres przetrwania. Przez długi czas byliśmy na skraju biedy i wszystko kręciło się wokół tego przetrwania. Każde posunięcie obliczane było według naszych możliwości finansowych. Powodowało to, że można było porównać moje postępowanie do zachowania zagrożonego zwierzęcia, który zrobi wszystko żeby uratować siebie i rodzinę.
     W roku 1985 pracowałem już jako poczatkujący inżynier. Moim szefem był wtedy (później mój dobry przyjaciel) Willi, który był w rodzinie z właścicielami firmy. Był też powiązany z mafią i wszyscy się go bardzo bali. Ja od początku byłem jego ulubionym pracownikiem.
     Pracowaliśmy na Południowym Bronksie. Jest to najgorsza dzielnica w naszym mieście ale wtedy sytuacja tam była jeszcze gorsza. Jednego poranka, podszedł do mnie Portorykanin i spytał się, czy nie chcę kupić kamery filmowej. Na co dzień nie było mnie na nią stać, a chciałem ją mieć. Elaine dorastała i warto było zrobić trochę filmów z czasów jej dzieciństwa. Nadarzyła się okazja, że mogę ją dostać za bardzo małe pieniądze i się skusiłem. Po negocjacjach, doszliśmy do zgody, że zapłacę 100 dolarów. Chociaż była to dla mnie duża suma, zdecydowałem się na jej kupno. Odszukałem swojego szefa i poprosiłem go o pożyczenie mi tej sumy.
      Wróciłem w miejsce gdzie czekał na mnie sprzedający i chciałem mu zapłacić ale najpierw poprosiłem go, że chce ją obejrzeć, bo była w opakowaniu. Wiedziałem z opowiadań, że często można tak kupić cegłówkę, zamiast tego co powinno być w pudełku. Ten zgodził się ale poprosił żeby wejść za budynek, bo nie chce, żeby nas zobaczyła policja . Oczywiście kamera sprzedawana była nielegalnie.
     Poszliśmy w tym kierunku. Ja trzymałem kamerę w lewej ręce a pieniądze w prawej. W połowie drogi, niespodziewanie, wyrwał mi je z ręki i zaczął uciekać. Natychmiast się domyśliłem, że kupiłem puste pudełko. Wściekły, że wystrychnięto mnie na dudka i załamany ze straciłem pieniądze zacząłem działać bez myślenia.
Biegłem za nim kilka ulic. Za mną mój szef, który był obok.
Dobiegliśmy do ulicy, nad którą znajdował się subway (nasze metro). Zaparkowany tam był jego samochód. Wskoczył do środka, zamknął drzwi i kiedy dobiegłem do niego zapalał już auto. Próbowałem otworzyć drzwi ale były zablokowane. Samochód zaczął ruszać, więc wskoczyłem na maskę. Ten jednak nie zamierzał się zatrzymać. Jechaliśmy tak kilkaset metrów. Ja, tak jak w filmach gangsterskich, leżałem rozciągnięty na masce, trzymając się kurczowo załamaniom nad  przednią szybą. Na skrzyżowaniu skręcił gwałtownie w prawo. Tu przypominają mi się filmy na których facet wsi na samochodzie podobnie do mnie i kierowca nie może go zrzucić nawet na zakrętach. Wierzcie mi, że to prawie niemożliwe. Odrzuciło mnie i sturlałem się natychmiast, spadając na jezdnię. W oddali zauważyłem mojego szefa wymachującego ramionami. Nie zwracałem uwagi na to co krzyczał. Kiedy leżałem na ulicy, podjechał prywatny samochód i zatrzymał się bo blokowałem drogę. Natychmiast wstałem i podbiegłem do drzwi pasażera. Wskoczyłem do środka i powiedziałem szybko: jedź za tym samochodem. Facet był trochę przestraszony. Nie był pewien z kim ma do czynienia. Ja miałem duże radio, jak policjant, wiec może myślał, że ja nim jestem. Jechaliśmy tak wiele ulic. Niestety mój kierowca zatrzymał się na czerwonym świetle a uciekający nie. Wyskoczyłem z samochodu, podbiegłem do drzwi kierowcy Kazałem mu się przesunąć i powiedziałem, że teraz ja będę kierował. Przestraszony, grzecznie się przeniósł na siedzenie pasażera. Szybko dogoniłem znajomy samochód. Jechaliśmy za nim kilka minut. Wreszcie popełnił błąd. Skręcił w ślepą uliczkę. Zatrzymałem samochód blokując wyjazd. Wyszedłem wściekły i podszedłem do okna kierowcy. Zaznaczę tu, że to było, delikatnie powiedziane, bardzo głupie. Byłem w najgorszej dzielnicy, gdzie codzienna się strzelają. W samochodzie był ktoś, kto mógł mieć pistolet i bardzo szybko mogłem tam zakończyć swoje życie. Wtedy nie miało to dla mnie znaczenia.  Wiedziałem, że muszę odzyskać moje pieniądze. 
     Kiedy podszedłem do okna, musiałem wyglądać wściekle i groźnie, bo facet wyglądał na przestraszonego. Nie chciał otworzyć drzwi. Złapałem coś z drogi i wybiłem szybę. Zacząłem krzyczeć, że ma mi oddać pieniądze. Szybko, bez protestu wyciągnął rękę i podał mi moje 100 dolarów. Wyrwałem je szybko i wróciłem do „swojego” samochodu. Po kilku minutach wróciłem na budowę. W miejscu rozpoczęcia akcji, stał mój szef z pracownikami.  
   Wychodząc, podziękowałem właścicielowi i dałem mu 20 dolarów za jego pomoc. Nic nie odpowiedział, tylko szybko odjechał.
       Mój szef, także zdenerwowany, pukał się po głowie.
-       Ty jesteś wariat. Czy Ty wiesz że jesteśmy na Bronksie. Mogli Cię zastrzelić. Tylko Polak mógł coś takiego zrobić.
   Później, przez wiele miesięcy, była to jego główna historia, którą każdemu opowiadał. Ale wtedy, już jako zabawna opowiastka, jak Polak na Bronksie odebrał swoje pieniądze kryminaliście.